niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 12. I będę Twoją nadzieją, kiedy poczujesz, że to koniec.


      Po (bardzo) nieudanym i nieśmiesznym żarcie Huncwotów, gdy tylko doprowadziła się do porządku, udała się z powrotem do Wielkiej Sali z zamiarem udowodnienia im wszystkim, że ta sytuacja nie zrobiła na niej wrażenia i że wcale nie wypłakała piętnastu, o ile nie więcej, minut. Musiała udowodnić im, jak "silną" osobą była. Musiała udowodnić to sobie.
     Wielki korytarz świecił pustkami, a jedynymi postaciami, które się tam znajdowały, były stojące co trzy metry, srebrne zbroje. Po korytarzu niosło się echo stukających obcasów, a gdy zbliżała się do Wielkiej Sali, słychać było dźwięki muzyki.
      Blondynka zatrzymała się niedaleko drzwi. Odwaga ją opuściła. Nie chciała widzieć twarzy tych wszystkich ludzi, patrzących na nią, śmiejących się z niej na wspomnienie tej sytuacji, ale nie mogła również okazać swojej słabości.
      Słabości? Oznaką słabości, już okazała się pojedyncza łza, spływająca po  jej policzku. Miała szczęście, że założyła z powrotem maskę. Nie było nic widać.
      Dziewczyna słyszała śmiechy, dochodzące zza ściany, wesołą muzykę i poczuła się bardzo samotna. Ona nie miała nikogo. Nie miała wspaniałych przyjaciół, którzy wstawiliby się za nią w każdej sytuacji. Nie miała najlepszej przyjaciółki, której wypłakałaby się po zawodzie miłosnym. Była sama.
     Poczuła dotknięcie zimna i objęła się dłońmi. Nagle drzwi do sali otworzyły się i na korytarz wyszedł Remus. Nie wiedzieć czemu, go rozpoznawała od razu. Teraz miał na twarzy maskę, był elegancko ubrany, nie przypomniał zwyczajnego siebie, ale coś w jego postawie, sprawiało, iż miała pewność, że to on.
     Te ostatnie tygodnie były naprawdę dobre i nie chciała tego przed sobą, ani przed nikim innym, przyznawać, ale coraz bardziej nie umiała się doczekać wspólnych korepetycji, ponieważ coś w jej sercu się ruszyło. Gdy chłopak ją zauważył i powoli podszedł do niej, do jej nozdrzy doszedł zapach mięty i czegoś czego nie potrafiła opisać. Jej serce przyśpieszyło.
     - Przykro mi. - powiedział niepewnie Lupin, nie wiedząc czy dziewczyna za sekundę go nie uderzy.
     Poczuła jakby ktoś wbił jej sztylet prosto w serce, a łzy, które niedawno wyschły, na nowo napełniły jej oczy. Zacisnęła powieki i odetchnęła głęboko. Nie pozwoli, aby zobaczył jej słabość.
     Słabość, którą zobaczył już on.
     - Wiedziałeś. - syknęła.
     Nie tłumaczył swoich przyjaciół, tylko patrzył na nią współczująco.
     Współczucie było ostatnim czego w tej chwili potrzebowała.
     - Tak, ale nie miałem pojęcia, że to dla ciebie. - wyglądał na naprawdę poruszonego.
     Poczuła jak w gardle rośnie jej gula, spróbowała ją przełknąć.
     Nagle ją oświeciło. Przecież była Marleną McKinonn, a ona nie musiała wysłuchiwać nieudolnych tłumaczeń.
    Starając się, aby nie zauważył w jej oczach lśniących łez, odwróciła się z zamiarem odejścia.
     Poczuła jak chłopak łapie ją za nadgarstek i odwraca w swoją stronę. Syknęła z bólu, kiedy jego ręka dotknęła jej skóry. Blizny jeszcze się nie zagoiły.
      Oczywiście nie umknęło to uwadze Remusa.
      - Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
      - Wydaje mi się, że to nie twoja sprawa. - warknęła, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
      - Mary, naprawdę mi jest przykro. Myślałem, że ten ''kawał'' był przygotowywany na Snape'a.
     - Mogłeś się tego domyślić, po tym całym zerwaniu. - mruknęła, nie patrząc na niego.
     - Przykro mi.
     - Powtarzasz się. - z jej tonu nadal nie schodził jad.
    Chciała wierzyć, że chłopak nie miał z tym nic wspólnego. Pomyliła się. Był taki sam jak reszta. Taki sam jak on. Na samo wspomnienie z jej oczy popłynęły łzy.
     Jak mogła uwierzyć, że Remus nie jest taki jak reszta, przecież był Huncwotem. Za to ona była idiotką. Zaczęła mu powoli ufać.
     - Jak mogłam być taką idiotką! - jęknęła, po czym zdała sobie sprawę, że wypowiedziała te słowa na głos.
     Wyrwała dłoń z uścisku Lupina, po czym pobiegła przed siebie. Zanim zorientowała się, że pobiegła w złym kierunku, było już za późno, by zawrócić. Wiedziała, że wtedy Remus by ją dogonił.


