piątek, 28 sierpnia 2015

Pierwsze urodziny bloga!

Pamiętam jak ''niedawno'' dodawałam na "I będę Twoją nadzieją, kiedy poczujesz, że to koniec" prolog, a tu już minął rok (26 sierpnia). Czas bardzo szybko zleciał.
Miał być z tej okazji one shot, ale niestety nie wyrobiłam. Obiecuję jak tylko go dokończę pojawi się na blogu.
Bardzo chciałabym podziękować Wam wszystkim na ten wspaniały rok. Za każde wyświetlenie, za każdy komentarz, za każde miłe słowo. Jestem Wam bardzo wdzięczna, za to, że pomimo tych głupich błędów popełnianych przeze mnie, nadal jesteście. Dziękuję, każdemu kto przeczytał te 9 rozdziałów lub chociaż jeden z nich. Dziękuję każdemu, kto został ze mną i z tą historią do tego momentu i tym osobom, które dopiero zaczynają czytać mojego bloga. Sprawicie, że mam ogromną motywacje by pisać kolejne rozdziały. Każdy Wasz komentarz, każde wyświetlenia sprawia, że czuję ciepło w sercu. Wszystkie jesteście dla mnie inspiracją ♥

Najbardziej chciałabym jednak podziękować poniższym osobom:

- Crux, która postawiła pierwszy komentarz. Zaczynałyśmy przygodę z potterowskim fanfiction mniej więcej w tym samym czasie. Brakuje mi Twojego opowiadania o Jilly. Dzięki Tobie, ich pokochałam i zaczęłam zwracać na nich większą uwagę. Wiedz, że Twoje komentarze były/są dla mnie ogromną motywacją.
- Anaya Tyrell, która jest jedną ze stałych, komentujących czytelniczek. Twoje komentarze zawierają nie tylko pochwały na temat postaci czy fabuły, ale także konstruktywną krytykę. Zawsze biorę je sobie do serca, a później przetwarzam sobie w głowie cały plan opowiadania, by sprawdzić czy na pewno wszystko zawiera, a ewentualne braki w fabule zapełnić. Twoje uwagi są dla mnie bardzo ważne, bo zwracasz uwagę na wszystkie szczegóły. Nadal pamiętam nasze meile o wspólnym opowiadaniu i liczę, że kiedyś będę miała zaszczyt napisać coś z Tobą.
- Mojej siostrze M., jesteś jedną z osób, które nie dają mi spokoju dopóki nie napiszę i nie opublikuję rozdziału. Jesteś ze mną od samego początku mojej przygody na blogsferze i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną do samego końca. Przeczytałaś każdy rozdział z moich dwóch blogów (nawet te rozdziały, które nie miały najmniejszego sensu xD). Jesteś dla mnie ogromnym wsparciem. ♥
- Mojej przyjaciółce M., dziękuję Ci, za to, że mnie wspierasz i tak samo jak moja siostra, nie dajesz mi spokoju (co z tym dzwonieniem o 4 rano? xD) jeśli przez długi czas nie dodaję rozdziału. Dziękuję za podrzucanie mi pomysłów, omawianie ze mną rozdziałów. Mam nadzieję, że za niedługo będę mogła przeczytać coś Twojego ♥
- Assarii Cleto, Twoje komentarze zawsze wywołują u mnie uśmiech na twarzy. Dziękuję Ci za nie.
- Marion, Lady Mani, Panience Livvi, Rogalikowi, Porcelanowej Szczęce, Cathleen, Alicji Sims, Xottix, Chloe Ann Wolf, Camille Blue, Furii,  za każdy komentarz. Są one dla mnie bardzo ważne i dziękuję Wam za nie.
 - Każdemu Anonimkowi, doceniam to, że czytacie tego bloga. Również jesteście dla mnie ogromną motywacją.

Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca opowiadania. Liczę na to, że fanfiction doczeka dwóch lat i nawet więcej <3

Na chwilę obecną mam:
- 16 obserwatorów, ale wiem, że jest was więcej ♥ ( w ankiecie wyszło, że 54, nawet nie wiecie jak jestem z tego powodu szczęśliwa)
- 12,882 wyświetlenia
- 232 komentarze
- 9 rozdziałów

Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję Wam za ten rok, za to, że jesteście i mam nadzieję, że nadal będziecie.



Wypowiedź bez ładu i składu, ale pochodzi prosto z mojego serduszka xD
Pozdrawiam Was gorąco <3
Lupine.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 9. Jesteś warta tego uczucia.


