czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 6. Nasza buntowniczka w drużynie?

Ten rozdział dedykuję mojej siostrze M. i przyjaciółce M. które, gdybym go nie napisała i nie dodała, nie dałyby mi żyć. Także mam nadzieję, że rozdział spełni wasze oczekiwania :) 



     Miłość jest pojęciem względnym. Niby ją widzisz, ale jej nie zdefiniujesz. Znaczy można, ale nie określisz tym pojęciem prawdziwej miłości. To będzie taki suchy fakt typu '' uczucie pomiędzy dwójką ludzi'', ale jak to na prawdę wygląda? Jeśli wzięło by się jego dotychczasowe życie, to zauważyło by się, że w jego życiu, miłości to raczej w ogóle nie było. Pomiędzy rodzicami, pomiędzy rodzicami a nim, czy po między nim a jakąś dziewczyną. Nic, kompletny brak jakiegokolwiek uczucia.
    Tak było dopóki nie poznał Annabell. Uczucie miłości wypełniło go całego. Był szczęśliwy. Dokładnie. BYŁ. Czas przeszły.
    Jeszcze niedawno wierzył, że razem z Rose dadzą radę trudniejszemu okresowi w ich związku, że pomimo tego, że coś między nimi zaczęło się psuć, to podniosą się zwycięsko z tej bitwy. Mylił się. 
    Przegrali, a raczej on przegrał.
    Wyjazd blondynki tylko wszystko przyspieszył, tak bardzo ją kochał i zawsze wierzył, że to uczucie jest odwzajemnione.
    Dlatego tak bardzo zabolały wypowiedziane przed chwilą słowa.
    - Powinniśmy zerwać. - chłopak wpatrywał się w nią nierozumiejącym wzrokiem, dopóki nie dotarł do niego sens wypowiedzianych przez dziewczynę słów.
    - Dlaczego? - starał się brzmieć spokojnie, choć miał wrażenie, że jego serce na chwilę przestało bić.
    - Doskonale wiesz, że to nie ma sensu. Za parę dni wyjeżdżam. Do Francji. - ciężko było jej patrzeć prosto w oczy Lupina.
    - Damy radę. Będziemy do siebie pisać, będziemy się odwiedzać.
    - Wiesz jak ciężkie są związki na odległość. Rozmawialiśmy o tym. - widziała, ból w jego oczach. Miała z tego powodu lekkie poczucie winy, ale co mogła na to poradzić?
    - Nie. To ty mówiłaś. Dajmy sobie szansę. - był zdumiony jak szybko szczęście może zniknąć.
    Blondynka spojrzała na niego z rezygnacją, doskonale wiedziała, że za niedługo ten związek się zakończy. Teraz pozostało jej tylko nie wypaść z roli i dalej brnąć w to kłamstwo.
    - Możemy spróbować, ale jeśli któreś z nas, znajdzie sobie kogoś, nie będziemy mieć o to pretensji.
    - Jesteśmy parą już dość długo, więc chyba od tak nie przyjdzie zauroczenie kimś innym? - nie bardzo rozumiał co Gryfonka miała na myśli.
    Wierzył, chciał wierzyć, że w przyszłości staną obok siebie.
     - Nie wiem, ale nie chcę, abyśmy mieli potem do siebie żal. - nie patrzyła na niego. Nie chciała, a może nie mogła?
     - Dobrze. Zgadzam się.

Zamykam oczy, odwracam wzrok,
A to dlatego, że nie czuję się w porządku.