Oh, dlaczego wyglądasz na taką smutną
Łzy są w Twoich oczach
No dalej, przyjdź do mnie teraz*

***



    Ta cała impreza wydawała jej się totalnym niewypałem.Wprawdzie na początku zapowiadało się wspaniale. Przyszła z Syriuszem. Poczuła jakby coś między nimi było. Starczyło, że weszła z nim na sale. I magiczna bańka prysła.
     Mogła się tego spodziewać. W końcu przyszła z Blackiem. Tym Blackiem, który jest prawie rozrywany przez dziewczyny.
     Więc, gdy tylko przekroczyli próg sali, podeszła do niego mega szczupła i wysoka blondynka. Nie widziała jej twarzy, gdyż miała na sobie maskę.
      I na tym jej magiczny wieczór się skończył. Dziewczyna od razu odciągnęła od niej chłopaka, a ten nawet się nie zatrzymał. I od ponad półtorej godziny stała sama jak palec, podpierając ścianę. Przez jakiś czas tańczyła z Evans i Blake, ale w końcu i one poszły potańczyć z ich osobami towarzyszącymi.
    Zaczęła się zastanawiać, dlaczego ona tu w ogóle przyszła? Odpowiedź była prosta, dziewczyny obiecały jej świetną zabawę, a poza tym, sukienka, którą założyła była naprawdę piękna. Miała szansę, chociaż raz wcielić się w kogoś innego i się zabawić. No właśnie, miała nadzieję na dobrą zabawę z Lily i Alicją, ale kto by pomyślał, że wszyscy zostawią ją samą? Nikt.
     A teraz co? Dziewczyny zniknęły z jej oczu, a ona stała przy oknie, oglądając swoje paznokcie i przyglądając się przechodzącym obok parom. Zazdrościła im. Ot co. Wszyscy mieli fantastyczne humory i świetnie spędzali czas. Wszyscy, oprócz niej.
     Nagle z sali wypadł Syriusz, który jak przedtem widziała, bardzo dobrze się bawił. Czuła się niewidoczna. Czarnowłosy jakby w ogóle zapomniał o jej istnieniu. Odkąd przyszli nawet na nią nie spojrzał, ciągle był wyciągany do tańca przez inne dziewczyny. Chłopak zakręcił się rozglądając na około, jakby czegoś szukając, spojrzał na nią i wrócił do sali.
     Nie minęły dwie minuty jak ponownie wyszedł i podszedł do niej. Spojrzała zaskoczona na niego, kiedy wyciągnął w jej kierunku dłoń. Syriusz uśmiechał się szelmowsko. Nie wiedziała czy zauważył w jej oczach błysk nadziei, ale ona tą nadzieję poczuła bardzo wyraźnie. Na jeden wieczór zrzuciła maskę i teraz pozwalała wszystkim uczuciom ją zalewać.
     - Żal ci się mnie zrobiło? - zapytała, starając się przekrzyczeć głośną muzykę, kiedy wchodzili z powrotem do sali.
     - Nie... Może trochę. - odpowiedział, puszczając jej oczko.
    Ruszyli w kierunku parkietu, trzymając się za ręce. Wydawało jej się, że dla niego to nic nie znaczy, w końcu tyle czasu przetańczył już z innymi, ale dla niej znaczyło to wiele. Otworzyła się na niego i nie chciała tego żałować. Z jednej strony chciała żeby ją dostrzegł, zauważył w niej to coś, ale z drugiej strony? Z drugiej strony wiedziała, że jeśli ją zauważy, skończy jak reszta jego dziewczyn.
     Trzymając się za ręce, tańczyli do jakiejś szybkiej, skocznej piosenki. Oczywiście Dorcas jak to Dorcas musiała przy okazji robić z siebie idiotkę, gubiąc rytm albo coś w tym stylu. Nie miała wiele okazji w życiu, aby być na imprezach.
     - Wybacz! Nie umiem tańczyć! - krzyknęła do jego ucha, aby wśród tej głośnej muzyki ją usłyszał.
     - Ja też nie! - odkrzyknął do niej i tańczyli dalej.
     Piosenka szybko się skończyła i zaczęła nowa. Powolna piosenka.
     Meadowes chciała odejść, ale Syriusz chwycił ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Objęła go za szyję, a on położył swoje dłonie na jej talii. Czuła bijące od niego ciepło.
     - Cieszę się, że mamy okazję razem zatańczyć. - mruknął jej do ucha, a po jej ciele przebiegł dreszcz.
    Była zła na swoje ciało,za to że ją zdradza. Była trochę zła, że dzisiaj sobie odpuściła, że dawała się ponieść emocjom. Nadal nie chciała, aby później osoby dla niej ważne cierpiały, ale chciała mieć jeden idealny wieczór. Jeden w którym mogłaby się poczuć jak zwykła nastolatka. I to była ta chwila. Tańczyła z przystojnym chłopakiem, który mimo, iż momentami zachowywał się jak dupek, był dla niej bardzo ważny. I dlatego postanowiła dać ponieść się tej chwili.
     Przymknęła oczy i zaczęła rozkoszować się wolną piosenką.  Nie wiedziała dlaczego, ale tekst tej piosenki dotknął jej. Doskonale opisywał jej uczucia. Jej uczucia, które nigdy nikomu, by nie zdradziła. Nie patrzyła na chłopaka. Nie potrafiła, nie chciała, aby wyczytał coś z jej oczu.