    Miał wrażenie, że dusi się w związku z Marleną. Nie potrafił wytrzymać przy jednej dziewczynie nie więcej niż dwa tygodnie, a co dopiero z panną McKinnon, która na dodatek była upierdliwym, wrednym, małym potworkiem. Swoją obecnością i swoim charakterem potrafiła zmiażdżyć każdego, chociaż dziewczyna była niższa od Dorcas, a możecie uwierzyć mu na słowo, Meadowes była niziutka z czego czasami się nabijał, najczęściej wtedy, gdy czarnowłosa nie potrafiła do czegoś dosięgnąć.
    Chcąc nie chcąc jego myśli znowu zeszły na temat czarnowłosej Gryfonki, która ostatnio całowała się z jego najlepszym przyjacielem. Tak, on nadal nie potrafił tego widoku wyrzucić z umysłu. Chciał dla Jamesa jak najlepiej. Chciał, aby był szczęśliwy, ale na myśl o tym, że mógłby być z Dorcas sprawiała, że czuł w sercu ucisk. Nie chciał, aby oni byli razem. Nie potrafił przyjąć tej myśli do świadomości.
     Jeśli z Dorcas jakoś potrafił porozmawiać i nie wyglądać na zranionego i rozczarowanego, to przy Jamesie tak nie potrafił. Trzymał go na dystans i unikał. Nie chciał. Niestety, przyjaciel to zauważył i chciał tą sytuację wyjaśnić.
     Więc o to znajdujemy się w tym miejscu. Syriusz z nadzieją, że uda mi się zgubić Rogacza czym prędzej uciekł bocznym korytarzem, ale przecież miał do czynienia z równym sobie. Z Huncwotem, więc gdy tylko wyszedł z tajemnego przejścia stanął twarzą w twarz z Jamesem Potterem.
     - Black, porozmawiaj ze mną do cholery! - warknął przyjaciel.
     Nie wyglądał na zdenerwowanego, przybrał luzacką pozę. Jedyne co zdradzało Jamesa to nerwowe poprawianie włosów. Widać było, że bał się. A Syriusz wywnioskował, że bał się tego co może wyjść na jaw.
     Ogarnięty nagłą wściekłością, ścisnął ręce w pięści i postanowił wyjaśnić tą sytuację.
     - Dobrze. Porozmawiajmy. - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć?
     - O czym? - zapytał, nic nic rozumiejąc Potter.
     - Nie udawaj głupiego. Oboje wiemy co ostatnio wyczyniałeś. - widział jak przyjaciel próbuje sobie przypomnieć co takiego mógł zrobić, co zdenerwowało Syriusza.
     - Przykro mi stary, ale nie wiem o co ci chodzi.
     - Od kiedy jesteś z Dorcas? - zapytał prosto z mostu.
     Nie chciał słyszeć odpowiedzi. Szczerze mówiąc, nie wiedział co wyprawia. Nie kochał Dorcas. Tego był pewien. Nawet nie wiedział, czy chciałby z nią kiedykolwiek być. Nie chciał jej zranić, a znając siebie samego, byłby z nią góra dwa tygodnie, a potem by ją zostawił. Nie chciał tego. Dziewczyna naprawdę dużo dla niego znaczyła.
     - Że co? Skąd...? - Gryfon nie dał mu dokończyć.
     - Skąd to wiem? Trochę słabo ukrywacie swój związek liżąc się na korytarzu. - prychnął z pogardą.
     - Kiedy...? - zaczął mówić James, ale nagle przerwał przypominając sobie sytuację. - Stary to nie tak.
    - A jak? Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - warknął do niego.
    - Co wy macie z tym pocałunkiem? Już druga osoba mi to wypomina. Róbcie wyrzuty Dorcas! - jęknął żałośnie Potter.
    - Podobno jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, braćmi?! Nie wierzę, że mi to zrobiłeś!
    Syriusz nie miał pojęcia co robi. Wściekłość, żal, ból i inne uczucia wymieszały się razem tworząc mieszankę wybuchową.
     Do samozapłonu pozostało
     5.
     4.
     - Syriusz, porozmawiamy jak się uspokoisz. - westchnął zrezygnowany okularnik.
     3.
     Black zagrodził przyjacielowi drogę. Chciał się dowiedzieć wszystkiego.
     2.
     Potter patrząc z niedowierzaniem na przyjaciela lekko go odepchnął, by przejść koło niego.
     1.
     To przelało czarę. Oczy Syriusza zaszły czerwienią. Nie czuł nic oprócz wściekłości. Na Jamesa. Na Dorcas. Na samego siebie. Nawet, do cholery, na Petera!
      Stracił kontrolę i rzucił się z pięściami na Rogacza. Zaskoczenie opóźniło reakcję Jamesa przez co dostał prosto w szczękę. Jednak zaraz wziął się w garść i oddał mu.
      Syriuszowi poleciała krew z nosa. Czuł, że czarnowłosy chyba mu go złamał.
      Bijąc się, upadli na podłogę i tarzając się po niej kopali się wzajemnie, gryźli, ciągli za włosy. Pomiędzy uderzeniami Potter parę razy wysapał.
      - Nie jestem z nią! Syriusz!
      Oboje zostali od siebie rozdzieleni. Czuł jak jedna para rąk ociąga Jamesa od niego. Czuł jak druga osoba, co prawda słabsza, stara się go odciągnąć. Stanął na nogi, dalej się szarpiąc. Przez krew płynącą z nosa, oddychał ciężko.
      - Syriusz uspokój się!
      Poznał ten głos i nagle uczucie wściekłości go opuściło. Poczuł, że nogi ma jak z waty i z powrotem opadł na podłogę.
      Kątem oka widział jak dziewczyna kuca obok niego.
    Dopiero teraz dotarło do niego co zrobił. Pobił się ze swoim najlepszym przyjacielem. Nie mógł teraz na niego spojrzeć, aby ocenić na ile wyrządził mu krzywdy. On sam wiedział, że ma złamany nos, spuchniętą wargę i możliwe, że połamane żebra.
      Poczuł, że czarnowłosa chwyta go za podbródek i kieruje jego twarz w jej kierunku. Chciała, aby spojrzał jej w oczy. Nie mógł.
     - Popatrz na mnie. - głos miała łagodny, jakby zwracała się do dzikiego zwierzęcia, które w każdej chwili mogło uciec. Może właśnie tak wyglądał?
     Niechętnie spojrzał w jej szmaragdowe oczy i zobaczył w nich niepokój, smutek, zrozumienie.
     - Syriusz. Nie jestem z nim. Nie jesteśmy razem. - szepnęła tak cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć.
     Jego serce zalał potok uczuć. Poczucie winy i ulga.
     - Przepraszam.
     To były najszczersze przeprosiny w jego całym życiu.
     - Nie mnie jesteś winien przeprosiny. - powiedziała przykładając kawałek swojej koszuli do jego nosa, aby wytrzeć cieknącą krew.
     Dopiero teraz, gdy adrenalina opadła, poczuł ból.
     - Nic do niego nie czujesz?
     - Nic a nic. Jest moim przyjacielem. Bratem. - czuł, że mówiła to szczerze.
     Nie potrafił zrozumieć jak taka silna z charakteru dziewczyna, która miała trudną przeszłość, której ciężko się było przysposobić się do otoczenia, potrafiła się w ważnych chwilach wykazać taką ciepłą osobą. Był jej za to bardzo wdzięczny.
     Dorcas, chyba się w tobie zakochuję. Przemknęło mu przez myśl, prawie brakowało, aby to powiedział na głos. Ostatkiem sił się powstrzymał. Nie mógł. Obiecał sobie, że jej nie zrani, ponieważ mogło to być tylko jego chwilowe zauroczenie.
     - Cieszę się, że tu jesteś. - szepnął do niej po cichu.
     Widział na twarzy Meadowes chwilową niepewność, a zaraz potem dostrzegł nieśmiały uśmiech. Jego serce zabiło mocniej.
      Dziewczyna odsunęła się. Westchnął ze zrezygnowaniem. Próbował się podnieść, ale wszystkie mięśnie go bolały. Przed jego oczami pojawiła się wyciągnięta dłoń. Spojrzał na nią z wahaniem, jednak chwycił ją i podciągnął się go góry.
       Znowu stanął twarzą w twarz z Jamesem. Chłopak nie wyglądał lepiej niż on. Okulary miał złamane, lewy łuk brwiowy rozcięty, spuchniętą szczękę i lekko fioletowe oko.
       Poczuł wyrzuty sumienia.
       - Przepraszam cię, Rogacz. Nie panowałem nad sobą.
       - Wiesz, Łapa, że co by nie było i tak ci wybaczę. Obstawiam, że tak samo bym się zachował, jakbyś ty spotykał się z Lilką.
       O Potterze można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest samolubny. James Potter miał największe serce jakie może istnieć na tej planecie.
       - Ale widziałem jak się całowaliście. Poczułem się zraniony, że mi nie powiedziałeś. - w połowie nie skłamał. Na prawdę poczuł się zraniony, ale bardziej bolała go świadomość, że tą drugą połówką mogła być Dorcas. Dorcas!
       - Ten pocałunek był eksperymentem. Okazał się nic nie znaczący. - odparła z uśmiechem Meadowes, wtrącając się do rozmowy.
       - Hmmmm... A więc jak całuje nasza Dorcia? - zapytał Rogacza, patrząc wyzywająco na Gryfonkę. Kątem oka zauważył Remusa, który nieobecnym wzrokiem patrzył przed siebie. Czyli to on odciągnął Jamesa. Będzie musiał z nim potem porozmawiać. Od wyjazdu Ann, Lupin był przygaszony. Miłość była do kitu!
      - Nie najgorzej, ale szału nie ma. - oboje się zaśmiali, za co zostali trzepnięci w ramię przez Dorcas.
      - To tak jak z Marleną.
      - Pogadajcie sobie o tym w drodze do Skrzydła Szpitalnego. Oboje nie wyglądacie najlepiej. - powiedziała czarnowłosa i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku.
      - Nie idziesz z nami? Może mogłabyś pocałować bolące miejsce. - zasugerował Black wskazując na swoje usta rozciągnięte w uśmiechu.
      - Całujcie się wzajemnie! - zawołała dziewczyna na odchodne, śmiejąc się.

