poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 3. Ucieczka.


    Starając się iść jak najciszej, Dorcas przekroczyła próg zamku. Od razu uderzył w nią lodowaty wiatr. Nienajlepsza pogoda na ucieczkę, ale lepszej okazji może nie być.
    Dziewczyna rozejrzała się po dziedzińcu, po czym zbiegła po kamiennych schodach. Nie mogła dopuścić by zostać złapaną. Wiedziała, że za niedługo ktoś się zorientuje. Najpewniej będzie to panna Evans, gdy zauważy brak rzeczy Meadowes.
    Czarnowłosa była już w Hogwarcie dwa tygodnie, które ciągnęły jej się niesamowicie długo. Dzięki pomocy Jamesa, wreszcie miała szansę się stąd wydostać. Liczyła się też z konsekwencjami. Gdyby jej się nie udało, będzie musiała znosić niespuszczającą z niej wzroku, na rozkaz dyrektora, profesor Mcgonagall i obrażonego Pottera. Nie zapomnijmy o jakże namolnym Syriuszu. Nie mogła do tego dopuścić.
     Biegnąc wzdłuż drewnianego mostu, poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca. Przez tą cholerną szkołę, straciła swoją kondycję, a do granicy bezpieczeństwa, otaczającej Hogwart jeszcze dużo jej zostało.
     Wybiegła po drugiej stronie i rzuciła się w stronę lasu, wierzyła, że jej się uda.
     Gdzieś niedaleko usłyszała wycie psa albo wilka, nie przejmując się tym, mknęła przed siebie.