Szukasz odległego światła
Kogoś, kto mógłby ocalić życie
Żyjesz w strachu, że nikt nie usłyszy twego wołania:
Czy możesz mnie teraz uratować?

    Tańczyli razem wtuleni w siebie. Miała wrażenie, jakby pasowali do siebie. W tej pozycji. Jakby dłonie Syriusza były idealnie dopasowane do jej talii. Jakby byli dwoma kawałkami układanki, które osobno są niczym, a razem tworzą całość. W tej chwili wydawali się sobie przeznaczeni.
     Była tak pochłonięta tą chwilą, że dopiero teraz zadała sobie sprawę, że chłopak szepcze jej do ucha słowa piosenki, które aktualnie wokalista śpiewał. 
     - I będę twoją nadzieją, kiedy poczujesz, że to koniec. I podniosę cię, kiedy cały twój świat się rozpadnie.
     W tej chwili poczuła, że może kiedyś będzie zdolna do związku i może kiedyś, los splecie ze sobą ich ścieżki. Nie teraz, bo było dla niej za wcześnie, ale w przyszłości kto wie? 
       Chłopak odsunął się kawałek od niej i chwycił ją za podbródek. Spojrzał w jej oczy. Musiał dostrzec w niej te wszystkie uczucia, bo wyraz twarzy miał bardzo łagodny. W tym momencie dotarło do niej, że nie udało jej się utrzymać uczuć na wodzy. Czuła coś do niego. Nie chciała, ale jakiś jej kawałek, poczuł coś do tego rozczochranego chłopaka. 
     Syriusz puścił ją na chwilę i chwycił po bokach jej maskę i ściągnął ją. Po chwili zrobił to samo ze swoją maską. Podniósł dłoń do góry i wziął między palce, jeden niesforny kosmyk, który opadał na twarz dziewczyny, po czym wsadził go jej za ucho. Swoją dłoń przeniósł na policzek czarnowłosej.