W twym głosie słyszę śpiewające anioły
Kiedy przyciągasz mnie do siebie
Uczucia, których nigdy nie znałem
Znaczą dla mnie wszystko

***   


    Dzień za dniem powoli mijał. Naciskając na słowo powoli. Nauczyciele jakby myśląc, że uczniowie uczą się tylko jednego przedmiotu, zadawali całe stosy wypracowań.
    Remus wraz z Lily, Dorcas i Huncwotami nie mieli chwili wytchnienia. Nie było nawet okazji by porozmawiać. Wstawali, szli na lekcje, jedli, odrabiali zadania, kuli do późna i szli spać. To był od jakiego czasu ich stały plan dnia. Trzeba było do tego dodać jeszcze treningi Quidditch'a, na które prawie nie było czasu, a James, Syriusz i Dorcas musieli jakoś to wszystko pogodzić. Tak, Dorcas dostała się do drużyny Gryffidoru na pozycję ścigającego. I swoją drogą nie szło jej najgorzej.
    Październik powoli się kończył, a na początku listopada miał się odbyć pierwszy mecz. Podziwiał swoich przyjaciół za taką wytrwałość. Sport nie był jego mocną stroną.
     Ten poranek nie zwiastował dobrego dnia. Mieli sprawdzian z Historii Magii o Podbojach Centaurów w Walii, później dwie godziny eliksirów ze ślizgonami, a później jeszcze on miał korepetycje z Marleną. Zapowiadał się po prostu piękny dzień (oczywiście, to był sarkazm, bo prawie cztery godziny z Marleną, nie mogły być łączone z pięknym dniem).
     Była godzina siódma trzydzieści i wszyscy przebywający w Wielkiej Sali, wyglądali jak zombie. Robili mechaniczne ruchy nabierając jedzenia do buzi, przeżuwając i połykając.
   - Widzieliście dzisiejszego Proroka? - zapytała Lily wbiegając do Wielkiej Sali i zatrzymując się
przy stole Gryfonów. Jedyna "żyjąca" osoba.
   - Przecież dopiero przyszliśmy. Skąd niby mieliśmy wziąć Proroka? - zapytał sarkastycznie Potter.
   - Mi sowa przyniosła do pokoju. Lepiej przeczytajcie. - dziewczyna podała Jamesowi gazetę.
   Chłopak wraz z Remusem i Dorcas, którzy byli do jego prawej i lewej stronie, zaczęli czytać.
                                                               
Ministerstwo zagrożone!

Tajemnicą chyba nie jest, że Czarny Pan rośnie w siłę. Zyskuje wielu zwolenników, więc czy mamy się obawiać? Na razie nie, ale wszyscy czarodzieje powinni zachować ostrożność. Z anonimowego źródła wiemy, że Ministerstwo Magii może zostać zaatakowane! Nie wiemy kiedy i który departament najbardziej ucierpi, ale lepiej mieć się na baczności. Mówi się, że najbardziej narażoną częścią Ministerstwa może być Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jednak, szefowa DPPC tj. Amelia McKinnon zapewnia, że wszyscy są bezpieczni i nie należy siać paniki. 
Wspomnę jeszcze, że czasie ostatniego weekendu doszło do morderstw mugolaków i ich rodzin. Więc chyba perspektywa zaatakowania Ministerstwa nie jest taka odległa i wyssana z palca. Niektórzy aurorzy, którzy przez jakiś czas przebywali na terenie Hogwartu mają zostać ściągnięci do Ministerstwa Magii. Bezpieczeństwo przede wszystkim! 
                                                                                Specjalnie dla was
                                                                         Dorothy Skiter


