poniedziałek, 27 października 2014
Liebster Award
Na początku bardzo chciałabym podziękować każdej osobie, która przeczytała te dwa rozdziały (+ prolog) cieszę się, że kogoś to zainteresowało. Tylko jedno mnie troszkę martwi. Mam 11 obserwatorów, a przy ostatnim rozdziale były tylko dwa komentarze. Jest aż tak tragicznie? Byłabym wdzięczna, gdyby każda osoba, która przeczyta jakikolwiek rozdział, zostawiła po sobie jakąś opinię. To naprawdę bardzo motywuje do dalszego pisania ;)
Zostałam nominowana przez Crux do Liebster Award. Dziękuję ci, chociaż mi tam się nie wydaje, że zasługuje xd.
1. Masz możliwość wcielenia się w postać ze swojego ulubionego serialu. Zostajesz transportowany do Twojego ulubionego odcinka. Co się dzieje?
I teraz problem, który serial wybrać? xD
Tak na poważnie to przeniosłabym się do serialu Glee i po prostu chciałabym mieć możliwość poznania Cory'ego Monteith (w postaci Finn'a). Więc może wcieliłabym się w postać Rachel Berry i w końcu potrafiłabym śpiewać ^^
2. Musisz rozwiązać zagadkę zabójstwa bliskiej Ci osoby. Jeśli podejmiesz wyzwanie i złapiesz zabójcę, ta osoba ożyje, jeśli złapiesz złego ty też umrzesz. Jeśli podejdziesz do zadania wszystko zostanie na swoim miejscu. Co robisz?
Na Merlina, kobieto, co ty za pytania dziwne wymyślasz O.o
Nie wiem co bym zrobiła. Musiałabym bardzo zastanowić się nad tym.
3. Jesteś w podeszłym wieku. Zbierasz pieniądze na trumnę czy szalejesz? A może robisz z nimi coś innego?
Mało czasu mi zostało, więc poszalejmy trochę ;)
4. Jak objawia się miłość?
Uwaga, uwaga. Teraz będzie przemawiać osoba, która nie przeżyła jeszcze ''wielkiej'' miłości. W ogóle nie przeżyła żadnej miłości. Chyba, że miłość do na aktora się liczy. To wtedy ja jestem już mężatką xd
Moim zdaniem miłość to pozostanie przy sobie, w najgorszych chwilach, zrozumienie. Coś takiego, że spojrzysz w oczy tej jedynej osobie i wiesz, że jest dla ciebie wszystkim, że nie wyobrażasz sobie życia bez tej osoby, że chcesz ją zawsze uszczęśliwiać, po prostu być częścią jej życia.
5. Zastanawiasz się czasami czy naprawdę jesteśmy ludźmi? Przecież jesteśmy tacy... dziwni.
Bardzo często się zastanawiam, czy ludzie z mojego otoczenia to wciąż istoty ludzkie. Moja klasa jest zdecydowanie dziwna. Więc odpowiedź na pytanie. Tak zastanawiam się czasami ;)
6. Jesteś specyficznym człowiekiem? Uzasadnij.
Jestem specyficznym człowiekiem. Gdy tylko zauważysz, potykającą się o wszystko i jedzącą wszystko dziewczynę z ombre włosami, niepotrafiącą śpiewać to możesz być pewna, że to ja.
7. Czy nietolerancja jest w 100% zła? Dlaczego?
Każdy powinien mieć swoje zdanie, ale jednocześnie nie pozbawiać go innej osoby. Każdy ma prawo żyć, jak chce. Ludzie nietolerancyjni, moim zdaniem są trochę ograniczeni umysłowo. Ja jestem (czasami, może aż za bardzo) tolerancyjna.
8. Myślisz, że co może naprawić całe zło świata. Może herbata? ;)
A tam zaraz herbata. Myślę, że czekolada wystarczy :) To jest lek na wszystko xd
9. Czy nieufność blokuje kontakty międzyludzkie?
U mnie zdecydowanie blokuje kontakty. Zresztą ja cała dziwna jestem. U mnie wszystko blokuje kontakty międzyludzkie ;c
10. Dlaczego ta nazwa bloggera?
Szczerze mówiąc nie wiem. To była jedna z pierwszych jaka mi przyszła do głowy. Miało być Hope, w sumie wciąż nie wiem, czemu zmieniłam na Destiny.