Jestem z tobą
Przeniosę Cię przez to wszystko
Nie zostawię Cię, złapię Cię,
Kiedy zechcesz odpuścić
Ponieważ nie jesteś, nie jesteś sam

    Dorcas nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wstrzymuje oddech, dopiero, gdy Syriusz wziął dłoń, wypuściła ze świstem powietrze.
    Pod koniec piosenki ich usta zaczęły się powoli do siebie zbliżać. Jak dwie planety, które miały się
spotkać. Coraz bliżej. Dzieliło ich dosłownie parę centymetrów. Aż wreszcie ich usta spotkały się. Dziewczyna poczuła jak przyjemne ciepło oblewa jej ciało. Nie wiedziała ile się całowali. Może parę sekund, a może całą wieczność. To nie miało znaczenia. 
      Odsunęła się, patrząc na niego z oszołomieniem, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Chłopak chyba też nie bardzo zdawał sobie sprawę, z tego co się stało. 
     - Ja... - zaczęli oboje, po czym zaśmiali się nerwowo. 
     - Ty pierwsza - pozwolił jej rozpoczęcie rozmowy. 
     - Syriusz... - zaczęła niepewnie. Sama nie wiedziała co chciała mu powiedzieć. Ten taniec. Ta piosenka. Te słowa co wypowiedział do niej. Ten pocałunek. Mogłaby pomyśleć, że coś do niej czuje, ale równie dobrze, oboje mogli dać się ponieść tej chwili. Nie miała pewności. Mógł tak robić każdej dziewczynie. Nie chciała, żeby oboje cierpieli. 
      - Wydaje mi się, że oboje nie jesteśmy materiałem na długotrwały związek. Każde z nas żyje własnymi demonami przeszłości i póki nie potrafimy się ich pozbyć, nie będziemy potrafili normalnie funkcjonować. Jesteśmy świetnym zespołem. Ale jako przyjaciele. 
      Widziała, że chłopak odetchnął z ulgą. Czyli miała rację. 
      - Zgadzam się z tobą. Chociaż całujesz nieźle. - uśmiechnął się cwaniacko. 
      Dorcas prychnęła, po czym uderzyła go w ramię, śmiejąc się. 
      Nie zdążyli nic więcej dodać, ponieważ podeszła do nich, znowu ta blondynka co odciągnęła go na początku balu i wyciągnęła Blacka do kolejnego tańca. 
      Ten popatrzył przepraszająco na czarnowłosą.
      - Nic się nie stało. I tak chciałam iść się przewietrzyć. - powiedziała, po czym odwróciła się i odeszła. 
      Nie widziała spojrzenia Syriusza, mieszaniny rozczarowania i bólu, a on nie widział jej. Akceptacji i bólu. Oboje coś do siebie poczuli, ale oboje nie byli na to gotowi. Wiedziała, że po tym pocałunku nie będzie na niego patrzeć tak samo. 