  - Myślicie, że naprawdę zaatakują? - zapytał Rogacz, odkładając gazetę.
  - Sądzę, że to bardzo prawdopodobne. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy było cicho. - zabrał głos Remus.
  - Merlinie, coraz gorzej się robi na tym świecie. - mruknął niewyraźnie Black.
  - My na razie nie mamy się co martwić. Wychodzi na to, że największe niebezpieczeństwo grozi McKinnonom. Mama Marleny zajmuje jedno z ważniejszych stanowisk, a niedawno aresztowali naprawdę groźnych śmierciożerców. - oznajmiła Lily.
    Remus poczuł współczucie dla Marleny. Nie wiedział jakie relacje łączyły ją i jej mamę, ale wychodziło na to, że jej rodzina jest w niebezpieczeństwie.
    Ostatnimi czasy ich relacje uległy małej zmianie. Blondynka przestała zwracać się do niego z nienawiścią. Musieli tylko oboje pamiętać, by ograniczyć swoje tematy rozmów do eliksirów, a wtedy obywało się bez niemiłych niespodzianek. Oboje przyzwyczaili się do myśli, że muszą spędzić ten czas razem. Mieli już za sobą trzy spotkania. Udało mu się wybłagać Slughorna, aby pozwolił im korzystać z sali w lochach, więc spokojnie mogli wszystko przerabiać w praktyce.
     Nagle zdał sobie sprawę z jednej rzeczy.
     - Mieliśmy aurorów na terenie Hogwartu? - zapytał lekko zdziwiony, swoich przyjaciół.
     - Na to wygląda, ale ja niczego nie zauważyłam. - mruknęła Evans marszcząc brwi.
   - Jak myślicie dlaczego u nas przebywali? - Syriusz też wydał się tym tematem zainteresowany.
   - Może dla dodatkowej ochrony? Wszyscy twierdzą, że Hogwart jest bezpiecznym miejscem, ale co jeśli ochrona się przyda? - Lily rozważała wszystkie możliwości.
   - Szkoła jest słabo chroniona. - usłyszeli głos za swoimi plecami i cała trójka jak na komendę odwróciła się w stronę drobnej Ślizgonki.
    - Jak to?
   - Tak to. - odparła dziewczyna, po czym zwróciła się do Remusa. - Korepetycje dziś o szesnastej.
     Dziewczyna odwróciła się z zamiarem odejścia, ale zatrzymał ją głos Syriusza.
     - Marlena, musimy pogadać.
    - Wybacz, nie bardzo mam czas. - nie starała się nawet na uprzejmość. W jej głosie, aż namacalna była niechęć.
    Tym razem McKinnon odwróciła się i kołysząc biodrami, odeszła.
    Za każdym razem, gdy Ślizgonka umawiała się z nim na korepetycje, nie czekała na jego odpowiedź. Tak też było i tym razem, a Remus zdał sobie sprawę, że i tak za każdym razem przychodzi, a nawet jeśli mu nie pasuje, to stara się wszystko poprzekładać, aby móc przyjść na spotkanie z dziewczyną. Nie czuł do niej nawet przyjaźni. W sumie sam nie wiedział co czuje. Momentami miał wrażenie, że dziewczyna ukrywa tak naprawdę wszystkie swoje uczucia, że pod tą maską jest załamaną dziewczyną. Nie wiedział jakim cudem udaje jej się pozostać niewzruszoną przez większość czasu. Nie wiedział, jak artykuł w Proroku Codziennym na nią wpłynął i za cel postawił sobie, że się tego dowie.

Światło w twoich oczach
Nie mogę nawet mówić
Czy ty w ogóle wiesz
Jak potrafisz sprawić, że czuję się słaby

***


     Gabinet Dumbledora znajdował się na piątym piętrze w wieży, oknami wychodzącymi na jezioro. Dorcas była w tym gabinecie parę razy i za każdym razem była bardzo zachwycona. Stojąc przy posągu chimery i wypowiadając hasło czuła się otoczona magią. Taką prawdziwą, zapierającą dech w piersiach, magią. Tą, która jest we wszystkich baśniach. Tą, która tworzy takie piękne rzeczy. Sam dyrektor Hogwartu też taki był.
      Wchodząc po kamiennych, kręconych schodach zdała sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie przemyślała do końca tego pomysłu. Znaczy, przyjścia tutaj. Powód jej wizyty, wciąż był ważny.
      Po chwili utwierdziła się w swoim przekonaniu, gdy dochodząc do żelaznych drzwi usłyszała podniesione głosy.
      - Jesteśmy teraz bezsilni! - dziewczyna nie była w stanie rozpoznać do kogo należy ten głos.
      - Nie jesteśmy Alaric'u. Co prawda wysłaliśmy do Ministerstwa naszych aurorów, ale znajdujemy się w Hogwarcie. Uwierz mi. Żadnemu uczniowi nie stanie się krzywda. - zapewnił spokojnym głoswem Albus.
      - Dobrze, ale jak cokolwiek się stanie, ja umywam ręce. - głos mężczyzny był pozbawiony emocji.
      Domyślając się, że rozmowa się zakończyła, podniosła dłoń i zapukała. Otworzył jej ten mężczyzna, w którym dziewczyna rozpoznała nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Nie znała imienia profesora Blackwell'a, więc wcześniej nie mogła się domyślić o kogo chodzi.
       Nauczyciel sfrustrowany wyminął ją bez słowa.
      - Dorcas! Miło cię widzieć, kochana. Wejdź. - dyrektor zaprosił ją do gabinetu.
      Meadowes zawsze zastanawiało jakim cudem Dumbledore potrafi być dla wszystkich taki wyrozumiały i taki życzliwy. Ona swoim zachowaniem nie raz udowodniła mu, że nie zasługuje na życzliwość.
       Czarnowłosa weszła do środka i jak za każdym razem, gdy tu wchodziła rozejrzała się zachwycona. Ogromna ilość książek, feniks, Myślodsiewnia i wiele, wiele innych przedmiotów, których nazwy za nic by nie zgadła.
      - Co cię tu sprowadza?
      Pytanie sprowadziło dziewczynę na ziemię i czym prędzej usiadła na fotelu, stojącym naprzeciwko biurka dyrektora.
      - Panie dyrektorze mam pytanie, a w sumie prośbę. - zaczęła dość niepewnie.
      Sama nie wiedziała, gdzie podziała się jej odwaga. Przedtem była gotowa uciec, kłócić się, nawet użyć magii, a teraz? Teraz ledwo siebie poznawała. Stała się miękka. I to zdecydowanie jej się nie podobało.
      - Zamieniam się w słuch.
      - Chodzi o to, że za niedługo jest Halloween, a po nim Wszystkich Świętych. Chciałabym po Halloween udać się do Doliny Godryka na cmentarz.
      Dorcas zaczął trząść się głos. Nie mogła pozwolić sobie na płacz. Nie przy jakiejkolwiek rozmowie dotyczącej jej rodziców.
       Do tej pory nie patrzyła na dyrektora i była zajęta oglądaniem swoich dłoni, ale Dumbledore długo się nie odezwał, więc dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego.
       Znad swoich okularów połówek dyrektor spoglądał na nią wyrozumiałym wzrokiem. Wiedziała, że się zgodzi, a raczej, miała na to nadzieję.
       - Rozumiem, że jest to dla ciebie bardzo ważne. Uwierz mi Dorcas, chciałbym się zgodzić, ale nie jestem tego pewien.
       Gryfonka poczuła ukłucie w sercu.
       - Chodzi o Śmierciożerców?
       - Między innymi. Powiedzmy, że mam odmienne zdanie co do tej całej sytuacji. - mężczyzna uśmiechnął się serdecznie, ale czarnowłosa dostrzegła, że się zestresował.
       - Wątpi pan, że zaatakują?
       - Nie. Jestem pewien, że zaatakują. Mam wątpliwości co do miejsca ataku. Dlatego wolałbym, żebyś została w Hogwarcie. - dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Dumbledore jej przerwał. - Obiecuję, że jeśli tylko się uspokoi to będziesz się mogła udać do Doliny Godryka. Ma się rozumieć, że nie sama.
       - Oczywiście. - mruknęła niewyraźnie.
       Średnio uśmiechało jej się brać kogoś na cmentarz. To była jej chwila żałoby i nie będzie czuła się komfortowo, jeśli będzie musiała znieść czyjąś dodatkową obecność.
       Dziewczyna podziękowała za rozmowę, wstała i wyszła.
       Nie była do końca zadowolona z obrotu spraw, ale lepsze to niż nic. Spojrzała na zegarek na ręce i przyśpieszyła kroku. Znowu spóźni się na trening Quidditcha. Chociaż z drugiej strony śmiesznie było wiedzieć Syriusza i Jamesa wkurzonego. Zwłaszcza Syriusza.


