czwartek, 11 września 2014

Rozdział 1. Hogwart.




Miesiąc później


   - Na Marlina, przez ciebie spóźnimy się na pociąg! - warknęła w stronę Dorcas Carmen Hudson. Obie dziewczyny pchały właśnie swoje wózki, wchodząc na peron 9 3/4. Za nie całe dwie minuty miały znaleźć się w pociągu jadącym do Hogwaru - szkoły dla magicznie uzdolnionych lub po prostu czarodziejów.
   - No przepraszam bardzo. Miałam wyjść z domu wyglądając jak bezdomna? Z resztą nie ważne. Nie rozumiem, czemu Dumbledore nie pozwolił mi zostać w Londynie. Wyszło by to wszystkim na korzyść. Ty byś się nie spóźniła, a ja miałabym spokój. - czarnowłosa wciąż nie rozumiała, dlaczego jechała do Hogwartu. Miała zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie, niż nauka.
   - Wiesz, że do osiągnięcia pełnoletności musisz uczęszczać do szkoły. Musisz ukończyć ostatnią klasę, aby w przyszłości mieć jakiś zawód. - dziewczyny weszły do pociągu i zaczęły rozglądać się za wolnym przedziałem.
   Hudson była o rok młodsza od przyjaciółki, ta dopiero zaczynała 6 rok. Dziewczyna była niska, szczupła, miała brązowe, prawie czarne włosy i ciemną karnacje. Jej orzechowe oczy potrafiły przejrzeć duszę człowieka na wylot.
   Dorcas poznała Carmen pół roku temu, gdy Dumbledore wysłał ją, by zamieszkała na czas nieokreślony z rodziną Hudson. Dziewczyny od razu stały się sobie bliskie. Dzieliły ze sobą nie tylko pokój, ale również sekrety. Wiedziały o sobie wszystko, nawet te rzeczy, których Meadowes nie zdradziłaby nikomu innemu. Miała nie za ciekawą przeszłość i mimo, że polubiła rodzinę przyjaciółki. Była tam tylko na chwilę, więc nie chcąc już być dodatkowym kołem u wozu, dwa miesiące wcześniej uciekła z domu przyjaciółki. Miała w tym czasie załatwić pewną sprawę, którą poprzysięgła sobie paręnaście lat temu. Niestety nie wszystko wtedy wyszło po jej myśli i po paru niefortunnych zdarzeniach dyrektor Hogwaru ją znalazł i musiała mieszkać przez miesiąc pod nadzorem. A teraz musiała jechać do szkoły.
   - Szczerze mówiąc, nie jest mi to potrzebne. Hogwart niczego mnie nie nauczy. Więcej nauczyłam się przez te wszystkie lata, w których nie było mnie w szkole. - mruknęła cicho do przyjaciółki, gdy obok nich przechodziła grupa chłopców. Brunet, który szedł na końcu, gdy zauważył dziewczyny przystanął uśmiechając się złośliwie.
   - No, no. Kogo my tu mamy. Carmen Hudson. Dziwie się, że takich mieszańców jeszcze trzymają w szkole. - przed przyjaciółkami stał nie kto inny jak Damon Morgan, czarodziej czystej krwi, który od jakiegoś czasu dogryzał Hudson. Oboje byli w tym samym wieku. Jak można było się domyślić, chłopak znajdował się w Slytherinie.
   - Czego chcesz Morgan? - Dziewczyna starała się zachować obojętny wyraz twarzy mimo, że było jej ciężko.
   - Nie wiem kim do cholery jesteś, ale daruj sobie i idź. - warknęła Meadows po czym chwyciła przyjaciółkę za ramię i ruszyła do przodu.
  W końcu udało im się znaleźć wolny przedział. Rozłożyły się wygodnie i Dorcas zaczęła wypytywać czarnowłosą o tego chłopaka.