Dwa dni wcześniej


     - Uwierz mi. Nie mam ochoty udawać, że przejmuję się tą szkołą. Powtarzam po raz setny. Nic, a nic mi ona nie da. - Dorcas wciąż była przy swoim.
     Jaka ona była uparta! Oczy Carmen zaszkliły się. Nie chciała płakać.
    - Wiem, ale nie możesz dać sobie czasu? I tak nic nie zdziałasz, bo nie możesz poza szkołą czarować.
    Gdyby wzrok potrafił zabijać, ona leżała by już martwa, pod przeszywającym wzrokiem przyjaciółki.
    - Ale może miałabym jakiś trop...
    - I co? - przerwała jej brunetka.
    Pierwszy raz dała się ponieść emocjom.
    - Nie wiem. - przyznała niechętnie Meadowes, spuszczając wzrok.
    - Właśnie. Nie potrzebnie ładujesz się w kłopoty. - nadal usilnie próbowała przekonać przyjaciółkę, by nie uciekała.
    - Mniejsza z tym. Wiesz, że mnie nie przekonasz.
    Cios prosto w serce. Czy Dorcas nie widziała, że po prostu się o nią martwi?
    Czuła, że ją traci z każdym dniem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiła nic z tym zrobić. Bezradnym wzrokiem patrzyła jak jej najlepsza przyjaciółka oddala się od niej. Za każdym razem było tak samo. I za każdym razem bolało mocniej. Tak bardzo nie chciała trafić, kolejnej ważnej w jej życiu osoby. Już odkąd się poznały, wiedziała jak wiele je dzieli. Odmienność charakterów to chyba był główny problem. Ona była za cicha, za spokojna, a Dorcas przebojowa, pewna siebie, wygadana. Widocznie nie umiały się dogadać, choć na początku wszystko było pięknie. A może to nie odmienne charaktery były źródłem tego niewidzialnego muru, który wzrósł miedzy nimi? Może to była osoba trzecia? W końcu widziała jak dobrze jej przyjaciółka dogaduje się z Jamesem. Na dodatek był jeszcze Black, który zabiegał o jej względy. Więc gdzie było miejsce dla niej? Dla tej małej, drobnej, nieporadnej osóbki. Otóż to... Dla niej nie było miejsca. To chyba był czas aby usunąć się z drogi. Dlatego też dłużej się nie zastanawiając, z pękającym sercem, palnęła.
    - Rób jak chcesz. Odejdź. Proszę bardzo, ale mnie stracisz. - łamiącym się głosem, wydukała ostatnie słowa, po czym nie zaszczycając wzrokiem czarnowłosej, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie.
     Nigdy nie chciała być słabą dziewczyną, ale te wszystkie emocje były za silne. Za dużo się tego zebrało. Nie było sensu powstrzymywać łez, które teraz płynęły strumieniami. Szła przed siebie, byle by uciec z tego miejsca. Jak najdalej od Dorcas, od szkoły, od wszystkich.
     Idąc po szkolnym korytarzu, który dziś nie zachwycał jej tak jak zwykle, zastanawiała się, co było z nią nie tak. Już raz straciła najlepszego przyjaciela. Nie chciała powtórki z rozrywki. To za bardzo bolało.
      Wypadła na zewnątrz nie przejmując się tym, że jest w szkolnym mundurku, a na dworze wiał zimny wiatr. Skierowała swoje kroki na błonia, znajdujące się zaraz przy wielkim jeziorze.
       Było to miejsce, gdzie najwięcej uczniów spędzało czas między lekcjami. Każdy kto by tamtędy przeszedł, zachwyciłby się widokiem tego miejsca. Trawa nienaturalnie zielona, gdzieniegdzie rosnące kwiaty, słońce odbijające się od tafli wody i drzewa różnego rodzaju.
        Hudson przeszła beznamiętnie, koło uczniów bezczelnie wlepiających w nią wzrok i podeszła do najdalej oddalonego miejsca. Usiała na trawie pod wielką wierzbą, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać.
        Nie miała pojęcia ile czasu tam spędziła. Wtedy się to nie liczyło. Na nowo przeżywała tą rozmowę z Dorcas. Poddała się, bo wiedziała, że jej przyjaciółka zrobi po swojemu. Więc po co powiedziała, że jeśli odejdzie to straci ją? Chciała zagrać na uczuciach Meadowes. Pragnęła, aby poczuła wyrzuty sumienia i zmieniła zdanie.
        - Car? Co się stało?
        Cała zesztywniała. Tylko nie ten głos. Tylko nie on
        - Idź sobie. - warknęła cicho, ale bardziej zabrzmiało to jak bełkot.
        - Nie. - odpowiedział stanowczo Demon.
        - Idź. Pojawiasz się zawsze, jak coś jest nie tak. Czekasz, aby zadać ostateczny cios? Nie musisz i tak czuję się podle!
        Chłopak wlepiał w nią swoje spojrzenie. Poczuł coś w okolicach serca. Czyżby poczucie winy? 
        - Rozmowa czasami pomaga. - powiedział cicho, prawie niepewnie.
        Co się z nim dzieje?
        - I niby rozmowa z tobą miałaby mi pomóc? - zapytała z sarkazmem.
        - Może...
       - Rozmowa z tobą, wyglądałaby tak, że później przy wszystkich, będziesz się ze mnie i moich problemów wyśmiewał? - jej głos przepełniony był teraz złością.
        Cały ten smutek, który przed chwilą czuła wyparował, zastąpiła ją czysta nienawiść.
        Była wściekła na siebie samą i na Morgana. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jaka była naiwna.
        Powinna była dać już sobie spokój wieki temu. W końcu na co czekała? Że się zmieni? Że wróci jej stary Damon? A może ona po prostu, tak na prawdę wcale go nie znała? Naiwna, wierzyła, że w końcu się opamięta, po tym co jej zrobił. Zniszczył ją. Nie pozostawił na niej suchej nitki. Miała za słaby charakter. A było tak dobrze.
      Od tak dawna miała wrażenie, że jest sama w tym okrutnym świecie. Odmienna w domu, w szkole. Jedyna osoba, której ufała i która naprawdę ją poznała, stała się jej wrogiem i teraz tej myśli się uczepiła. Był jej wrogiem.
      - Nie, moglibyśmy pogadać tak jak kiedyś. - wciąż słyszała niepewność w jego głosie. Bardzo dobrze.
      - Pogadać tak jak kiedyś?! Żartujesz sobie? - stanęła z nim twarzą w twarz.
      Wygarnie mu wszystko.
      - Czy ty do cholery tego nie widzisz?! Zniszczyłeś mnie, Damon! Zostawiłeś i zacząłeś wyśmiewać. Dręczyłeś mnie. Jeśli myślisz, że może być tak jak kiedyś, to jesteś głupcem. - ton jej głosu ociekał jadem.
       Powiedziała mu wszystko. Po dawnych łzach nie było śladu, ale uczucie pustki po stracie przyjaciela pozostało.
       Spojrzała jeszcze w oczy chłopakowi, po czym dumnie uniosła głowę, wyminęła go i ruszyła w kierunku zamku. Dopiero po chwili zauważyła, że się trzęsie.
        Nienawidziła go. za to co jej zrobił. Tylko dlaczego nie czuła się dobrze po tym, gdy mu wszystko wygarnęła? Ona dalej za nim tęskniła. 