Wszystko jest dla mnie nowe
Wydaje się zbyt wspaniałe, by było prawdziwe

***
      
       Od jakiegoś czasu zdała sobie sprawę, że z niecierpliwością czeka na kolejne korepetycje z Remusem. Za nic nikomu by się do tego nie przyznała, ale trochę zaczęło jej na chłopaku zależeć. Spędzanie z nim czasu, pozwalało jej na przerwę w rozdrapywaniu ran. Pozwalało jej na chwilę odetchnąć i nie myśleć o tych wszystkich fatalnych wydarzeniach. O nim.
      Starała się z całej siły nie angażować się w tą znajomość. Tego typu rzeczy zawsze kończyły się boleśnie, a ona, mimo wszystko nie chciała go, a tym bardziej siebie, zranić.
       Z niecierpliwością czekała w ciemnym i zimnym, kamiennym korytarzu na Lupina. Z frustracją tupała nogą. Nienawidziła lochów! Powietrze było tam wilgotne, a od wilgoci, jej blond włosy, lekko się zakręcały.
       Korytarz oświetlały pojedyńcze pochodnie, przez co zauważyła, że ktoś się zbliża. Remus.
      Westchnęła ze złością.
      - Spóźniłeś się. - warknęła.
      - Przepraszam, księżniczko. McGonagall mnie na chwilę zatrzymała. - chłopak potargał w nerwowym geście włosy.
      - Stać cię na lepsze wymówki, niż nauczyciele. - przewróciła oczami i wpatrywała się w chłopaka, który otwierał drzwi.
     Blondyn przepuścił ją w drzwiach, aby mogła wejść pierwsza. Był jedynym chłopakiem, którego znała i przy którym nie musiała się upominać o pierwszeństwo. Był jedynym chłopakiem, który był naprawdę dobrze wychowany i nie traktował dziewczyn jak przedmioty.
      Serce jej się ścisnęło, gdy pomyślała o tym, jak zachowała się Ann i o tym, że ona zdaje sobie z tego sprawę i jeszcze nic mu nie powiedziała. Nie żeby go dobić, tylko po to, aby szybciej przebolał to.
     Weszli do środka i podeszli do biurka i miedzianego kociołka należące do profesora Slughorna.
     Widziała jego przygarbioną sylwetkę, jak w milczeniu zbierał potrzebne składniki do dzisiejszego eliksiru. Widziała jego zmęczenie, jego ból, jego nieświadomość.
      - Co tam u ciebie? - była zdziwiona słysząc swój głos, który brzmiał życzliwością.
      Po prostu chciała jak najszybciej uciszyć niektóre myśli.
       Chłopak popatrzył na nią lekko zdziwiony, po czym odpowiedział.
      - Zadziwiająco dobrze. - odparł ostrożnie.
      Jego wzrok świdrował jej duszę, a ona odniosła wrażenie, że powstrzymuje się przed pytaniami.
      Westchnęła z rezygnacją.
      - Dajesz.
      Chłopak popatrzał na nią pytająco.
      - Zadaj te pytanie, które cię męczy.
      - Czytałaś dziś Proroka Codziennego?
      Zesztywniała. A więc chodziło mu o jej rodziców. O jej mamę. O ojca.
      Poczuła jak płoną jej policzki, więc szybko odwróciła się i zaczęła czytać leżący przed nią podręcznik, po czym zaczęła wykonywać eliksir zgodnie z instrukcją. Remus był cicho i nie pytał o nic więcej, jedynie poprawiał ją co jakiś czas, kiedy z roztargnienia mieszała substancję w złą stronę lub wsypała za dużo składników.
      Zebrała się w sobie i gdy Eliksir Skurczający był już prawie gotowy i pozostało tylko odczekać piętnaście minut, aż będzie dobry do spożywania, odpowiedziała.
       - Pytałeś o Proroka, ale tak naprawdę chodziło ci o moich rodziców, prawda?
      Patrzyła na niego wyzywającym wzrokiem. Gryfon kiwnął lekko głową.
      - Cóż to prawda. Moja mama jest teraz w niebezpieczeństwie. O ojca nawet nie pytaj, nie rozmawiam o tym parszywym szczurze.
      Widziała na jego twarzy ciekawość. Domyślała się, że chciał wiedzieć, dlaczego nienawidzi ojca, ale jak podejrzewała, nie spytał o to. Wiedziała, że poznał ją na tyle, by wiedzieć, że nie lubi zdradzać za dużo o sobie. Zawsze uważała na to co mówi o sobie, ponieważ ludzie, którzy dostrzegą twoje słabości mogą to później wykorzystać.
        - Jak się z tym czujesz?
        - A jak się mam czuć? Codziennie istniej ryzyko, że w jednej chwili ktoś jest, a następnej go nie będzie. Jest to jej praca, a ja muszę to uszanować i mieć nadzieję, że nic jej się nie stanie.
     - Masz rację, ale ostatnio twoja mama wysłała naprawdę niebezpiecznych Śmierciożerców do Azkabanu.
       - Wiem to. - warknęła i spojrzała na niego z nienawiścią. Niepotrzebnie drążył temat. - W każdej chwili mogą zaatakować, a Dorothy Skiter specjalnie jeszcze wszystko wyolbrzymia i wypisuje bzdury.
      - Nie zwracaj na to uwagi.
      - To ty zacząłeś temat. - teraz to Lupin zrobił się czerwony. - Swoją drogą myślę, że nie zaatakują Ministerstwa. Hogwart jest teraz lepszym celem- zauważyła.
      - Myślisz, że mogę nas zaatakować?