Nie wiesz co czuję,
Jestem ponad to, czym mnie stworzyłeś

***

  Gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Hogsmeade na peron wysypali się uczniowie wszystkich domów. Nad zaaferowaną młodzieżą dało się zauważyć Rubeusa Hagrida - gajowego Hogwartu, który miał za zadanie poprowadzić pierwszorocznych. 
   Z pociągu wyszli Huncwoci w towarzystwie Lily Evans i Annabell Rose, które dosiadły się do nich w czasie jazdy. Dosiadły to może za szumna nazwa. Ann zaciągnęła wręcz siłą przyjaciółkę do przedziału chłopców. 
  - Nareszcie w domu! - zawołał James przeciągając się. Potter był przystojnym chłopakiem, kapitanem drużyny Quidditcha oraz wraz z Syriuszem obiektem westchnień większości płci pięknej. 
  - Jeszcze nie jesteśmy w domu, Rogaczu. Póki co znajdujemy się na stacji. - mruknął uśmiechając się od ucha do ucha Black. Zdecydowanie cieszył się z powrotu do szkoły. W domu nie był mile widziany, gdyż jego rodzina nie tolerowała tego, że trafił do Gryffindoru i zadawał się ze zdrajcami krwi oraz szlamami. W Hogwarcie można powiedzieć że uchodził za boga, w końcu niczego mu nie brakowało. Był wysoki, dobrze zbudowany, swoimi stalowymi oczami niejednokrotnie doprowadzał do palpitacji serca dziewczyny. Po prostu szkolny casanova. 
  - E tam. - chłopak machnął na przyjaciela ręką. - Jak dla mnie to już jesteśmy na miejscu. 
  - Macie jakieś plany na uczczenie rozpoczęcia roku? - zainteresowała się Ann, która podeszła do Lupina i przytuliła się do niego. Chłopak w odpowiedzi pocałował dziewczynę w czoło. 
   Remus Lupin był trzecim z czwórki Huncwotów, uchodził za tego najrozsądniejszego, ale humoru jak i urody też mu nie brakowało. Może właśnie to przyciągnęło do niego blondynkę. Od zeszłego roku zostali parą. W wakacje ich relacja się umocniła.  
   James popatrzył z lekką zazdrością na Lunatyka, po czym uśmiechnął się i odwrócił do Rudej. 
   - Ej, Lilka a może my też się tak obejmiemy? Będzie tak romantycznie. 
   - Daruj sobie Potter. Kiedy w końcu zrozumiesz, że nie jestem zainteresowana? 
   - No to aby umocnić nasz związek, może umówisz się ze mną? - chłopak jakby nie usłyszał odpowiedzi dziewczyny i uśmiechnął się do niej figlarnie. Ta natomiast tylko przewróciła oczami, modląc się aby w końcu ten popapraniec dał jej spokój.
   Panna Evans była rudowłosą Gryfonką, kujonką i  od pierwszej klasy obiektem zainteresowania Rogacza, który swoim zachowaniem bardziej odstraszał niż przyciągał dziewczynę. Bardzo często była też obiektem drwin w szkole ze względu na swoje pochodzenie. Lily była mugolaczką.
    Nim się obejrzeli, wszyscy znaleźli się przed zamkiem. W końcu w dobrym towarzystwie czas płynie za szybko.
   - Teraz możesz powiedzieć, że nareszcie w domu. - powiedział Łapa, kiedy stanęli przed bramą Hogwartu.

Nie wiem, gdzie jest moje miejsce
Ale wciąż będę szukać. 