Możesz powiedzieć, że podążasz samotnie
Nie mając nikogo
Weź wdech i wydech
Nie drżyj, nie poddawaj się

***

   - Co z tobą, Mała? Myślałem, że robimy jakieś postępy. Nawet się do mnie już uśmiechnęłaś. - Syriusz dogonił czarnowłosą po skończonych lekcjach.
     - Wydawało ci się. - odpowiedziała obojętnym głosem. 
    Była zła na siebie i na Carmen po ich kłótni. Czy jej przyjaciółka nie widziała, że dusi się w tej szkole? Że nie może ciągle siedzieć w miejscu? Że musi go znaleźć? Miała tyle, rzeczy do zrobienia, nie w głowie jej była teraz nauka w Hogwarcie. 
     - Nie rozumiem.
     - Czego? - w sumie nie bardzo ją to interesowało.
     - Czemu zaprzyjaźniłaś się z Jamesem i Evans, a mnie nienawidzisz?
     - Nie przyjaźnię się z Lily. Z resztą to nie ważne.
     - Jak sobie chcesz. - dziewczynę zaskoczyła, barwa głosu Blacka. Taki lodowaty.
     Ten zawiedziony, odwrócił się i chciał już odejść, gdy głos Meadowes go zatrzymał.
     - Nie nienawidzę cię. Nawet sądzę, że mogłabym cię polubić. - głos czarnowłosej był cichy.
     Nie wiedziała czemu to powiedziała. Chyba po prostu nie chciała go zranić. Ją samą bolał ton głosu chłopaka.
      Stali właśnie na wieży z zegarem, który niedaleko nich kołysał się. Dorcas bardzo próbowała tą myśl odepchnąć od siebie jak najdalej, ale nie potrafiła skłamać, że Hogwart jej nie zachwycał. Bardzo podobało jej się w tej szkole. Gdy była młodsza zawsze marzyła aby tu trafić. Tylko, że potem wszystko wyszło nie tak jak trzeba.
       Więc chyba dziwne nie było to, że gdy tylko zostawała sama, zachwycała się każdym malutkim elementem zamku. Chciała jak najlepiej go zapamiętać. Wiedziała, że za niedługo już jej tu nie będzie. A teraz mogła zachwycać się każdym witrażem który, gdy padały na niego promienie słoneczne, mienił się tysiącami barw, każdym obrazem powieszonym przy ruchomych schodach, nawet tym bardzo zrzędliwym. Pochłaniała wzrokiem dosłownie wszystko. Musiała jak najwięcej zapamiętać.
       - Więc czemu jesteś taka? - spytał Syriusz,z jednocześnie wyrywając z zadumy Meadowes.
       - Jaka?
       - Czemu mnie odpychasz?
       - Musimy o tym teraz rozmawiać?
       Próbowała się wykręcić. Nie chciała się zwierzać ze swoich postanowień. Patrzyła na niego błagalnym wzrokiem, aby skończył temat. Na próżno.
       - Tak, musimy.
       - Nie mam na to ochoty. - warknęła tylko. 
       Czy przypadkiem przed chwilą nie mówiła, że mogłaby go polubić? Zmieniła zdanie. Był za bardzo wścibski. 
       - No weź. Co mam zrobić, żebyś ze mną porozmawiała jak człowiek? - czyżby z jego głosu dało się usłyszeć desperację? 
       - Najlepiej by było, jakbyś poszedł sobie. 
       - Na to nie licz. - Łapa uśmiechnął się figlarnie. 
      Wiedział, że długo nie wytrzyma i wreszcie się wygada. Ta spojrzała na niego lodowatym wzrokiem. 
       Nie rozumiała go. Poznali się zaledwie dwa tygodnie temu, a ten przyczepił się do niej i gdy tylko ją widział, przychodził i chodził za nią do końca dnia. Jedynym bezpiecznym miejscem było dormitorium, bo tylko tam chłopcy nie mogli wejść. Ale po jaką cholerę się do niej przyczepił? Chciał ją rozkochać i pochwalić się innym swoją zdobyczą? 
        - Dobrze. Powiem ci, ale najpierw ty mi odpowiedz na pytanie. - chyba tą rzecz może mu powiedzieć. 
        - Dajesz, Mała. - uśmiech Syriusza zdawał się rozciągać na całej twarzy, a jego szare tęczówki świeciły radością. 
        - Czemu za mną ciągle chodzisz? Czemu nie dasz mi spokoju? - wypowiedziała pytania na jednym oddechu. 
        W końcu chwila szczerości nikomu nie zaszkodzi. 
        - Sądzę, że bylibyśmy zgranym duetem. Wiesz jako przyjaciele. Ja taki przystojny i idealny, a ty no trochę mniej zachwycająca urodą, ale wybuchowa i tajemnicza. 