      - Myślę, że to możliwe. Teraz jesteśmy słabo chronieni, co oznacza, że jesteśmy łatwym celem.
     Podjęła kolejną decyzję. Postanowiła mu powiedzieć, że wie o jego problemie.
     - Mogę cię o coś zapytać? - chłopak skinął. - Jak bardzo bolesna jest przemiana w wilkołaka?
     Obserwowała jego reakcję. Najpierw przerażenie, że ona się o tym dowiedziała, później niedowierzanie, a jeszcze później, próba zamaskowania strachu poprzez nerwowy śmiech i przeczesywanie włosów. Podejrzewała, że ten odruch nabrał od Pottera.
      - Coś ty wymyśliła, Mery? - zapytał śmiejąc się sztucznie.
      Gryfon chyba nawet nie zauważył, że zdrobnił jej imię, ale ona to zauważyła i zrobiło jej się ciepło na sercu. To, że zdrobnił jej imię, oznaczało, że dobrze o niej myślał.
       Teraz jednak musiała przyjąć maskę opanowania i pewności siebie.
      - Nic nie wymyśliłam, Lupin. Pytam poważnie i nie wmówisz mi, że sobie coś ubzdurałam.
      Chłopak utkwił swój wzrok w podłodze. Zażenowany?
      - Skąd wiesz? - zapytał prawie niesłyszalnie.
      - Domyśliłam się. Zawsze przed pełnią źle się czujesz. Co miesiąc gdzieś wyjeżdżasz, w tym samym czasie, gdy jest pełnia, a kiedy wracasz wyglądasz jak siedem nieszczęść. Dodałam to wszystko i wywnioskowałam. Na sto procent przekonałam się wtedy, gdy mieliśmy po raz pierwszy korepetycje. W dzień pełni.
     Chłopak patrzył na nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, ale wzrok miał zrozpaczony.
      - Więc jak? Jak bardzo bolesna jest przemiana?
      Remus wahał się przez chwilę, po czym odpowiedział.
     - Bardzo. Jest nie do zniesienia. Kości się łamią, krew wrze w tobie, skóra parzy. Masz wrażenie, że jesteś rozrywany na części.
     Tak myślała. Przez ostatni czas przeczytała dużo książek o wilkołakach. Jak się nimi stać, jak wygląda przemiana, o plusach, o minusach. Wiedziała już na ich temat bardzo dużo.
     - Urodziłeś się taki?
     - Nie. - odpowiedział twardym tonem.
     Nie musiała się go dopytywać. Jego głos mówił sam za siebie. Ktoś go ugryzł. Stał się wilkołakiem nie z własnej woli.
     - Ale są też plusy. - bardziej stwierdziła, niż zapytała, ale on i tak odpowiedział.
     Przy całej ich wymianie zdań nie spuszczał z niej wzroku.
     - Mamy lepszy słuch, trochę prędkość, czytałem też, że niektórzy potrafią odciążyć kogoś z bólu.* Słyszałem, jak szybko bije twoje serce, gdy zapytałem cię o Proroka. Nie wypytywałem o nic więcej, bo wiedziałem, że ta rozmowa jest dla ciebie stresująca.
     Blondynka nie skomentowała tego, bo przypomniała sobie o warzącym się eliksirze i czym prędzej zgasiła ogień i przelała zawartość kociołka do małych fiolek.
      Wyminęła bez słowa chłopaka i ruszyła po swoją torbę.
      - Powiesz o tym komuś? - jego głos był pełen napięcia.
      - Remusie, gdybym chciała, już dawno nie byłoby to tajemnicą. Nie widzę w tym sensu. Już i tak bardzo cierpisz.


Jestem delikatna, więc łatwo upadam i łamię się
Z każdym ruchem mój cały świat się trzęsie
Trzymaj mnie, żebym się nie rozpadła

***

     Obiecał, że ją sobie odpuści. Że przestanie mu zależeć. Głupie serce nie chciało go słuchać i nie zamierzało w najbliższej przyszłości z niej rezygnować. Chociaż aktualnie ona miała kogoś innego i aktualnie go nienawidziła. Wykreślić. Aktualnie nie pałała do niego bardzo przyjaznymi uczuciami. Wiedział, że znosiła go tylko dlatego, że mieli wspólnych przyjaciół. Nic poza tym. 
     Mogła go obrażać, wyśmiewać, uderzyć swoimi małymi piąstkami, a on i tak wpatrywał się w nią jak ciele w malowane wrota. Kochał ją. 
      Kochał ją i za nic by jej tego nie powiedział. Wściekłaby się. Stwierdziła, że tylko żartuje, ale gdyby naprawdę żartował dałby sobie z nią spokój po miesiącu. 
      Każdy miał Lily za drętwą panią Prefekt, która cały czas siedziała z nosem w książkach i kablowała o wszystkim Mcgonagall. Widzieli tylko jej niewielką część. 
      On widział znacznie więcej. Widział jakie ma dobre serce. Nie raz pomagała młodszym uczniom z zadaniami, kiedy powinna robić coś innego. Zawsze stawiła dobro innych nad własne. 
      Wiedział jak wrażliwa była na czyjeś nieszczęście. Gdy ktoś cierpiał, ona również. 
       Wiedział jaka jest dzielna i silna. Za każdym razem, gdy ktoś obrażał Lily z powodu jej pochodzenia, ona podnosiła się zwycięsko z tej walki. 
       Wiedział, że za każdym razem, gdy ktoś jej dokuczał ukrywała się opuszczonych korytarzach czy bibliotece i płakała. Tyle razy chciał do niej podejść i po prostu ją przytulić, pokazać jej, że nie jest sama, ale wiedział, że by go odtrąciła. 
        Był tchórzem. 
      