***

  - Witam wszystkich w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. - zaczął jak co roku dyrektor szkoły Albus Dumbledore patrząc na uczniów znad swoich okularów połówek. 
  - Czy mi się zdaje czy mu urosła jeszcze dłuższa broda? - szepnął Syriusz do Pottera, na co ten odpowiedział mu chichotem. 
  - Cieszę się, że wszyscy dotarli bezpiecznie. Wiem, że jesteście zmęczeni długą jazdą dlatego nie przedłużając, profesor Mcgonagall proszę o wniesienie Tiary Przydziału. - wraz z wniesieniem przez opiekunkę Gryffindoru Tiary Black przestał słuchać. Zupełnie nie interesowało go jaki pierwszoroczniak trafi do jakiego domu. Nuda. Za to zaczął rozmyślać o tym, jaki by kawał można było urządzić. W końcu jakoś młodsi muszą ich zapamiętać. Każdy powinien wiedzieć kim są Huncwoci albo inaczej on nie nazywa się Syriusz Black. Myśli chłopaka po jakimś czasie zeszły na temat Quidditcha i zmian jakie zajdą w składzie drużyny, ze względu na to, że niektórzy zawodnicy ukończyli szkołę. 
   Poczuł, że ktoś go szturchnął. Popatrzył nieprzytomnym wzrokiem na Rogacza, a ten wskazał kierunek podestu na którym stał dyrektor. 
   - A teraz została nam jeszcze jedna osoba. Dorcas została przeniesiona z innej szkoły i będzie kończyła teraz siódmą klasę, dlatego też Tiara Przydziału zadecyduje do jakiego domu trafi ta młoda osoba. - gdy na podest weszła czarnowłosa dziewczyna, Wielką Salę wypełniły szepty. Lecz szybko ucichły pod wzrokiem Dumbledora. Syriusz spojrzał w kierunku dziewczyny i jakby ją skądś znał? Nagle go olśniło. 
   - Czy to nie jest ta laska co ją opatrzyliśmy a ona zaraz zniknęła? - zapytał James nachylając się do przyjaciół. 
   - Też mi się tak wydaje. - Szepnął Remus. 
   - Ale czy ona nie była blondynką? - Teraz do dyskusji wdał się również Black. 
   - Syriuszu, to nie jest wielki problem pofarbować włosy. - Widać było, że i Rose rozpoznała ową dziewczynę. 
   - Skąd ją znacie? - zapytała Lily, której wcześniej nie wspomnieli o tym dziwnym incydencie. Ann nachyliła się i zaczęła tłumaczyć rudowłosej. 
   - Gryffindor! - Dało się po chwili usłyszeć krzyk Tiary, a Dorcas zeszła po schodkach i udała się do wiwatującego stołu. Wyraz twarzy miała obojętny, jakby w ogóle jej nie ruszało gdzie trafiła, ani to, że cała szkoła na nią patrzyła. Łapa przyglądał się cały czas dziewczynie, a ta jakby czując na sobie jego wzrok odwróciła w jego kierunku głowę i spojrzała prosto w oczy. Jedyne co teraz widział to jej szmaragdowe tęczówki z których biła niechęć. Zaraz, niechęć? Do niego czy do szkoły? 
   Chłopak w odpowiedzi na jej wzrok uśmiechnął się swoim jednym z tych zniewalających uśmiechów, na co czarnowłosa przewróciła oczami i zaczęła wędrówkę wzrokiem po innych stołach. 
   - Jeszcze jedno mam wam do powiedzenia moi kochani. Jak wiecie Voldemort zbiera swoje szeregi. Wojna wisi w powietrzu. Jednak tutaj jesteście bezpieczni, nie pozwolę aby jakiemuś uczniowi stała się krzywda. - chłopak wciąż spoglądał na nieznajomą, która gdy padło nazwisko czarodzieja zacisnęła pięści i szczękę. Dorcas owiewała tajemnicą i on jako osoba aż za bardzo ciekawska postanowił dowiedzieć się co kryła ta dziewczyna. Pojawia się i po chwili znika. Teraz też tak miało być? - Mam nadzieję, że ten rok będzie rokiem sukcesów, siódmoroczni będą dawali przykład i obejdzie się bez niektórych nieprzyjemnych żartów. - Tu swoje słowa dyrektor skierował do Gryfonów, którzy odpowiedzieli mu w iście Huncwockim uśmiechu.