         Dorcas nie potrafiła się nie roześmiać na jego słowa. Więc czemu nie miałaby mu dać szansy? Co w ostateczności może się stać? Nic, tylko mogą być złamane serca.
         - Czyli nie próbujesz na mnie żadnych swoich podrywów? - przezorny zawsze ubezpieczony, a ona wolała być pewna, że on niczego nie próbuje. 
        - Proszę cię. Czy ty nie widziałaś tej kolejki dziewczyn, chcących się ze mną umówić? 
        - Ach... No oczywiście Pan Casanova nie potrafi się ustatkować. - mówiła już teraz ciepłym tonem. Czy to był aby na pewno jej? 
        Teraz szli już w kierunku wieży Gryffindoru. Oboje mieli godzinę wolną, więc mogli spokojnie zacząć zacieśniać więzy. 
         Dorcas patrzyła ukradkiem na Łapę. Wydawał jej się pod pewnymi względami podobny do niej. Niby wiedzieli czego chcą, a tak naprawdę oboje wydawali się zagubieni. 
         Chłopak wiedział, że czarnowłosa mu się przygląda, więc odgarnął dłonią kosmyk włosów opadający na jego twarz, po czym spojrzał w jej kierunku. 
         - Pan Casanova? Tworzysz nowe przezwisko? Wybacz, ale wątpię, żeby się przyjęło. 
        - Zawsze warto próbować, prawda? - uśmiechnęła się do niego. 
        Syriusz poczuł jak przyjemne ciepło rozlewa się w okolicach jego serca. Przekonywała się powoli do niego. Próbowała dać mu szansę. Teraz nie mógł tego zmarnować. W końcu taka dziewczyna trafia się raz na całe życie. A ta dziewczyna bardzo go zaintrygowała i pragnął poznać jej wszystkie tajemnice. Czyżby chciał się zakochać?
        - Prawie bym zapomniał. Chyba miałaś mi powiedzieć dlaczego mnie odpychasz, pamiętasz? - czarnowłosa przystanęła. 
        Odwróciła się do niego plecami. Nie widział jej przerażonego spojrzenia. Nigdy się nikomu nie zwierzała, nawet Carmen. Po prostu wszystkich na około odpychała, taka była jej metoda. Zauważyła niedaleko parapet, więc wolnym krokiem, aby zyskać na czasie, podeszła do niego, podciągnęła się i usiadła na nim. Odważyła się spojrzeć na Blacka. Ten patrzył na nią pytającym wzrokiem. 
       - Dawno temu postanowiłam sobie, że nie będę pozwalała nikomu za bardzo przybliżyć się do mnie. Straciłam już bardzo bliskie mi osoby. Nie chcę później cierpieć. - jej głos wydawał się wyjątkowo słaby. 
       Syriusz stał oniemiały. Tego zdecydowanie się nie spodziewał. 
      - Przykro mi. - powiedział cicho, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. 
      - Mnie też, ale proszę cię. Nie pytaj o więcej. 
      Black niewiele myśląc, podszedł do dziewczyny, chwycił ją w pasie i postawił na nogi, po czym wziął ją w ramiona. Chciał ją jakoś pocieszyć. Pokazać, że nie zawsze warto być twardym, że czasami trzeba okazać jakieś emocje. Ona mu się zwierzyła, co prawda nie dowiedział się za wiele, ale wiedział, że wypowiedzenie tych słów, sprawia Dorcas trudność. Doceniał to. 
      Ta niepewnie odwzajemniła jego uścisk. Była to dla niej nowość, ale mogłaby się do tego przyzwyczaić. Po chwili zdrętwiała, zdając sobie sprawę z tego co robi i odsunęła się. 
      Widząc pytające spojrzenie chłopaka, odpowiedziała. 
       - Atrakcyjne Krukonki na lewej, jeśli chcesz mieć jakieś szanse. 
       Nie musiała czekać na reakcję, Black niemal natychmiast obejrzał się za nimi. 
       - Jakieś szanse? Kobieto czy ty mnie widziałaś? One będą się rozpływać jak do nich podejdę. - Syriusz uśmiechnął się figlarnie i puścił perskie oczko do czarnowłosej. 
       - Niech ci będzie. - mruknęła obojętnie. 
       - Nie wierzysz we mnie. O ty! Później się z tobą rozliczę, bo mi dziewczęta odejdą. Pani wybaczy. 
       I nim się obejrzała Blacka już przed nią nie było. Zaczęła iść w kierunku dormitorium, z daleka jeszcze słysząc głos chłopaka i śmiech dziewczyn. 