***


   Uczucie bezradności jest tak beznadziejne, że nie masz pojęcia co ze sobą zrobić. Najchętniej siadłabyś na ziemi i zaczęła cicho pochlipywać, aż w końcu wybuchnęłabyś niekontrolowanym płaczem. Płaczem, który odebrałby ci wszystkie siły. Czujesz, że nie pasujesz, ale nie wiesz pod jakim względem. No bo co może być nie tak? Czasami czujesz się niewidzialna, a osoby które cię otaczają, nawet te z którymi rozmawiasz, mają cię gdzieś. Gdzie leży problem? W tobie? W nich?
     Jesteś przepełniona smutkiem. Bezsilność cię pochłania i nie widać żadnego przebłysku słońca. Wszystko jest szare. Chciałabyś być silna, a w twoich oczach widać ślady po niedawnych łzach, które znowu zbierają się pod powiekami. Poddajesz się. Jedno pociągnięcie nosem. Weź się w garść. Jednak łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
     Czasami chcąc się pozbyć tego beznadziejnego uczucia, pragniemy poczuć ból. Ból zadany przez samych siebie. Byleby odciągnąć od siebie te rozrywające uczucie. Niestety, nie dość, że ona czuła się beznadziejnie, to ból nie był zadany przez nią.
     - Myślisz, że długo będą cię tu jeszcze trzymać, szlamo? - wysoki brunet, trzymał ją boleśnie za nadgarstek i wraz z kolegami otoczyli ją.
     - Boi się odpowiedzieć. Żałosna jest. - zaśmiał się inny.
     Była to grupka chłopców z jej rocznika, z Slytherinu. Nie miała pojęcia co takiego im zrobiła. Czy status krwi miał aż tak duże znaczenie? Czy czarodzieje, mający rodziców mugoli, musieli być aż tak dręczeni?
      Łzy lśniły w jej oczach. Wiedziała, że długo nie wytrzyma.
      Chłopak jakby czytając w jej myślach, specjalnie bardziej ścisnął ją za nadgarstek. Cichy pisk wyrwał jej się z ust. Usłyszała ich śmiech.
     - Mam nadzieję, że za niedługo Czarny Pan wybije szlamy takie jak ty. - brunet patrzył jej prosto w oczy, wypowiadając te słowa. Hudson nie mogła już nic na to poradzić, łzy popłynęły jej po policzkach.
     - Zostaw ją Caleb! - zza pleców Ślizgona usłyszała ten głos.
    Chłopak najpierw zesztywniał, a później z wielką niechęcią ją puścił i razem z resztą grupy odwrócił się do niechcianego przybysza.
     Carmen nie miała takiego zamiaru. Słaba osunęła się po ścianie i zwinęła w kłębek. Doskonale wiedziała kto jej pomógł. Nie chciała od niego nic, a w szczególności pomocy, ale mimo wszystko była za nią wdzięczna.
     Zatracona w swoich myślach, rozcierając nadgarstek nawet nie zauważyła jak jej dręczyciele odeszli. Na ziemię została ściągnięta dopiero wtedy, gdy poczuła dotyk na swoim ramieniu.
     - Car?
     - Idź sobie. - wychrypiała, pomiędzy falami płaczu. Poddała się. 
     - Będziesz tu tak leżeć na środku korytarza? - w jego głosie słyszała ból. Żałował?
     Nie czekając na jej odpowiedź usiadł obok niej na ziemi, pociągnął za ramiona i pozwolił aby przykleiła się do niego i wypłakała. Zrozumiał swój błąd.
     Nie miał pojęcia ile siedzieli tak na korytarzu. Nie miało to dla niego znaczenia. Ważne, że ona była tu teraz. Z nim. Wiedział, że łatwo mu nie wybaczy, ale więcej jej nie straci.
     - Dlaczego siedzisz tu ze mną? Dlaczego mi pomogłeś? - zapytała szeptem, prawie niesłyszalnie, ale on słyszał. Słyszał to tak jakby wykrzyczała mu to w twarz. Rzecz oczywista, którą robi przyjaciel dla przyjaciela. Dla niej było to teraz nie zrozumiałe. A wszystko było z jego winy. Czuł się jak skończony dupek. Którym z resztą był.
     - Przepraszam, Car. Tak bardzo przepraszam. - nie chciał teraz jej się zwierzać. To ona potrzebowała w tej chwili wsparcia.
     - Wiesz, że to nic nie zmieni? - zapytała nadal pozostając wtuloną w jego ramię.
     - Wiem. I nie oczekuje tego. - wyszeptał.
     - To czego chcesz?
     - Odzyskać cię. Twoje zaufanie. To, co było kiedyś. Mogę poczekać wieki, ale chcę wierzyć, że kiedyś przestaniesz mnie nienawidzić i dasz mi jeszcze szansę.
     - Nie nienawidzę cię. - wyszeptała wtulając się głębiej w jego pierś. - Zraniłeś mnie, ale nie nienawidzę cię. Nie potrafiłabym. - w oczach chłopaka również zalśniły łzy.
     Nie miał zamiaru ją zranić. Cała ta presja w domu, w szkole tak oddziaływały na niego. Nie była to dobra wymówka za takie traktowanie Hudson. Poczucie winy uderzyło w niego podwójną siłą.
     - Naprawię wszystko. - obiecał, a ona nie chciała w to wierzyć, ale ta pewność w głosie chłopaka sprawiła, że mimo swoich postanowień, uwierzyła mu.


Ale jakoś się trzymam, pozostaję silna,
Zastanawiam się czy wciąż do siebie należymy.