Posłuchaj piosenki, która jest w moim sercu.
***

  Po dość długim wstępie i udanej uczcie uczniowie wreszcie mogli udać się do swoich dormitoriów. Dorcas tak jak każdy wstała, jednak nie ruszyła w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali tylko w kierunku stołu Ravenclawu z którego podnosiła się Carmen. Ta gdy tylko zauważyła czarnowłosą posłała jej smutny uśmiech. 
  - Naprawdę liczyłam, że będziemy w jednym domu. - powiedziała przytulając Dorcas. 
  - Ja też miałam taką nadzieję. No cóż, stało się inaczej. - dziewczyny odsunęły się od siebie. 
  - Spotkamy się około dwudziestej drugiej na schodach głównych? - Hudson spojrzała w kierunku swojego domu, który szybko oddalał się. 
  - Dobra, do zobaczenia. - mruknęła Meadows, podczas gdy jej przyjaciółka wystrzeliła jak z procy. Nastolatka rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś ze swojego domu, jednak mieszkańcy Gryffindoru szybko się ulotnili. Zrezygnowana zaczęła iść przed siebie. Tylko co potem? Już ten zamek działał jej na nerwy. 
   Nagle na jej drodze pojawił się znikąd wysoki chłopak, a ta zauważyła go zdecydowanie za późno bo już po paru sekundach leciała w stronę ziemi. Zamknęła oczy czekając na upadek, ale ten nie nadszedł. Uchyliła jedno oko, po chwili i drugie, i co zobaczyła? Szare tęczówki wwiercające jej się w duszę. Te same tęczówki, które wpatrywały się na nią przy stole. 
   - Nawet się nie poznaliśmy a ty już lądujesz w moich ramionach. Szybka dziewczynka z ciebie. - chłopak uśmiechnął się flirciarsko, po czym podniósł ją do normalnej pozycji. - Syriusz Black. - przedstawił się wyciągając rękę. Nastolatka spojrzała na niego nie ufnie. Bynajmniej nie miała zamiaru odpowiadać na gest. 
   - Dorcas. - odpowiedziała po czym ruszyła przed siebie. Zaraz poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię i odwraca ją w swoim kierunku. 
   - Dorcas...? 
   - No, Dorcas. - mruknęła zirytowana. 
   - Chodzi mi o nazwisko. - ta patrzyła chwilę na chłopaka. Patrzyła to za małe słowo. Zadzierała głowę do góry patrząc na Łapę. Była chyba ze dwadzieścia centymetrów niższa od niego. 
   - Marshall. Dorcas Marshall. - znowu ruszyła przed siebie. Syriusz zrównał się z nią krokiem.
   - Czy my się przypadkiem nie znamy?
   - To jest twój podryw? - zapytała kpiąco, rozglądając się po szkole.
   - Nie, jakbym chciał to wiedziałabyś, że cię podrywam. Pytam na poważnie.
   - Nie wydaje mi się. - mruknęła zirytowana. Naprawdę nie miała ochoty na towarzystwo jakiego namolnego szkolnego casanovy.
   - Wydaje mi się, że kiedyś się widzieliśmy. Nie byłaś przypadkiem blondynką? - dziewczyna zesztywniała, co nie uszło uwadze Blacka. Tylko skąd on mógł wiedzieć? Nikt jej w blond włosach nie widział, ponieważ cały miesiąc utknęła u... Z resztą nie ważne. Jako blondynka trafiła tylko raz do czyjegoś domu. Nagle ją olśniło. To był ten chłopak, który otworzył drzwi w Dolinie Godryka i prawdopodobnie ten, który ją opatrzył. Nie mogła powiedzieć mu prawdy, zacząłby zadawać za dużo nieprzyjemnych pytań.
   - Nie. - skłamała. 
   - No, a skąd się przeniosłaś? - co on książkę pisze? - Czarnowłosy zdecydowanie zadawał za dużo pytań. 
   - Znikąd. - warknęła. 
   - Ale Dumbledore mówił... 
   - Tylko mówił. Nie przeniosłam się z żadnej szkoły. - przerwała chłopakowi. - Z resztą tutaj też nie będę długo. 
   - Dlaczego? - Łapa nie odpuszczał. 