Twoje życie jest zabójcze, jak naładowana broń
A ty strząsasz miłość
Nie drżyj, jesteś wystarczający


***

     - Wywar Żywej Śmierci. Wie ktoś na czym polega? - zapytał profesor Horacy Slughorn, nauczyciel eliksirów, przechodząc między uczniami. 
       Dwie dłonie jak na zawołanie wylądowały w górze, reszta klasy włączając w to oczywiście Jamesa, nie wiedziała nic na ten temat. Jedna z dłoni należała do Lily, a druga do Severusa Snape'a, którego Potter z całego serca nienawidził. Powód? Przyjaźnił się z Evans. Znali się od małego, co chłopakowi nie odpowiadało. Prawdą było to, że razem z Huncwotami bardzo często dokuczali Smarkerusowi, szczerze mógł przyznać, że niektóre żarty nie były godne chwały. Ale dziwić się nie można było. Severus był życiową porażką. Ciągle siedział z głową w książkach i to nie zwyczajnych. Co to to nie. On zaczytywał się w czarno-magicznych księgach. Wielu uczniów podejrzewało, że stał się śmierciożercą, ale nikt nie potrafił tego udowodnić. 
     - Lily? 
     Rudowłosa była ulubienicą nauczyciela. Więc nie dziwne było to, że akurat ją się pyta. 
     - Wywar Żywej Śmierci jest to silny środek usypiający, powodujący omdlenia, które dla nieświadomego czarodzieja mogą wyglądać jak śmierć, ale powoduje ją tylko w czasie silnego przedawkowania. - odpowiedziała na jednym wydechu Evans. 
     - Bardzo dobrze! Piętnaście punktów dla Gryffindoru! - Slughorn był wniebowzięty. 
     - Każdy to wie. - dało się usłyszeć z końca sali, obrażony głos Snape'a
     Aż dziw brało, że on przyjaźnił się z Lily. 
     - Jesteś zazdrosny o to, że komuś się bardziej powodzi niż tobie. - wtrącił swoje pięć groszy Potter odwracając się w kierunku Severusa. 
     - Proszę o ciszę! - skarcił uczniów profesor. - Jeżeli chcecie podyskutować to zapraszam po lekcjach. Chętnie posłucham co macie do powiedzenia.  
     - Skoro pan nalega, to przyjdę. - uśmiechnął się zawadiacko okularnik. 
     - Dobrze, dobrze Potter. Zobaczę czy będziesz taki uśmiechnięty jak sprawdzę twój eliksir. 
     Jamesowi zrzedła mina. Nigdy nie był dobry z eliksirów. W sumie był to przedmiot, który najgorzej mu wychodził. 
     - Macie półtorej godziny by zrobić Wywar Żywej Śmierci, choć w połowie dobrze. Czas. Start. - zakończył Slughorn, po czym na tablicy pojawił się przepis i wszyscy zabrali się do pracy.  