***


    Ten dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Humor zdecydowanie mu dopisywał, pogoda sprzyjała (jak na początek października było bardzo ciepło). Czy nie ma lepszego dnia na kwalifikacje do drużyny Quidditch'a?
    W tym roku został kapitanem. Miał szansę się bardziej wybić w świecie sportu. Musiało się wszystko udać. Musiał znaleźć odpowiednie osoby. Musieli wygrać. Właśnie z takim nastawieniem i z uśmiechem na ustach wyszedł z dormitorium i skierował się w kierunku Wielkiej Sali.
     Wchodząc do pomieszczenia odgarnął wolno dłonią włosy. Jak się okazało z zamierzanym efektem. Wszystkie oczy dziewcząt skierowane były w jego kierunku, patrzyły na niego wręcz z pożądaniem.
     Był wolny, więc w końcu czemu z tego nie skorzystać? Bo jego serce zostało oddane już innej. Potrząsnął głową, odpędzając obraz rudowłosej z głowy. Nie powinien o niej myśleć. Niestety, jak na złość dostrzegł ją jedzącą śniadanie. I nie mógł oderwać od niej wzroku. Zafascynowany patrzył jak przygryzała usta, jak odrzucała swoje rude pasma włosów i zdał sobie sprawę, że dziewczyna naprawdę jest piękna. Znaczy zawsze widział w niej coś, ale raczej wcześniej Evans mu po prostu imponowała swoją wiedzą, aleteraz widział jak bardzo zmieniła się od tych paru lat i jeszcze większy poczuł ból w klatce piersiowej. Zdecydowanie wpadł po uszy. Teraz musiał tylko przestać to uczucie pokazywać i spróbować zapomnieć, dlatego (niechętnie) odwrócił swój wzrok od Evans i spojrzał na dziewczynę siedzącą obok niej.
     - Hej Dorx. - przywitał się z przyjaciółką i usiadł na przeciwko niej.
     - Hej. I jak tam dziś samopoczucie? Zestresowany kwalifikacjami? - zapytała czarnowłosa przeżuwając omlet.
      - Ja zestresowany? Proszę cię. - uśmiechnął się zawadiacko. - Przecież wszystko pójdzie doskonale.
      - Na pewno. - powiedziała sarkastycznie i patrząc wyzywającym wzrokiem na chłopaka, Lily.
      - Powątpiewasz w moje dowódcze umiejętności, rudzielcu? - kto jak kto, ale Gryfonka nie miała żadnych szans na słowne potyczki z Potterem.
      - Ależ skąd Potter. Tylko ty chyba nie grzeszysz inteligencją. - odparła złośliwie wstając od stołu.
      Nie odpowiedział jej. Nie widział w tym sensu. Bolało go jej zachowanie, ale nie miał zamiaru dawać jej satysfakcji. Nie wiedział co spowodowało u niej taki zły humor, który prawdę powiedziawszy trwał już od jakiegoś czasu. Po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna odnosiła się do niego chłodno od czasu wypadu do Hogsmeade. Od jego wypadu z Meadowes, a idąc tym tokiem myślenia, oznaczało to, że.... Dziewczyna była zazdrosna, a idąc jeszcze dalej, przypomniał mu się jego plan.
     - Słuchasz mnie? - wyrwała chłopaka z zamyślenia, czarnowłosa pstrykając palcami przed jego oczami.
     - Oczywiście. - zobaczył jej wymowne spojrzenie. - Dobra, nie słuchałem. Co mówiłaś?
     - Pytałam się o której są te kwalifikacje?
     - Masz zamiar startować? - zapytał zdziwiony. Kogo jak kogo, ale Dorcas Meadowes nie spodziewałby się na kwalifikacjach do drużyny Quidditch'a.
     - Obiecałam Dumbledorowi, że wezmę udział w jakiś zajęciach dodatkowych, a że miałam już do czynienia z Quidditch'em postanowiłam spróbować.
     - No no... Nasza buntowniczka w drużynie? - zapytał przysiadając się do nich Black.
     - Niestety. Jakbym mało musiała oglądać twojej twarzy. - rzuciła mu z uśmiechem.
     - No przepraszam bardzo, ale braku urody to ty mi nie możesz zarzucić. - powiedział, biorąc do ręki tosta.
     - Niestety, masz za duże ego. - mruknęła i uśmiechnęła się do niego złośliwie.
     - No moje gołąbeczki, nie poodrywajcie sobie głów jak stąd pójdę, dobrze? - Potter wstając zobaczył, morderczy wzrok u dwójki jego przyjaciół. Uśmiechnął się w duchu, odwrócił się i szedł w kierunku wyjścia, jeszcze rzucił przez ramię. - Nie spóźnij się na kwalifikacje Łapo.
     - Zestresowany jest. - powiedziała po dłuższej chwili milczenia, Gryfonka.
     - Wiem. W tym roku po raz pierwszy został kapitanem.
     - Da sobie radę.
     - Czyli co, widzimy się na boisku? - zapytał, gdy dziewczyna wstawała.
     - Oczywiście, Black.
     - Do zobaczenia Mała. - powiedział, po czym uśmiechnął się do niej rozbrajająco. Czarnowłosa tylko przewróciła oczami, po czym odwróciła się i poszła w kierunku, w którym przed chwilą zniknął Potter.
     Zachowanie Syriusza i Dorcas, nie umknęło czujnemu wzrokowi McKinnon, która patrząc nienawistnym wzrokiem za Meadowes zacisnęła pięści.

Jak długo będę tylko marzyć?
Wyobrażać sobie, że jestem wystarczająco dobry,
I że możemy wybrać tych, których kochamy?