       Szedł korytarzem w kierunku sali z Transmutacji. Miał dziś jeden z lepszych dni, w których nie zadręczał się myślami o pewnej piegowatej, rudowłosej Gryfonce z zielonymi oczami. Przeklnął się w myślach. Ta dziewczyna totalnie zawróciła mu w głowie.
        Uczniowie, którzy przechodzili koło niego, przyglądali mu się zdziwieni i pewnie zastanawiali się czemu jest w takim dobrym humorze. Kroczył żwawo, pogwizdując jaką mugolską piosenkę, kiedy usłyszał krzyki. 
       - Jesteś podłym szczurem! - jego serce od razu, rozpoznało głos Lily. 
      Podszedł do miejsca z którego słychać było krzyki, ale nie pokazał się. Został za murem. Wolał poczekać i zobaczyć jak rozwinie się ich kłótnia, by w odpowiednim momencie wyjść i stanąć w obronie ukochanej.  
      - Ja jestem szczurem?! I mówisz to ty?! Ty?! Nic nie warta szlama?! - Severus Snape zaczął obrażać jego ukochaną. 
      - Jak mnie nazwałeś? - w głosie rudowłosej, usłyszał ból i mógłby przysiąc, że gdyby tylko wyjrzał zza zakrętu zobaczyłby jak na jej policzki wpełza rumieniec, a jej oczy napełniają się łzami. 
      - Głucha też jesteś?! - odparł z pogardą Snape. - Nazwałem cię po imieniu. Szlama. Szla-ma. Mam przeliterować? 
      - Jeszcze raz ją tak nazwiesz, a pożałujesz Smarkerusie. - nie mógł dłużej tego słuchać i zaczął być zły sam na siebie, że się zatrzymał.
      Gdyby od razu wyszedł nie nazwałby jej tak i teraz nie stałaby ze spuszczoną głową i łzami płynącymi po policzkach. Doskonale ją rozumiał. Była silna. Nawet silniejsza psychicznie od Dorcas, która była naprawdę w złym stanie, mimo, że próbowała grać twardą i niezależną, ale co innego zostać obrażonym przed nieznane osoby, a co innego przez najlepszego przyjaciela. Od osoby, której całkowicie się ufało i chociaż nienawidził Snape'a, to cenił przyjaźń, jego i Lily. Szanował to. Zazdrościł, ale szanował. Widocznie dla chłopaka z przetłuszczającymi się włosami, przyjaźń Gryfonki to za mało.
       - Nie wtrącaj się, James. - zapłakanym głosem, odezwała się do niego po cichu.
       To była jej walka i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
       Dziewczyna podeszła do byłego przyjaciela i mimo zapuchniętych oczu, spojrzała na niego wyzywająco z wściekłymi iskierkami w oczach.
        - Tego chciałeś? Proszę bardzo. Z naszą przyjaźnią koniec. - syknęła i spoliczkowała chłopaka, po czym odeszła od czarnowłosego.
       James również zamierzał odejść, ale po chwili namysłu odwrócił się i podszedł do Severusa. Popchnął go na ścianę i ścisnął za mundurek, przy szyi.
       - Nie waż się do niej więcej zbliżyć. Rozumiesz?! Bo będziesz miał ze mną do czynienia. - warknął w jego kierunku.
       Usatysfakcjonowany odwrócił się i z uśmiechem zaczął iść w kierunku, w którym zniknęła Lily.
       Nie uszedł nawet pięciu kroków, kiedy usłyszał za sobą.
       - Sectru...
       - Expeliarmus! - Snape nie zdążył wypowiedzieć zaklęcia, gdyż James był szybszy i czym prędzej pozbawił go zaklęciem, różdżki. Teraz on miał dwie, a Smarkerus ani jednej. Mógł rzucić w niego zaklęciem, ale nie chciał się zniżyć do jego poziomu. - Tylko tchórz rzuca zaklęcie przeciwnikowi w plecy. - powiedział, po czym wyrzucił różdżkę przez najbliższe okno.
      Czym prędzej popędził szukając Lily. W bibliotece jej nie zauważył, ale natknął się na Remusa, który miał Mapę Huncwotów.
      Była nad jeziorem. Od razu tam skierował swoje kroki.
      Wyszedł z zamku i poczuł chłodny wiatr. Jesień już dawno się rozpoczęła, a zima była coraz bliżej. Liście z drzew już dawno pospadały, trawa uschła, ptaki odleciały. Na dodatek pogoda dziś nie należała do najpiękniejszych. Słońca nie było, ciemne chmury zasłoniły całe niebo, przez co na dworze było szaro, a atmosfera wydawała się smutna.
      Uczniowie w większości siedzieli w zamku, a tylko niektórzy (jego zdaniem głupi) mieszkańcy domu Lwa, Węża, Kruka i Borsuka spacerowały po błoniach. Gdyby nie to, że chciał pocieszyć Evans, na pewno nie wyszedłby na dwór.
       Nigdzie nie potrafił znaleźć rudowłosej, więc rozważył swoje możliwości i zadecydował, gdzie powinien dziewczyny szukać. Z oddali widział niewysoką, samotnie stojącą wieżyczkę, w której znajdowała się Sowiarnia.** Poszedł w jej kierunku.
       Nie mylił się, bo gdy tylko wszedł do pomieszczenia usłyszał cichutkie łkanie. Poczuł jak jego serce się ściska.
       - I-idź ss-sobie James. - powiedziała pomiędzy kolejnymi szlochami Evans. Stała odwrócona do niego plecami.
       - Jak ty...
       - Twoją wodę kolońską czuć na kilometr. Będę musiała ci kiedyś wytłumaczyć, że wylewanie na siebie całej buteleczki nie przyciągnie do ciebie tłumu dziewczyn. - chłopak roześmiał się na jej wypowiedź.
       Chociaż to raczej on powinien ją pocieszać.
       - Co się stało? - zapytał, podchodząc do niej i przytulając ją.
       Dziewczyna stała chwilę sztywna, po czym wtuliła się w jego ramiona.
       - Naprawdę nie wiesz? - zapytała sarkastycznie. - Severus okazał się dupkiem. Scott też okazał się dupkiem. Straciłam mojego najlepszego przyjaciela.
       Nie wiedział, że zarwała ze Scottem... albo to on z nią zerwał? Nieważne. Mimo, że nie popierał ich związku, gdy widział, że Lily jest szczęśliwa, on też czuł się lepiej. Chociaż to nie przez niego. Chciał, aby miała wszystko co najlepsze. Zasługiwała na szczęście.
       - Jakby tego było mało, źle cię oceniłam i nakrzyczałam na ciebie bez powodu. Wiem, że nie jesteś z Dorcas. Nie zrobiłbyś tego Syriuszowi, a ja naskoczyłam na ciebie. - dziewczyna wyszeptała te słowa, ale on doskonale je słyszał. Zrobiło mu się ciepło na sercu, przekonywała się do niego. -  Przepraszam. - dodała, po czym zaraz zaniosła się płaczem.
       - Ciii... wszystko będzie dobrze - pogładził ją po włosach.
       Nie wiedział co zrobić. Nie lubił pocieszać dziewczyn, bo nigdy nie był pewny czy to pomoże. Czy samo bycie przy kimś i głaskanie może wystarczyć? Odpowiedź była chyba twierdząca, bo Gryfonka po jakimś czasie uspokoiła się.
       - Nie masz za co przepraszać. - powiedział, po czym chwycił delikatnie dłońmi podbródek Evans i podniósł ku górze, tak by spojrzała mu w oczy. - Nie masz za co przepraszać, rozumiesz?
      Ledwo dostrzegalnie kiwnęła głową, po czym odwróciła twarz.
       - Nie chcę żebyś widział mnie płaczącą.
       - Lily, już chyba na to za późno. - usłyszał jak pociągnęła nosem i przeklął na siebie w myślach za to co powiedział. - Nie powinnaś się przejmować tym, że ktoś widzi cię płaczącą.
       - Niby dlaczego?
       - Bo ja uważam, że wyglądasz pięknie, kiedy płaczesz.
       Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła się delikatnie.
       - Kłamiesz.
       - Wcale nie.
       - Nie rozumiem ciebie. Dlaczego jesteś dla mnie taki? - zaczęła temat, kiedy tylko się uspokoiła.
       - Jaki?
       - Dlaczego wciąż masz nadzieję, że kiedyś coś między nami będzie? Dlaczego wciąż coś do mnie czujesz? Nie jestem warta tego uczucia. Od lat byłam dla ciebie wredna, starałam się zrobić wszystko, żebyś dał mi spokój.
        Chłopak przetrawił na spokojnie słowa dziewczyny. W większości miała rację. Przez całe lata, gdy próbował, tych swoich godnych pożałowania, podrywów, ona go spławiała, obrażała i robiła wiele innych rzeczy, a on wciąż coś do niej czuł. Te uczucie nie przemijało, mógł wręcz powiedzieć, że zdecydowanie wzmocniło się.
         - Jesteś warta tego uczucia. Jesteś warta wszystkiego. - powiedział po czym podszedł i znowu chwycił dłońmi jej podbródek. Chciał, aby zrozumiała. - Jesteś najmądrzejszą, najodważniejszą, dobrą, uczciwą, szlachetną osobą jaką kiedykolwiek poznałem. I wciąż trzymam się nadziei, że kiedyś zwrócisz na mnie uwagę i zgodzisz się na randkę ze mnę. Życie jest krótkie, a ja nie chcę stracić żadnego dnia bez ciebie. Nawet jeśli masz się po mnie drzeć, bić książkami czy obrażać.
         Połowa dziewczyn rzuciłaby się i zacałowała chłopaka za takie wyznania, a druga połowa dziewczyn wyśmiałaby go. Lily nic nie zrobiła. Stała w wpatrywała się w niego. Jej twarz rozjaśniała, jakby zdała sobie z czegoś sprawę.
         - Myślę, że kiedyś zgodzę się na randkę z tobą. - uśmiechnęła się do niego szeroko, a po niedawnym płaczu nie było śladu.
         Potter też się uśmiechnął. Czuł chęć pocałowania jej, zwłaszcza, że ich usta dzieliło niecałe pięć centymetrów, ale w odpowiedniej chwili się opamiętał i odsunął.
         Powiedziała, że za jakiś czas powinna się zgodzić, a to oznaczało, że za da mu szansę. Nie jako zwykłemu przyjacielowi, ale jako komuś więcej.
        Powiadają, że to nadzieja trzyma nas przy życiu. Jego nadzieja, zwana Lily Evans, na pewno go trzymała przy życiu.