I będę twoją nadzieją
Nie jesteś sam**

***

     Reakcja Marleny zbiła go z tropu. Wiedział, że miała mu za złe wzięcie udziału w tym żarcie. Czuł, że w pewien sposób ją zawiódł, pomimo tego, że przyjaciółmi zdecydowanie nie byli. Ale mówił prawdę. Nie miał pojęcia, że to ona była celem.
     Postanowił poszukać dziewczynę, ale nie wiedząc do jakiego miejsca najpierw się udać, skierował swoje kroki do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, a później do dormitorium.
     Mapa Huncwotów pokazała, iż Ślizgonka udała się do biblioteki. Był zdziwiony tym wyborem, zwłaszcza, że blondynka nie wyglądała na taką, która bardzo interesuje się książkami.
     Czuł, że rozumie po części Marlenę, ponieważ on też od razu by się tam udał. Ale on był nałogowym czytelnikiem.
    Szybko wypadł na korytarz i szedł w kierunku biblioteki. Nie wiedział, co chce jej powiedzieć. Chyba miał nadzieję, na to, że wybaczy mu to. 
    Nie miał pojęcia co się z nim ostatnio działo. Nie pałał sympatią do Marleny. Tego był pewny. Ale było coś w tej dziewczynie, że nie potrafił jej po prostu spławić. Mógł się mylić, ale chyba dostrzegł w niej to, co tak bardzo próbowała w sobie ukryć. 
    Zauważył, że traktując w potworny sposób wszystkich i wszystko dookoła, blondynka stara się, pokazać jak twarda jest, że nie uda jej się złamać, ale on widział jej pełen bólu wzrok, który powracał, gdy ona myślała, że nikt jej nie obserwuje. 
    Popchnął lekko drzwi od biblioteki, a te otworzyły się bezszelestnie. Od razu do jego nozdrzy dotarł zapach starych ksiąg, który tak uwielbiał. Zaczerpnął głęboko powietrza, rozkoszując się tym zapachem, po czym udał się w kierunku, który wskazywała mapa Huncwotów. 
    Wyszedł zza regału i dostrzegł ją. Serce ścisnęło mu się z żalu. 
     Siedziała oparta o regał z książkami. Nogi podciągnęła do siebie i opierała się podbródkiem o kolana. Pofalowane blond włosy spływały po jej twarzy, zasłaniając oczy. Usłyszał ciche szlochanie. Płakała. 
     Widział jak przejechała długim paznokciem po nadgarstku, sprawiając, że ledwo zagojone rany otworzyły się na nowo i popłynęła z nich krew. Chłopak nie wytrzymał. 
      - Co ty wyprawiasz?! - krzyknął i podbiegł do niej. 
      Dziewczyna podskoczyła przestraszona, po czym szybko odwróciła dłonie, aby nic nie zauważył. Za późno. 
      Jej twarz pozostawała bez wyrazu, ale w jej oczach dostrzegł przerażenie. Zażenowana odwróciła głowę. 
      - Idź sobie! - krzyknęła, nie patrząc na niego. 
      Usiadł koło niej, po czym chwycił jej dłoń i odwrócił wewnętrzną stroną tak, aby widzieć jej rany. 
      - Idź sobie. - poprosiła, załamującym się głosem. 
      - Nigdzie się nie wybieram. - odparł i wyciągnął chusteczkę ze swojej kieszeni po czym, delikatnie przyłożył jej do rany.
      Blondynka syknęła z bólu, ale szybko się opanowała.  
      - Długo to trwa? 
      - Przestań. - powiedziała lodowatym tonem. 
      - Co mam przestać?
      - Udawać, jakby cię to obchodziło. 
      - Obchodzi. - zapewnił ją, na co ona spojrzała na niego powątpiewająco. 
      - Nic o mnie nie wiesz. 
      - Bo nie dopuszczasz do siebie nikogo! - poniosły go nerwy, ale szybko się opanował. 
      - Ponieważ on mnie zniszczył. - wyszeptała załamującym się głosem. 
      Nie miał pojęcia o kim Marlena mówi, ale na jego wspomnienie, oczy dziewczyny ponownie się zaszkliły i widział jak ze wszystkich sił, stara się powstrzymać płacz. Niestety, jedna łza się zbuntowała i popłynęła wzdłuż jej policzka. 
       Delikatnie przejechał palcem po jej skórze, wycierając samotną łzę. 
       - Ja chcę ci pomóc, nie chcę cię zranić. Zaufaj mi. 
       - Nie potrafię nikomu zaufać. - wyszeptała, po czym oparła głowę na jego ramieniu. 
       Siedzieli przez jakiś czas w ciszy. 
       - Obiecaj, że więcej tego nie zrobisz. 
       - Nie mogę. 
       - Dlaczego? 
       - Po prostu. 
       Spojrzał na nią. Wiedział, że nie chce mówić o swoich problemach. Z resztą, pewnie i tak by mu o nich nie opowiedziała. Ale teraz on wiedział coś o niej, tak jak ona znała jego tajemnicę. 
        - Nie musisz mi mówić, ale wiedz, że nie jesteś sama. Masz mnie. 
         Nie miał pojęcia co w niego wstąpiło, ale widząc ją taką nieporadną, wiedział, że nie zostawi jej samej, że będzie starał się jej pomóc. Ponieważ każdy potrzebuje ocalenia. 
        - Dlaczego? - spojrzała na niego podejrzliwie. - Dlaczego jesteś dla mnie taki miły, kiedy ja byłam i jestem, dla ciebie i wszystkich, taką suką.
        - Ponieważ dostrzegłem coś w tobie wartego ocalenia. 
         Blondynka nie odpowiedziała mu nic, tylko wtuliła się w niego i przymknęła oczy. On również ją objął i delikatnie głaskał po plecach. Czuł, że dziewczyna bierze sobie do serca jego słowa. Wiedział, że od teraz ich znajomość nie będzie taka jak przedtem. Zaczęli się otwierać. I teraz oboje musieli się postarać tego nie zniszczyć. 
        