Byłeś na dnie
Przetrwałeś
     
***

     Po lekcji James szedł z niezadowoloną miną. Za eliksir dostał okropny*. Dopiero się rok szkolny zaczął, a on już miał nie najlepszą ocenę. Wiedział, że jak tak dalej pójdzie to nie zaliczy później przedmiotu. Potrzebował pomocy. I już nawet wiedział do kogo się zwrócić. 
     Już z lepszą miną i humorem, dumnie wkroczył do Wielkiej Sali. Słyszał ''ochy'' i ''achy'' od strony płci pięknej z każdego rocznika. Miło było być uwielbianym przez większość dziewcząt ze szkoły, ale on już oddał swoje serce pewnej rudowłosej osóbce, która z nosem w książce siedziała koło Dorcas.  
      - Rogacz i jak tam? Słyszałem, że coś nie za dobrze poszło ci na eliksirach. - odezwał się Syriusz w przerwie między jedzeniem. 
      - A ty Łapciu, gdzie się podziałeś? 
      - Nie chciało mi się iść. Z resztą poznałem przepiękne Krukonki. Lexi i Mixie. Chyba. - chłopak odwrócił się i pomachał dziewczętom. 
      James podążył za jego wzrokiem. Musiał przyznać były całkiem ładne. 
      - Żałosny jesteś Black. Wykorzystujesz tylko dziewczyny. - mruknęła Lily zza książki, nawet nie zerkając na chłopaka. 
      - Ruda, ty po prostu żałujesz, że ciebie nikt poza Rogaczem nie podrywa. Chyba, że Smarkerus. - Syriusz uśmiechnął się złośliwie.
      - Nie nazywaj go tak. - z trzaskiem odłożyła książkę. 
      - Bo co?
      - Wasza czwórka, jest najdurniejszymi osobami jakie kiedykolwiek poznałam! Wyżywacie się na niewinnej osobie! Co on takiego wam zrobił? Czy po prostu jesteście takimi, wielkimi, durnymi... 
      - Lily uspokój się. - powiedziała Meadowes kładąc dłoń na ramieniu  dziewczyny. 
      - Nie, nie uspokoję! Oni już naprawdę przeginają. Wiesz co dziś zrobili? Powiesili go przy głównych schodach do góry nogami. Wszyscy go widzieli. - Evans strzepała dłoń czarnowłosej, gwałtownie się podnosząc. 
      Miała już tego dość. Co roku było to samo. Sev ich nienawidził, oni go. Huncwoci caly czas robili mu nieprzyjemne żarty, ale w tamtym roku zaczęli już za bardzo przeginać. Nie chciała patrzeć jak jej najlepszy przyjaciel cierpi. 
      Popatrzyła nienawistnym wzrokiem na Blacka, po czym zaczęła iść w kierunku wyjścia. 
      Po chwili usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się. Spodziewała się Dorx. Myliła się. 
     - Przepraszam za niego. - odezwał się James. 
     - Ty, Potter nie jesteś lepszy. - warknęła, idąc przed siebie. Wyszła z zamku. 
     - Nie zauważyłaś? - spytał. 
     - Czego?
     - Od początku roku nie znęcałem się nad nim. Zmieniłem się. - zabrzmiało to szczerze. Dlaczego nie uwierzyła? 
     - Taka osoba jaką ty jesteś, nie zmienia się.
     - Uwierz mi, Lilka. Rozmawiałem z Ann. Doradziła mi, że jak mam się z tobą zakolegować, to powinienem skończyć z tym. I skończyłem. Nie dręczyłem go. - szczerość była aż namacalna. 
     Rudowłosa przystanęła i zaczęła przetwarzać czas od początku roku szkolnego. Miał rację. Nie dręczył go. Nie przypomniała sobie takiego momentu. Może naprawdę się stara?
    - Na ile to skończyłeś? - chciała mu uwierzyć. 
    W końcu ona, Ann i Huncwoci trzymali się razem. Nie chciała całe życie go nienawidzić. 
    - Na ile chcesz. Mogę już na zawsze. Tylko nie chcę, abyś słysząc moje imię, nie krzywiła się jakbym był jakąś chorobą. - uśmiechnęła się na jego uwagę. 
    Czyżby naprawdę, aż tak się krzywiła? 
    - Zobaczymy co z tego wyjdzie, Potter. Jeśli mi podpadniesz nie licz, że kiedykolwiek zmienię o tobie zdanie. 
    Szczęście wypisane na twarzy Rogacza, było bezcenne. Chyba nie do końca uwierzył w to co przed chwilą się stało.  
     - Naprawdę? - zapytał zdumiony. 
     - Tak. Masz jedną jedyną szansę. Nie zmarnuj jej. - powiedziała, po czym poszła w kierunku jeziora. 