Trzymaj mnie, żebym nie utonęła w twej miłości
Trzymaj mnie, żebym się nie rozpadła
Proszę, obiecaj mi, że
Zawsze będziesz w moim zasięgu
Powiedz, że tu będziesz***



* Postanowiłam dodać trochę supermocy Remusowi, skoro jest wilkołakiem to niech ma też z tego jakiś pożytek 
** Wiem, że w książce Sowiarnia znajdowała się gdzieś indziej. Tutaj umieściłam ją tak jak była pokazana w filmie
*** Demi Lovato - Lightweight
                                                                                                        

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale jak tylko go skończyłam nie miałam jakoś zbytnio czasu go sprawdzać. 
Ogólnie mam wrażenie, że wyszedł mdły, ale jestem w miarę z niego zadowolona. Miałam dodać jeszcze trzy fragmenty, ale postanowiłam je przenieść do następnego rozdziału. 
Od następnego rozdziału akcja trochę nabierze rozpędu. Przynajmniej taką mam nadzieję. Wiem, że wyszło mało Dorcas i Syriusza, ale w następnych rozdziałach będzie ich sporo :) 
Mam nadzieję, że jesteście zadowolone :) Jeszcze raz przepraszam, za tak długą nieobecność.

Z góry przepraszam za błędy.

Pozdrawiam,
Lupine :*