***


    Miała wszystko. Pieniądze - których nie chciała, ale z nich korzystała, władzę - co prawda tylko w szkole, ale tu już było coś, w końcu każdy się jej bał i schodził jej z drogi, urodę - nikt nie mógł jej blasku przyćmić. Więc czego jej brakowało? Serca?
    Właśnie takie sprawy zaprzątały jej myśli na lekcji Eliksirów z profesorem Slughornem. Był ich opiekunem, ale ona szczerze nim gardziła, wydawałoby się, że profesor też nie pałał do niej sympatią, ale mimo wszystko znalazła się w jego Klubie Ślimaka. W końcu wywodziła się z czystokrwistej, liczącej się rodziny czarodziei, nie byłoby więc innej możliwości, nawet jeśli ona nienawidziła przychodzić na spotkania Klubu. Niestety spotkanie miało się odbyć w następną niedzielę. Jęknęła w myślach.
     - Panno McKinnon powtórzy pani co powiedziałem przed chwilą? - zapytał Horacy Slughorn stając przed jej ławką.
     - Przykro mi, ale nie słuchałam pana. - odpowiedziała siląc się na uprzejmość.
     - Mnie też jest przykro patrzeć jak radzi sobie panna w tym roku, dlatego powinna pani wziąć korepetycje, a raczej nie powinna, tylko musi. To jest pani obowiązek.
     - Skoro profesor tak twierdzi. - mruknęła niewyraźnie.
     - Dlatego też... - zaczął nauczyciel rozglądając się po sali, aż zauważył Remusa patrzącego w książkę. Zdecydowanie nie słuchającego. - Dlatego też pan Lupin, pomoże pani w nauce.
     - Poradzę sobie sama. - odpowiedziała natychmiast blondynka. Mogłaby przeżyć Severusa, nawet tą szlamę Evans, ale za nic w świecie nie chciała mieć do czynienia z tym Gryfonem. Nie po tym jak ją potraktował w zeszłą sobotę.
    - Panu Lupinowi przydałoby się na czymś skupić myśli, więc myślę, że to bardzo dobry pomysł. Możecie zacząć choćby zaraz, bo  od teraz będziecie siedzieć razem. - Slughorn uśmiechnął się zadowolony ze swojego pomysłu.
    - Nie wydaje mi się profesorze, aby był to dobry pomysł. - zaczął Remus, patrząc zimnym wzrokiem na Ślizgonkę.
    - A mnie owszem. Z resztą koniec tej dyskusji. Wracajmy do tematu. Macie czas do końca lekcji, aby dwójkami wykonać Eliksir Słodkiego Snu. Wszystkie składniki i sposób przyrządzania macie na tablicy oraz w podręczniku na stronie sto siedemdziesiątej czwartej. Życzę powodzenia.
    Remus spojrzał w kierunku blondynki, ale ta twardym wzrokiem patrzyła przed siebie. Zrezygnowany wstał i ruszył do jej ławki. Siedziała sama, czemu wcale się nie dziwił. Zdał sobie sprawę, że chyba przestał lubić Slughorn'a. Jak mógł go wkopać w korepetycje z McKinnon?
    - Marlena? - wzdrygnęła się na jego głos i zacisnęła usta w wąską kreskę.
    - Siadaj, nie mam zamiaru dostać Okropnego, za to, że ty całą lekcję stałeś i nic nie robiłeś. - warknęła w jego kierunku.
    - Wydaje mi się, że to ty nie masz najlepszych ocen, dlatego musimy znosić swoją obecność.
    - Jak śmiesz! - oburzyła się i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. - A teraz rusz się i przynieś składniki.
    Chłopak zacisnął pięści i siląc się na spokój ruszył w kierunku półki na której stały wszystkie potrzebne składniki. Nakazał sobie zachować spokój i jakoś przeżyć tą lekcję z dziewczyną jego najlepszego kumpla.
     Stawiając składniki na ławce przed Ślizgonką, dopadł go atak kaszlu*. No tak, za niedługo miała być pełnia. Jak mógł o tym zapomnieć? Odpowiedź była oczywista. Zapomniał o tym, przez pewną Gryfonkę, która miała zamiar wyjechać do Francji.
      Atak kaszlu był dość mocny, pod koniec nawet kaszlał krwią, ale na szczęście ustało. Zmęczony opał na krzesło, zaraz obok McKinnon. Spojrzał na nią kątem oka i dostrzegł na jej twarzy wymalowaną troskę, ale dziewczyna szybko, jakby zdała sobie sprawę, że jej twarz przestała być maską, wróciła do swojej wyniosłej miny. Jedynie oczy przez chwilę odzwierciedlały to co aktualnie czuje. Ta dziewczyna była zagadką, a on zdał sobie sprawę, że zastanawia się co takiego ona kryje.
     - Wszystko w porządku? - zapytała cicho odchrząkując.
     - W jak najlepszym.
     - To dobrze, już myślałam, że będę musiała odwalić za nas całą robotę.
     Bańka pękła, a on znowu widział tą samą Marlenę, za jaką próbowała uchodzić. Z pozytywnym skutkiem jak widać, bo chłopak pomyślał, że troska wymalowana na jej twarzy, tylko mu się wydawała.
     Do końca lekcji wymieniali między sobą tylko uwagi dotyczące składników i to nawet nie były uprzejme uwagi, ich ton bardziej przypominał warczenie.
     Za eliksir dostali Wybitny. Był prawie tak dobry jak Severusa czy Lily.
     Blondynka rozglądając się uważnie po klasie, stwierdziła, że nikt nie patrzy w ich stronę, więc wyciągnęła małą fiolkę, po czym napełniła ją po brzeg eliksirem. Myliła się, Lupin widział doskonale jak bierze eliksir, lecz nie odezwał się na ten temat. W końcu dlaczego miało go to interesować?
    Gdy zadzwonił dzwonek, oboje niczym oparzeni zerwali się z ławek i ruszyli w kierunku wyjścia.
    - McKinnon! - zawołał za nią, na co dziewczyna niechętnie przystanęła i spojrzała na niego wyczekująco. - To kiedy się spotkamy na te korepetycje?
    - Dam ci znać. - odpowiedziała szorstko, po czym dodała. - Powiedz Blackowi, że muszę z nim porozmawiać.
    To było tyle, Oboje rozeszli się w swoim kierunku.

Twarzą w twarz, i serce w serce,
Jesteśmy blisko, a jednak tak daleko.