         Nie miał pojęcia ile siedzieli razem w ciszy, ramię w ramię, rozkoszując się momentem spokoju, ale tę przyjemną chwilę przerwał im głośny wybuch. 

Pozwól mi przejrzeć cie na wylot
Bo ja tez widziałem ciemna stronę
Hej, co masz do ukrycia?
Ja też się złoszczę
Cóż jestem taki jak ty*


***

      Ten wieczór był naprawdę wspaniały. Bawiła się jak nigdy w życiu, a do tego naprawiała swoje relacje z Damonem. Jedynym minusem było to, że dalej nie rozmawiała z Dorcas. Mijała ją tyle razy na korytarzu, ale żadna z nich się do siebie nie odzywała.
     Brak jakiegokolwiek kontaktu z przyjaciółką wdawał jej się we znaki. Złość na Meadowes już dawno jej przeszła, ale miała nadzieję, że to czarnowłosa przyjdzie i ją przeprosi.
     Tak się nie stało. I musiała żyć dalej.
     - Carmen! - przed oczami ujrzała machające dłonie.
     Nieprzytomnym wzrokiem, popatrzyła na brązowowłosego Ślizgona z którym się bawiła.
     - Przepraszam. Zamyśliłam się. - mruknęła bez przekonania.
     Musi wziąć się w garść, ten wieczór miał być piękny.
      Chłopak spojrzał na nią ze zrozumieniem i podał jej poncz.
      - Wiesz, że powinnaś z nią w końcu porozmawiać.
      - Wiem, ale to skomplikowane.
      - Co jest skomplikowane? To, że pokłóciłyście się jak dziewczyny i nie rozmawiacie ze sobą? Car weź się w garść i zachowuj się jak dojrzała kobieta! - mówiąc to szturchnął ją w ramię.
      Dziewczyna prychnęła na jego stwierdzenie.
      - Mówisz to ty. Ten zachowujący się jak najbardziej dojrzale.
      Zobaczyła w jego oczach ból. Ona sama również miała takie spojrzenie.
      - Przeprosiłem.
      - Liczą się czyny.
      - Wiem i staram się ci to wszystko wynagrodzić. - słyszała w jego głosie urazę.
      Widziała jak bardzo chłopak się starał, wynagrodzić jej ten czas, kiedy był dla niej podły. Bolało ją jak się zachowywał, ale byli przyjaciółmi. Ona zawsze mu wszystko wybaczała. Dopóki nie zrani jej znowu, wszystko jest w jak najlepszym porządku.
       Prawie w jak najlepszym. Byli przyjaciółmi i tu był problem, bo ona już od bardzo dawna nie traktowała go jako przyjaciela.
       - Chodźmy zatańczyć! -stwierdził chłopak i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
       Wiedziała, że chciał rozluźnić atmosferę, która zapanowała między nimi. Doceniała to.
       Odstawiła szklankę z do połowy wypitym ponczem, na stół i podniosła się.
       Gdy tylko się wyprostowała zrobiło jej się czarno przed oczami i miała wrażenie jakby ciemność ją pochłaniała.