   - Dobra, starczy tego. Słuchaj Syriuszu. - zaczęła, akcentując imię chłopaka. - Nie mam zamiaru grać z tobą w żadne gierki. Myślisz, że nie widzę kim jesteś? Szkolny casanova, może mieć każdą. Nie jestem zainteresowana. Chociaż pewnie powinnam paść ci do stóp i dziękować za to, że zwróciłeś na mnie swoją cenną uwagę. - Dorcas odeszła szybkim krokiem zostawiając za sobą oniemiałego Blacka. Jednak zaraz zawróciła przeklinając siebie za własną głupotę. - Pokaż mi gdzie jest Pokój Wspolny. 
   - Sama nie trafisz panno Wiem-To-Wszystko-A-Ty-Jesteś-Mi-Nie-Potrzebny? - kto jak kto, ale Łapa się tym nie przejął. Taka znajomość była nawet ciekawa. 
   - Jakbyś nie zauważył panie Jestem-Taki-Piękny-Padajcie-Do-Mych-Stóp, że jestem tu pierwszy raz. A więc? 
   - Za mną. - Odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha, po czy uszyli w kierunku wieży Gryffindoru. - Nie chcę ci psuć humoru, ale wierz mi jeszcze zostaniemy przyjaciółmi. 
   - A z czego to panie Laluś wywnioskowałeś? - zerknęła ukradkiem na swojego towarzysza. Mimo wszystko musiała przyznać, że był całkiem przystojny. 
   - Łapa. - zobaczył pytające spojrzenie dziewczyny. - Moje przezwisko to Łapa. A co do pytania. Wszystkie moje przyjaźnie tak się zaczynały. Z resztą zobaczysz jak poznasz resztę Huncwotów. - uśmiechnął się zawadiacko po czym przyśpieszył tępa. Po chwili znaleźli się pod portretem Grubej Damy.
   - Miałeś mnie zaprowadzić do Pokoju Wspólnego.
   - No i jesteśmy.
   - Stoimy przed portretem. Masz mnie za idiotkę? - zapytała, mrużąc oczy.
   - Nie. - odpowiedział chłopak, po czym odwrócił się w kierunku portretu. - Fasolki wszystkich smaków. - Obraz ku zdziwieniu Dorcas odsunął się ukazując przejście do dormitorium. Dziewczyna prychnęła.
   - Można się było tego spodziewać.
   - Jasne, jasne. Po prostu ciężko jest ci się przyznać, że coś cię zaskoczyło. - miała wrażenie, że Blackowi sprawia radość dokuczanie jej. - Panie przodem.
   -  Gentleman od siedmiu boleści się znalazł. - powiedziała szorstkim tonem i ruszyła z głową uniesioną przed siebie. Trochę przytłaczała ją ta sytuacja. Była sama w nieznanym miejscu.
   - Łapo, nareszcie! Gdzieś ty się podziewał? - zaraz po wejściu do Pokoju Wspólnego na jej towarzysza naskoczył blondyn.
   - Luniek, spokojnie. Ja tylko oprowadzałem naszą nową koleżankę. - pokazał w stronę czarnowłosej. Ta lekko się zarumieniła.
   - Od kiedy interesujesz się nowymi? - blondyn nie czekając na odpowiedź, zwrócił się w stronę Meadows. - Remus Lupin, ale możesz mówić mi Lunatyk.
   - Dorcas Marshall. - dziewczyna uścisnęła wyciągniętą rękę. Po paru sekundach stali już otoczeni, przez znajomych chłopaka.
   - James Rogacz Potter, szukający w drużynie Quidditha, a to moja przyszła dziewczyna Lily Evans. - James pokazał za siebie.
   - Nie będą twoją dziewczyną, weź to w końcu zrozum idioto! - zaczęła krzyczeć po czarnowłosym Evans, po czym, gdy się uspokoiła zwróciła się do nowej Gryfonki. - Miło ciebie poznać.
   - Ciebie też. - Dorcas wysiliła się na uśmiech.
   - Jesteś na siódmym roku? - dziewczyna pokiwała głową. - To twój kufer znajduje się u nas w pokoju. W sumie to mieszka tam tylko Ann, ale ją na pewno od razu pokochasz. Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba. - rudowłosa uśmiechnęła się szeroko po czym zaprowadziła Meadows do ich dormitorium.