***


     Wolnym krokiem weszła do szatni. Nikogo już w niej nie było, co oznaczało, że spóźniła się na kwalifikacje. Szybko przebrała się w legginsy i luźną, czarną bluzę po czym wyszła na zewnątrz.
Tak jak myślała. Chętni zaczęli już ćwiczyć, a ona nawet nie miała miotły. Rozejrzała się za Potterem, ale zamiast niego zauważyła patrzącego na nią Syriusza, który uśmiechał się do niej kpiąco. Ruszyła w jego kierunku.
     Wprawdzie mówiąc, nie przyszłoby jej do głowy, że kiedyś jeszcze będzie planowała wsiąść na miotłę. Z Quidditch'em miała jednocześnie szczęśliwe, ale bolące wspomnienia.
Zanim Greyback zamordował jej rodziców, często grała na łące, znajdującej się koło domu z tatą. Co prawda zawsze dawał jej wygrywać, ale nie szło jej najgorzej. Lubiła to. Lubiła czuć wiatr we włosach, lubiła uczucie jakie ją wtedy opanowywało. Czuła się wtedy wolna. Czuła, że może wszystko.
     Dziwnie się czuła rozmyślając o tym, kiedy osoby które tak mocno kochała nie było już na świecie. To świadomość, że jej rodziców nie było, nadal pomimo upływającego czasu bolała, ale nie chciała o tym teraz myśleć. Chciała przez chwilę, poczuć się szczęśliwa.
     Pamiętała, że któregoś dnia, gdy wróciła z tatą po meczu, oczywiście przez nią wygranym, wpadła zaróżowiona do kuchni i oświadczyła mamie, że w przyszłości zostanie kapitanką Strzał z Appleby. Jej mama złapała się wtedy za głowę i zaczęła jęczeć żałośnie, że nie taką przyszłość dla niej widzi, ale Dorcas widziała w jej oczach szczęśliwe iskierki.
     Wydawało jej się, że takie iskierki tańczyły również z oczach Blacka, ale ten pod maską próbował wszystko ukryć.
     - Gdzie podziałaś miotłę? To jest Quidditch. Gra w powietrzu. - rzucił od niechcenia, na co dziewczyna tylko przewróciła oczami.
     - A widziałeś może, żebym ze sobą przywiozła jakąś? Bo ja nie. Więc są tu może jakieś do pożyczenia? - zapytała przygryzając wargę.
     - Ochhh... Meadowes. Bierz moją, zanim się rozmyślę. - dziewczyna spojrzała na miotłę trzymanej w wyciągniętej przez chłopaka ręce. Po chwili zdała sobie sprawę, że to najnowsza Świetlista Smuga w wersji limitowanej. Musiała kosztować chłopaka niemałe pieniądze.
    - Naprawdę mogę? - zapytała, wciąż wybałuszając oczy.
    - Przecież powiedziałem.
    - Dzięki. - rzuciła i wzięła od niego miotłę.
    - Mam nadzieję, że chociaż potrafisz latać. - rzucił kpiącym tonem.
    - Może nawet lepiej od ciebie, huh? - niestety nie dosłyszała odpowiedzi, o ile taka padła, ponieważ już wzniosła się w powietrze.
    Poczuła jak uczucie wolności przez nią przepływa. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że będzie za tym tęskniła. Zrobiła kilka kółek wokół boiska dla ''rozruszania'', po czym podleciała do Pottera.
    - Mam nadzieję, że jeszcze mam jakąś szansę. - uśmiechnęła się do niego rozbrajająco, a na widok jego nieszczęsnej miny roześmiała się.
    - Na pewno masz. Większość to chyba pierwszy raz widzi miotłę. Co prawda są dwie osoby, które grają bardzo dobrze, ale wciąż brakuje nam Ścigającego.
    - Mogę spróbować, ale cudów nie obiecuję. Więc co mam robić? - zapytała i rozejrzała się do okoła.
    James miał rację, większość osób nie miała pojęcia, co ze sobą począć.
    - Weź kafla i spróbuj trafić pięć razy do bramki. - zwrócił się do niej, a po czym obrócił się w bok i zawołał. - Fairchild na bramkę!
   Chłopak chyba rok młodszy podleciał do bramki, a  czarnowłosa zleciała na ziemię i wzięła kafla.
   Wzbiła się w górę, zatoczyła koło i piłka przeleciała idealnie przez bramkę.
   - Zagapiłem się! - zawołał Fairchild, ale uśmiechał się szeroko.
   - Mam nadzieję, że na meczu z Ślizgonami się nie zagapisz, bo będę musiał szukać kogoś innego na twoje miejsce Josh! - zawołał z ziemi Rogacz i wrócił do wcześniejszej wymiany zdań z Blackiem.
   Dziewczyna wzięła zamach i tym razem nie trafiła.
   Mimo wszystko nie poszło jej najgorzej trzy bramki trafione, dwie spudłowane, ale jak stwierdził James, da się ją jeszcze wyrobić. Później miała podawać sobie z jakimś chłopakiem kafla i na końcu rzucić do obręczy. W tym też nie poszło jej najgorzej.
    Po skończonych kwalifikacjach zleciała na ziemię i usłyszała wołający ją głos Rogacza.
    - Tak? - zapytała, gdy do niej dołączył i szli razem w kierunku szatni.
    - Mam do ciebie sprawę, Dorx. - zaczął dość nieśmiało chłopak. Spodziewał się odpowiedzi negatywnej, ale mimo to miał drobną iskierkę nadziei, że dziewczyna się zgodzi.
    - O co chodzi?
    - Pamiętasz nasze wyjście do Hogsmeade? - chłopak wpatrywał się w ziemię, co nie uszło jej uwadze.
    - Tak. Dlaczego pytasz?
    - Pamiętasz jak McKinnon zasugerowała nam, że powinniśmy być razem?
    - James, do czego ty do cholery, zmierzasz? - warknęła przystając. Przestała jej się podobać ta sytuacja. Patrzyła wyczekująco na chłopaka, gdy ten się zatrzymał.
    - Pomyślałem, że może moglibyśmy spróbować być ze sobą. - nadal nie patrzył na nią.
    - My? Być razem? Czyś ty do reszty zwariował? - zaczęła na niego krzyczeć, bo co to był za chory pomysł?
    - Nie zwariowałem. Myślę, że można by było spróbować, z resztą Lily... - przerwała mu.
    - Lily? Chodzi ci o to, aby była zazdrosna, prawda? - warknęła i zacisnęła usta.
    - Może trochę.
    - Zapomnij. Nie jestem tu, aby bawić się w związki.
    - Ale Dorx...
    - Powiedziałam zapomnij, a teraz wybacz, ale chyba jeszcze zrobię parę okrążeń wokół boiska. - nie czekając na reakcję przyjaciela, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę boiska.