       Szła niepewnie przez las, nie wiedząc dokąd zmierza. Nogi same ją prowadziły. 
       Noc była ciemna i było bardzo zimno. Rozejrzała się dookoła. Magiczna atmosfera była aż namacalna. Zadała sobie sprawę, że znajduje się w Zakazanym Lesie. 
       Cisza jaka tutaj panowała była przerażająca, ale jeszcze bardziej przerażający był odgłos łamanej gałęzi. Obróciła się za siebie i poszła w kierunku z którego usłyszała odgłos. 
       Po chwili zauważyła Dorcas stojącą w balowej sukience pośrodku malutkiej polany. Przestraszoną. Dziewczyna rozglądała się wokoło jakby czegoś szukała, ale nie potrafiła tego dojrzeć. Za to Carmen, zauważyła czające się w ciemnościach postacie. Poczuła bijący od nich mrok. 
      Chciała krzyknąć, ostrzec przyjaciółkę, ale nie umiała wydobyć z siebie głosu. 
      Po chwili usłyszała wybuch. 
      I znowu pogrążyła się w ciemności. 

      Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i podniosła się do pozycji siedzącej. Była przerażona.
      Zdała sobie sprawę, że leżała na podłodze i nadal znajdowała się w Wielkiej Sali.
      - Carmen wszystko w porządku? - zapytał Damon, który również siedział na ziemi. Domyślała się, że zdążył ją chwycić, zanim uderzyła głową o ziemię. Chociaż może nie, bo czuła jakby głowa miała jej pęknąć.
      - Co się stało? - zapytała słabym głosem.
      - Mieliśmy iść potańczyć, ale jak odwróciłem się, by zobaczyć czy też idziesz, ty zachwiałaś się do tyłu. Zdążyłem cię złapać. Wyglądało to tak jakbyś zemdlała, ale miałaś oczy szeroko otwarte i szeptałaś jakieś niezrozumiałe słowa.
     Chłopak wyglądał na zaniepokojonego, ona też była, ale chyba z innego powodu.
     - Głowa mi pęka. - westchnęła, przykładając dłonie do czoła.
     - Nie uderzyłaś głową o ziemię, ale... - przerwał w połowie.
     - Co ale...?
     - Oczy masz bardzo przekrwione i jesteś strasznie blada.
     Nagle przypomniało jej się co widziała w chwili ''zasłabnięcia''.
     - Później ci wszystko wytłumaczę, ale najpierw muszę znaleźć Dorcas. - próbowała wstać, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. - Pomóż mi wstać, proszę.
     Chłopak chwycił ją za ramiona i podniósł.
     Zmusiła się, aby iść. Każdy najmniejszy ruch powodował u niej falę bólu, ale była zdeterminowana. Musiała znaleźć Dorcas i upewnić się, że jest cała.
     W tłumie zauważyła tańczącego Syriusza. Już chciała do niego iść, ale chłopak napotkał jej spojrzenie. Pokiwała mu, aby przyszedł.
      - Widziałeś Dorcas? - zapytała od razu.
     Uśmiech na twarzy chłopaka przygasł i pojawiła się troska.
      - Powiedziała jakiś czas temu, że idzie się przewietrzyć.
      - Niedobrze.
      - Dlaczego?
      - Myślę, że może mieć kłopoty. - wyszeptała, ale na tyle by chłopak usłyszał.
      - Jakie kłopoty?
      - Nie mogę ci teraz wytłumaczyć, ale ona chyba jest w Zakazanym Lesie. Coś złego się wydarzy. - powiedziała coraz bardziej przerażona.
       Gdy tylko skończyła wypowiadać te słowa, usłyszeli głośny wybuch dochodzący z zewnątrz.
       Hudson usłyszała jak Gryfon szepcze "Dorcas" i nim zdążyła się odwrócić, jego już nie było.
        Do jej uszu doszły słowa, które ktoś krzyczał.
        - Śmierciorzercy!

Będę stał przy tobie
Nie pozwolę żeby ktoś cie zranił*



*Glee - I'll stand by you
**Red - Not Alone
                                                                                              

Nareszcie znalazłam czas, aby opublikować Rozdział 12. 
Nie odchodzę z bloga, nadal jestem i nadal będę pisać, ale jak już zauważyłyście z dużym opóźnieniem. 

Korzystając z okazji, 
Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt! ♥

Pozdrawiam,
Lupine.

PS. Za wszystkie błędy przepraszam :)