Kochanie, gdy na dworze jest zimno
Ja zapewnię Ci ciepło
Ochronię Cię przed burzą
Rozpalę ogień i rozjaśnię żar


***   

     Wróciwszy do zamku James był przeszczęśliwy. Wiedział, że wreszcie da mu szansę. Czuł to. Teraz tylko musiał ją bardziej do siebie przekonać i nie podpaść jednocześnie. W końcu Lily potrafiła być wymagająca. 
      Wchodząc do Pokoju Wspólnego, zauważył leżącą na kanapie Dorcas. Podszedł do niej, podniósł jej nogi, po czym opadł na kanapę i położył je sobie na kolanach. 
      - Jesteś taki szczęśliwy z powodu, że cię nie zabiła? - zapytała patrząc na niego. 
     - Nie. - uśmiech nie spełzał z jego twarzy. 
     - Nie? Z Wielkiej Sali wypadła zła jak osa. Myślałam, że co najmniej cię zabije. 
     - Dała mi szansę. - dziewczyna zdziwiła się. 
     - Naprawdę? - pokiwał głową. - James, co cudownie! - krzyknęła po czym przytuliła się do niego. 
     To chyba była wina Blacka. Zrobiła się za miła na tę chwilę. 
     - Nie rób mi tu twojej pokerowej miny. Widzę, że się cieszysz moim szczęściem. - Dorcas pokazała mu język, na co ten poszerzył tylko swój uśmiech. - Czy ty nie możesz być przez chwilę sobą? 
     - Teraz jestem. - odpowiedziała cicho, przymykając oczy. 
     - Widać. 
     - Mam do ciebie pytanie. Tylko odpowiedz szczerze. - zaczęła trochę niepewnie. 
     Nie do końca wiedziała czy powie jej prawdę. Miała jednak nadzieję, że udzieli jej konkretniej odpowiedzi. 
     - Dajesz, moja najlepsiejsza sztywna przyjaciółko w całym magicznym świecie. - nie potrafiła się na to stwierdzenie nie roześmiać.
     - Słyszałam o twoich i Huncwotów żartach. I jedno mnie zastanawia. Mianowicie, jak wy wydostajecie się poza teren zamku? 
     Nastała cisza. Meadowes miała wrażenie, że Potter słyszy jej głośno bijące serce. 
    - Czemu o to pytasz? - zapytał. 
    - Tak bez powodu. Zastanawiało mnie to. - starała się, aby jej głos zabrzmiał naturalnie, aby nie było słychać w nim napięcia. 
    - Wiesz jest mnóstwo tuneli prowadzących do Hogsmeade, za granicą północną, na polanie kończy się bariera ochronna. 
    - Aha. Jak to odkryliście? 
    - Ma się swoje sposoby. - Potter puścił jej oczko. 
    Dziewczyna podniosła się z kanapy i przeciągając się powiedziała. 
    - Muszę jeszcze odrobić zadanie z transmutacji, więc do zobaczenia potem. - gdyby tylko widział jej wielki uśmiech, gdy opuszczała Pokój Wspólny. 