Czy kiedyś spotka nas szczęśliwe zakończenie?
Czy już zawsze będziemy tylko udawać?

***


    Gdy jej myśli już trochę się uspokoiły, postanowiła zlecieć na ziemię i oddać Łapie miotłę.
    - Jeszcze raz dziękuję. - chłopak spojrzał na nią bystrym spojrzeniem, gdy dziewczyna wręczała mu miotłę.
    Wyglądała pięknie, musiał to przed sobą przyznać. Jej zaróżowione policzki, rozwiane włosy i lśniące uśmiechające się, szmaragdowe oczy. Dziewczyna od pobytu w Hogwarcie pierwszy raz wyglądała na naprawdę szczęśliwą i nie wiedząc czemu, Gryfon też poczuł z jej powodu szczęście. Mimo, że nadal pozostawała dla niego zagadką.
    W towarzystwie Pottera otwierała się, doskonale to widział, a w jego skrywała się sama w sobie. Wznosiła mur, który momentami, miał wrażenie, że się sypał.
     - Nie ma za co. - odpowiedział po dłuższej chwili, zdając sobie sprawę z tego, że za długo już się jej przyglądał.
     - Wracasz już do środka?
     - Tak, możemy wrócić razem. - właśnie w tej chwili chłopak podjął decyzję co powinien Gryfonce pokazać i miał nadzieję, że będzie zachwycona.
     Żwawym krokiem ruszyli w kierunku wyjścia. Nie czekała na Jamesa, z resztą Syriusz też o nim nie wspomniał. Chyba oboje nie mieli teraz ochoty na jego towarzystwo. Na chwilę obecną miała go dość. No bo w końcu, co to był za pomysł? Oni parą? Przecież ona zdecydowanie się do takich rzeczy nie nadawała. Z resztą chodziło tylko o wzbudzenie zazdrości w Evans.
    Dopiero teraz dostrzegła jaki wpływ na ta szkoła na nią. Jej zadziorny charakterek powoli zanikał, czuła się nieswojo w swojej skórze. Od dawna nie czuła takiej miłości, więzi jaka jest pomiędzy tymi Gryfonami, ale musiała pamiętać, że ona taka nie jest.
    Kątem oka dostrzegła niedaleko stojącego Lucjusza Malfoy'a, który widząc, że zerka na niego uśmiechnął się złośliwie. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Nienawidziła tego, jakie rekcje u nie, wywołuje ten Ślizgon. Uniosła dumnie głowę do góry, troszkę przyspieszyła tępo i po chwili znalazła się na dziedzińcu szkolnym.
    Zapomniała o tym, że Łapa z nią szedł. Chciała znaleźć się jak najdalej od blondyna. Odruch wymiotny na jego widok był za silny.
    - Malfoy? - zapytał czarnowłosy, gdy tylko ją dogonił. Dziewczyna tylko pokiwała głową, nie była w stanie odpowiedzieć.
     Była wdzięczna, że Black nie każe jej rozmawiać. Nie czuła się dobrze. W milczeniu szli przez szkolne korytarze, aż w pewnym momencie Gryfon skręcił w inną stronę, a Dorcas patrząc za nim ze zdumieniem postanowiła zrobić to samo.
    - Wiesz, że do dormitorium jest w przeciwną stronę? - zagadnęła go uśmiechając się złośliwie.
    - To dobrze, że znasz rozmieszczenie Hogwartu, ale nie idziemy tam. - dziewczyna spojrzała na niego pytająco, na co Black tylko roześmiał się.
    - To gdzie idziemy?
    - Chcę ci coś pokazać. - powiedział gdy zatrzymali się przed wielką, pustą ścianą.
    - To ściana. Na około też ich jest dość sporo. - powiedziała zgryźliwie. Nie lubiła niespodzianek.
    - Przejdź koło niej trzy razy i pomyśl o jakimś miejscu lub o tym co powinno się w pomieszczeniu znaleźć. - Syriusz puścił jej uwagę mimo uszy.
    - Black jeśli to jest jakiś z waszych żartów, to daruj sobie. Nie jestem w nastroju...
    - Nie marudź, tylko rób co mówię. - przerwał się zdanie w połowie.
    Dziewczyna nie miała wyboru, zamknęła oczy i skupiła się na wyobrażeniu idealnego miejsca. Przeszła trzy razy koło ściany i otworzyła oczy.
    Przed sobą zobaczyła ogromne drzwi. Spojrzała na Gryfona, a ten uśmiechnął się do niej zachęcająco. Pchnęła drzwi.
    Po przekroczeniu progu, jej oczom ukazała się wielka polana, skąpana w blasku księżyca. Była noc, ale księżyc świecił tak jasno, że wszystko doskonale było widać. Wysoką trawę, która odbijała się srebrnym blaskiem, płynący niedaleko strumyk, stojące samotnie drzewo, a na około tysiące o ile nie miliony świecących punkcików. Gwiazd.
    Dziewczyna była tak zachwycona, że zapomniała o tym, że nie jest sama, a Syriusz, który z boku jej się przyglądał, poczuł przepływającą przez niego falę ciepła. Gdy patrzył na Dorcas i widział jej szczęście wymalowane na twarzy, wesołe, tańczące iskierki w jej oczach, nie mógł od niej oderwać wzroku. Była piękna, wtedy kiedy całkowicie się w czym zatracała, a on powoli zdał sobie sprawę, że chciał by być powodem takiego wyrazu jej twarzy, ale szybko odepchnął od siebie tą myśl i cicho chrząknął, aby zwrócić na siebie jej uwagę.