Posłuchaj dźwięku z mojego wnętrza, 
To dopiero początek by odnaleźć ulgę.
***

   Syriusz leżał na łóżku przeglądając sobie mapę Huncwotów. Nie ukrywajmy, nudziło mu się. Nie miał ochoty iść spać, z resztą chyba i tak by nie zasnął ze względu na chrapiącego Pottera. Miał już odłożyć mapę, gdy pewne nazwisko przykuło jego uwagę. Mianowicie Dorcas Meadowes,  która właśnie wychodziła z Pokoju Wspólnego. Zaraz Meadowes? Przecież przedstawiła się jako Marshall. Coś było z tą dziewczyną zdecydowanie nie tak. 
   Chłopak szybko zerwał się z łóżka, zabrał bluzę i pelerynę niewidkę po czym z mapą w ręku wyszedł z dormitorium. Dzięki mapie nie musiał rozglądać się za czarnowłosą. Dziewczyna zatrzymała się przy schodach głównych i czekała. Syriusz stanął za ścianą, aby przypadkiem się nie zdradzić.
   Po chwili do Dorcas dołączyła dziewczyna. Łapa nie znał jej, w sumie to nigdy wcześniej jej nie zauważył. Carmen Hudson. Pierwsze słyszał. Chcąc usłyszeć rozmowę dziewczyn Syriusz podszedł bliżej i schował się za posągiem jakiejś znanej wiedźmy. Z tego miejsca mógł już rozróżnić słowa wypowiadane przez nastolatki.
   - ... opowiedzieć co się stało! - mulatkę poniosło trochę. Nie dbała o to, że ktoś może je usłyszeć.
   - To nie jest dobre miejsce. Z resztą zapomnij o tym. Teraz tu jestem.
   - Jakie zapomnij, Dor? Nie było cię ponad miesiąc, a kiedy już się zjawiasz, wyglądasz jakbyś przeżyła wojnę. - Meadowes przewraca tylko na to oczami, nie bardzo miała ochotę opowiadać o tym jednym miesiącu.
   - Musisz ciągnąć temat?! - warknęła. - Nie mam ochoty o tym rozpowiadać co się ze mną działo. Daj mi czas to wszystko przemyśleć.
   - Dam ci czas pod warunkiem, że powiesz mi skąd masz tą bliznę. - Black nie zrozumiał o jakiej bliźnie brunetka mówi. Nie zauważył u dziewczyny żadnej blizny.
   - Jeden idiota mi to zrobił, ale to na prawdę jest nie ważne. - ewidentnie Dorcas nie chciała, żeby jej znajoma znała prawdę.
   - Jasne nie chcesz nie mów, bo w końcu kim ja jestem, żeby znać prawdę.
   - Car, nie obrażaj się. Musisz mi pomóc.
   - Teraz pomóc, ale paru wyjaśnień to z łaski swojej nie możesz mi udzielić?
   - Najpierw muszę to sobie wszystko poukładać. - kłótnie lasek, to było to co Syriusz lubił najbardziej, jednak ta nowa dziewczyna była całkowitą zagadką. Ich ich kłótnia nie była seksowna. Wyglądała na poważną.
   - Dobra, to o co chodzi?
   - Muszę się wydostać z Hogwartu. Jest jakieś tajne wyjście?
   - Nie możesz, wiesz co Dumbledore mówił. Musisz tu zostać, tu jest bezpiecznie. - jak widać przekonywania przyjaciółki nie przynosiły oczekiwanego efektu. Obie były za bardzo uparte.
   - Ale ja nie mogę tu zostać! - warknęła czarnowłosa. - Mam coś do załatwienia, zrozum, a teleportować się nie można. - Carmen nie wyglądała na przekonaną.
   - Z tego co wiem to istnieją jakieś taje wyjścia, ale o nich wiedzą tylko Huncwoci.
   - To ci idioci, którzy myślą, że są najwspanialsi na świecie? - Jeszcze czego, ja jestem najwspanialszy na świecie. Dziewczyno, czy ty mnie widziałaś? - Jak ktoś mógł w ogóle pomyśleć, że Black nie jest idealny?
   - Ci sami. Wiesz... - Hudson nie zdążyła dokończyć, ponieważ usłyszały czyjeś kroki nadchodzące z przeciwległego korytarza.
   - Ja wam dam bachory, po nocy się szlajać, jak was tylko złapię! - Dało się usłyszeć głos woźnego pana Filcha. Dziewczyny spojrzały po sobie i po chwili już Krukonki nie było. Dorcas obejrzała się bezradna po korytarzu. Nie było drogi ucieczki. Nie żeby jakoś specjalnie się przejmowała jakimś głupim szlabanem, ale jak dyrektor się dowie, że chodzi w nocy po zamku to na pewno pomyśli, że próbuje stąd zwiać, co po części było prawdą.
   Syriusz śmiejąc się w duchu, postanowił pomóc tej niezdarnej istocie. Szybko podszedł do niej po czym chwycił za łokieć i pociągnął w stronę pierwszego lepszego tajnego przejścia. 
 
Jestem sama na rozdrożu,
Próbowałam i próbowałam powiedzieć co leży mi na sercu*


*Beyonce - Listen
                                                                                                   



Pierwszy rozdział za mną. Myślałam, że szybciej uda mi się go skończyć, ale szkoła już daje się we znaki. Jak widzicie jest tu Filch, w sumie to dlatego, że nie chciało mi się za bardzo wymyślać nowych postaci xd Mam nadzieję, że rozdział w miarę jest dobry. 
Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby każdy kto go przeczyta zostawił komentarz. Za te pod poprzednim postem bardzo dziękuję. Za wszelkie błędy przepraszam.
Do następnego rozdziału. 
Destiny. ♥