Ty decydujesz kim teraz jesteś
Będę z Tobą niezależnie od wszystkiego

***

    Wreszcie dotarła do polany. To tutaj miało znajdować się miejsce z którego mogła się deportować. Wyciągnęła różdżkę po czym wypowiadając zaklęcie, machnęła nią.
    Nic. 
    Odeszła kawałek dalej i spróbowała jeszcze raz.
    Znowu nic. 
    Zdenerwowana, odeszła jeszcze dalej, przygotowując się, by rzucić jeszcze raz zaklęcie.
    Jeśli została okłamana, zabije Pottera. Podniosła rękę do góry, by wypowiedzieć zaklęcie, lecz nim udało jej się to zrobić, poczuła jak silne ręce łapią ją w pasie, pociągają w tył i wytrącają jej różdżkę z dłoni.
    - Próbujesz uciec? - zapytał chłopak, trzymający ją.
    Nie musiała się odwracać by rozpoznać, kto ją od tego odwiódł. Jego charakterystyczna barwa głosu zaczynała ją drażnić.
     - Z tego co wiem to to nie twoja sprawa. - warknęła rozdrażniona.
     - Moja, jestem porządnym uczniem i troszczę się o innych. - Black uśmiechnął się do niej lekko.
     Dziwiła ją postawa chłopaka. Wydawał się brać wszystko na żarty. Nie na poważnie. Ona tak nie potrafiła.
     - Ależ oczywiście, a te całe szlabany dostajesz dlatego, że jesteś tym porządnym uczniem?
     - Widzisz jak mnie rozumiesz?
     Po chwili ciszy, Dorcas odezwała się.
     - Możesz mnie już w końcu puścić? Nie mam czasu. Za chwile nauczyciele się dowiedzą, że uciekłam. - jej głos wydawał się słaby.
     Planowała ucieczkę bez świadków, a ten stojący przed nią szkolny casanova pewnie ją zatrzyma. Syriusz jakby dopiero teraz się zorientował, że trzyma w ramionach Meadows i szybko ją puścił.
     - Naprawdę chcesz uciec? I co zrobisz? - zapytał.
     Nie chciał aby dziewczynie się coś stało. Widział, że mimo tego jak próbuje stwarzać pozory silnej, tak na prawdę jest w środku małą, porcelanową laleczką, którą łatwo można zniszczyć.
     - Chcę uciec. Nie oczekuję, że zrozumiesz, ale nie widzisz, że odstaję w tej szkole? To nie jest moje miejsce. Mam coś do zrobienia, a Hogwart tylko mi w tym przeszkadza. - poczuła, że prawie się otwiera, a tak zdecydowanie nie miało być.
     - Masz racje nie rozumiem. Pomyślałaś, jak poczuje się James, gdy dowie się, że zaprzyjaźniłaś się z nim tylko dlatego, że chciałaś poznać drogę ucieczki? - głos chłopaka stał się lodowaty.
     Serce czarnowłosej ścisnęło się. Wszystko zawsze tak się kończyło.
     - Przykro mi. - wyszeptała. - Ale nie dla tego się z nim zaprzyjaźniłam.
     - Idź.
     - Że co? - nie uwierzyła własnym uszom.
     - Powiedziałem, żebyś poszła. Za chwilę nauczyciele zaczną cię szukać.
     - Żegnaj. - powiedziała tylko, prawie niedosłyszalnie.
     Meadowes odwróciła się, znalazła swoją różdżkę w trawie i zaczęła biec truchtem przed siebie. Syriusz podążał za dziewczyną wzrokiem, aż jej sylwetka zniknęła mu z oczu.
     - Żegnaj, Mała.


Trzymaj swoją głowę dumnie do góry
Idź silnie jak żołnierz na polu bitwy
Weź wdech i wydech**



* W Hogwarcie był inny wykaz ocen. Tam ''okropny'' to jak u nas dwa 
**Rachel Taylor - Light a fire
                                                                                                    

No to już za nami rozdział trzeci. Szczerze mogę powiedzieć, że rozdział mi się jako tako podobał (a mi się nigdy moje rozdziały nie podobają). Błędy na pewno się pojawiły, ale myślę, że już powoli idzie mi coraz lepiej ;) 
Akcja powoli się rozkręca, myślę że w 1224885213 rozdziale pojawi się jakaś bitwa xD Mam bardzo powolny styl pisania, więc trochę długo akcja będzie się rozwijać, ale za to możemy bardziej poznać emocje i odczucia bohaterów c; 
 Szłyście dziś do szkoły? Dzięki Bogu, w mojej szkole mieliśmy wolne :)
Dziękuję za każdy złożony komentarz one naprawdę dodają dużo motywacji ;3

Do następnego rozdziału, 
Destiny. 

PS. Zastanawiałam się nad tym czy nie dodawać gifów do opowiadania. Wiecie tak dla urozmaicenia. Co Wy na to? Przeszkadzało by Wam to w czytaniu? Czy to dobry pomysł?