    Czarnowłosa spojrzała na niego, a jej szczęśliwy wyraz twarzy lekko przygasł. Chłopak wszedł do pomieszczenia, a drzwi za nim zamknęły się i otoczyła ich magia tego miejsca.
    - No nie powiem, ładną masz ty wyobraźnię. - uśmiechnął się do niej zadziornie, za co ta szturchnęła go lekko w bok.
    - Co to za miejsce? - zapytała ponownie się rozglądając.
    - To Pokój Życzeń. Nazywany pokojem "Przychodź - Wychodź". Ukazuje się tym, którzy go potrzebują. No wiesz jakiego miejsca, aby odpocząć. Zawsze jest w nim to co akurat potrzebujemy. Jak widać ty potrzebowałaś ciszy i spokoju.
    - Przecież to jest cudowne. To tak wszystko realistycznie wygląda.
    - Bo to jest realistyczne. Tylko nie pytaj mnie jakim sposobem, bo uwierz mi, nie mam zielonego pojęcia.
    - Myślisz, że możemy tu chwilę posiedzieć? - zapytała patrząc na niego z nadzieją.
    Na jej widok zawsze miał ochotę się śmiać, bo mimo, że próbowała zgrywać twardą dziewczynę, tak na prawdę była osobą wrażliwą na świat, która pomimo swojej siły i odwagi, jest w stanie się złamać.
    - Oczywiście. Aktualnie chyba nie mamy żadnych planów.
    - Ja nie mam, nie wiem jak ty. No wiesz, Marlena. - powiedziała wchodząc na wzniesienie.
   Gdy już tam doszła, położyła się na plecy i zaczęła obserwować gwiazdy.
   - Nic się jej nie stanie jak pobędzie chwilę sama. - sama myśl o Ślizgonce z twarzy zrzedł mu uśmiech, a nie chciał sobie niszczyć tego dnia. Był za piękny, aby mógł być prawdziwy.
    Nie tracąc czasu dołączył do dziewczyny i razem w ciszy obserwowali niebo.
   - Tam jest Wielka Niedźwiedzica. - czarnowłosa wskazała w kierunku jakiegoś gwiazdozbioru.
   - Ja tam nic nie widzę. - mruknął z ukosa, patrząc na Meadowes.
   - Na pewno nic tam nie dojrzysz, jeśli będziesz się wciąż gapił na mnie. Co tobie dziś jest? - zapytała odwracając w jego stronę głowę.
   Nic chyba się tobą zauroczyłem Mała. Przemknęło przez myśl chłopakowi, ale szybko uciszył tą myśl. W końcu był Blackiem. Tym Blackiem, który łamie co drugiej dziewczynie serce, tym do którego ciągną się kolejki. Jest tym Blackiem który się nie zakochuje.  I chciał, aby tak zostało. Nie chciał, aby jakaś dziewczyna, która raz jest, a raz jej nie ma, obróciła jego świat do góry nogami.
    - To przez Rogacza. Zachowuje się dziwnie. Martwię się o niego. - kłamstwo przyszło mu z łatwością. Chociaż do końca nie było to kłamstwo. Martwił się o Jamesa, który odkąd Lily zaczęła się umawiać, udawał, że nic się nie stało. A stało się. Zawsze widział z jaką miłością Potter patrzy na Evans.
    - To pewnie przez Lily. - odpowiedziała Dorcas, pochmurniejąc. W jej głowie rozległy się słowa, które zaproponowały jej związek.
    - Na pewno.
    - Wiesz co Syriusz?
    - Co?
    - Podziwiam cię. Jesteś wredny, samolubny, egoistyczny, zachowujesz się jak casanova i mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale dla Jamesa, Remusa czy nawet Petera, jesteś w stanie zrobić wszystko. Są twoją rodziną, a ty za wszelką cenę, próbujesz ich chronić. Choćbyś nie wiem jak się starał zachowywać i uchodzić za drania, masz dobre serce i ja to zauważyłam. - mówiła cicho do niego wpatrując się tymi swoimi wielkimi oczami w niego, a on poczuł jak przyjemy dreszcz przechodzi po jego ciele. Dziewczyna przysunęła się do niego w chwyciała go za dłoń.
    Tak drobny gest, który powinien nic nie znaczyć, ale dla nich znaczył. Jeszcze nie wiedzieli co, ale czuli, że w przyszłości coś się zmieni. Ich serca radośnie przyspieszyły tępo.
    Od tej pory leżeli przy sobie ramię w ramię i obserwowali gwiazdy, które wesoło mrugały do nich.
    - Popatrz spadająca gwiazda. - uśmiechnęła się Gryfonka.
    - Pomyśl życzenie. - zaproponował jej chłopak.
    - Ty też. - odpowiedziała i oboje zamknęli oczy, prosząc o najskrytsze marzenia.
   Nie wiedzieli ile przeleżeli na łące, ale kiedy wyszli z Pokoju Życzeń, na zewnątrz było już ciemno.    Razem udali się w kierunku Wielkiej Sali w nadziei na kolację. Nie mylili się. Trafili w samą pore. W powietrzu czuć było unoszące się zapachy różnych dań.
   Gdy mieli już wchodzić, Dorcas pociągnęła za rękę Syriusza tak, że przystanął i patrzył na nią teraz. Dziewczyna niewiele myśląc przybliżyła się do niego i przytuliła.
    - Dziękuję. - szepnęła. A ich serca zalała fala gorąca.

Czy kiedykolwiek powiemy co czujemy
Sięgniemy w głąb siebie
I zburzymy wszystkie mury?**




*Postanowiłam trochę pomęczyć Remusa, więc wraz z nadchodzącą pełnią, pojawiają się u niego jej objawy 
**Glee Cast - Pretending
                                                                                  

Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z rozdziału 6. Moim zdaniem nie wyszedł najgorszy, ale do oceny zostawiam to Wam :)
Jeśli są jakieś błędy to przepraszam. Postaram się je poprawić. 

No nic do następnego rozdziału,
Destiny. :)


niedziela, 8 marca 2015

Liebster Award #3



Bardzo dziękuję za kolejną nominacje Panience Livvi. Nie przedłużając przechodzę do pytań :)


1. Twój ulubiony paring?
To teraz trochę to potrwa ^^ Ja mam wiele "ulubionych" paringów

Glee 
Finchel - Rachel i Finn (moja pierwsza miłość)
Quick - Quinn i Puck 
Klaine - Kurt i Blaine 
Brittana - Santana i Brittany 

Moje kochane Finchel ♥
Quinn i Puck









The Vampire Diaries 
Delena - Elena i Damon 
Beremy - Bonnie i Jeremy 
Stexi - Lexi i Stefan
Steroline - Caroline i Stefan 
Bamon - Bonnie i Damon 

Delena ♥
Beremy ♥




Moja kochana Lexi (i Stefan)
Najlepszy duet xD Bamon










Pretty Little Liars 
Spoby - Spencer i Toby
Haleb - Hanna i Caleb

Haleb <3
Spoby ♥






Teen Wolf 
Stydia - Lydia i Stiles
Allicaac - Allison i Isaac



Nadal przeżywam, że Stydia nie jest razem ;c
Allicaac <3









The Originals 
Haylijah - Hayley i Elijah 


Moi kochani ♥


Eye Candy
Liny i Tommy 


Obstawiam, że jeszcze bym coś znalazła, ale myślę, że starczy xD

2. Co spowodowało, że założyłaś bloga?
Chciałam wiedzieć, że w pisaniu się sprawdzę, a skoro wpadłam na pomysł postanowiłam coś z tym zrobić :)

3. Dlaczego wybrałaś taki temat, a nie inny na swojego bloga?
Postać Syriusza lubiłam od zawsze, więc kiedyś postanowiłam poszukać jakiegoś fanfiction. Tak oto trafiłam na paring Doriusz (rozwala mnie ta nazwa xd) i zakochałam się w nim ;)

4. Do jakiego miasta najbardziej chciałbyś pojechać ?
Moim największym marzeniem zawsze była podróż do Machu Picchu i Paryża

5. Twoje największe marzenie jest możliwe do spełnienia, czy raczej nie ?
Myślę, że jest możliwe. Kiedyś.

6. Co sądzisz o Dramione ?
Przeżyłabym wszystkie istniejące paringi po za dwoma. I właśnie jednym z nich jest Dramione. Nie rozumiem (chyba) tego połączenia. Jak osoba, która cały czas uprzykrza życie komuś, nagle zdaje sobie sprawę, że go kocha? To nawet logiczne nie jest. 

7. W której turze masz lub miałaś ferie ?
Miałam od 2 do 15 lutego. 

8. Jaki był by twój patronus ?
Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nad tym. 

9. Najlepsza książka jaką czytałaś w ostatnim czasie to ... ?
Trylogia "Diabelskie maszyny" Cassandry Clare. 
Właśnie skończyłam drugą część i nadal jestem nią zauroczona. Muszę czym prędzej sobie wypożyczyć ostatnią część. Czuję, że będzie załamka jak główna bohaterka nie wybierze Will'a. A może jednak go wybierze? Mam nadzieje xd

10. Wolisz zimę czy lato ?
Zdecydowanie lato :D

11. Od kiedy lubisz HP ?
Nie pamiętam. Dawno to było :)





Moje pytania:

1. Gdybyś miała możliwość zwiedzenia jakiegoś państwa, jakie państwo byś wybrała?
2. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
3. Ulubiony aktor i aktorka?
4. Jaki rodzaj opowiadań lubisz? Miłosne, tajemnicze, czy przygodowe? A może wszystkiego po trochu?
5. Twoja najgorsza wada?
6. Dlaczego zdecydowałaś się prowadzić bloga? I dlaczego akurat ten temat?
7. Co lubisz robić w wolnym czasie? Oprócz pisania :)
8. U Ciebie też jest śnieg? ;c
9. Jakie jest Twoje największe marzenie?
10. Ile masz lat?
11. W jakim województwie mieszkasz?


No więc ja chciałabym nominować
http://historiaroczniku1960.blogspot.com/  w której blogu się zakochałam oraz
http://naczacodnowa.blogspot.com/

Na oba blogi gorąco zapraszam :)



Rozdział za dwa/trzy dni powinien się pojawić, więc na razie to tyle. Jeszcze dodałam ankietę, chciałabym wiedzieć ile osób czyta i komentuje, bądź czyta ale nie komentuje.
Nie bardzo miałam ostatnio czas, więc jeśli blogi które czytam jeszcze nie zostały skomentowane w najbliższym czasie komentarz ode mnie powinien się pojawić :)

Do napisania,
Destiny. :*