11. Jesteśmy zajebiste, prawda? ;)
Zajebiste to mało powiedziane xd Lecę zaraz w końcu skomentować Ci rozdział :*
sobota, 4 października 2014
Rozdział 2. Przyjaciele.
Słysząc, że nadchodzi woźny, Dorcas rozejrzała się bezradnym wzrokiem po korytarzu. Jej przyjaciółka parę sekund temu zniknęła w którymś z korytarzy, a ona nie miała pojęcia, gdzie się ukryć. Po chwili poczuła uścisk na łokciu i została popchnięta do jakiegoś otwierającego się przejścia.
Rozejrzała się dookoła, chcąc zobaczyć osobę, która jej pomogła, ale nie zauważyła nikogo. Usłyszała czyjś dźwięczny śmiech, przez co na jej ciele pojawiły się dreszcze. Do śmiechu dołączyła pojawiająca się postać. Czemu się nie zdziwiła?
- Jesteś taka urocza, gdy nie wiesz co ze sobą zrobić. - powiedział Syriusz wydymając wargi. Dziewczyna jęknęła.
- Znowu ty?
- We własnej, jakże wspaniałej osobie.
- Nie musiałeś mi pomagać. Dałabym sobie świetnie radę. - odpowiedziała zadzierając głowę do góry, aby wyglądać na bardziej pewną siebie.
- To nawet mi nie podziękujesz, że uratowałem cię przed szlabanem? - zapytał chłopak, na co dostał tylko potwierdzenie kiwnięciem głowy. - Dziwna jesteś.
- Dziwna jestem, bo co? Bo nie przejmuję się szlabanem?
- Nie, bo widziałem jaka byłaś zdezorientowana i bardzo chciałaś stamtąd zniknąć, ale nie wiedziałaś gdzie się podziać, a teraz mi nawet nie podziękujesz.
- Nie chciałam być złapana, ale powodem tego nie jest szlaban. - mruknęła cicho. Wiedziała, że za chwilę zaczną się nieprzyjemne pytania.
- No to co jest tego powodem?
- Nie twój interes. - warknęła.
- Spokojnie słonko, złość piękności szkodzi. - chłopak wwiercał się wzrokiem w dziewczynę, która obecnie rozglądała się po pomieszczeniu.
- Nie nazywaj mnie słońcem, idioto. - para przez chwilę mierzyła się wzrokiem, po czym Dorcas jako pierwsza odwróciła wzrok.
- Czy moglibyśmy skończyć tą bezsensowną kłótnie? W końcu nawet się nie znamy. - zaproponował Syriusz wyciągając w stronę dziewczyny dłoń. Ta spojrzała na niego nieufnie.
- No właśnie, nie znamy się. I nie jestem pewna czy chcę ciebie poznać. - odpowiedziała, na niego nie patrząc. Nie była wrednym człowiekiem. Była tylko nieufna.
- No to się poznajmy. Mogę cię zapewnić, że za niedługo mnie pokochasz. - Black uśmiechnął się zawadiacko.
- Mam nadzieję, że jednak nie.
- Jak tam chcesz, ale no to co, zaczniemy jeszcze raz? - zapytał z widoczną nadzieję w oczach. Nie mogła odmówić nawet jeśli, później ktoś miałby być zraniony.
- Zaczniemy, ale od razu mówię, że nie oczekuj za wiele. Mam dość trudny charakter.
- Spokojnie, lubię wyzwania. - dziewczynę, zaskoczył ten błysk w jego oczach. Czyżby od tej chwili miało się wszystko zmienić?
- No to ile słyszałeś z mojej i Carmen rozmowy?
- Większość, ale będę cię męczył pytaniami jak będę miał ich więcej. - odpowiedział, a dziewczyna zadrżała mimowolnie. Bynajmniej nie miała zamiaru odpowiadać na żadne pytania. Jego czy kogokolwiek. Jej życie było pokręcone i nie chciała wciągać w to kogoś z zewnątrz.
- Możemy już iść?
- Tak, chodź Mała. - jeszcze zanim wyszli mogła zobaczyć jego szare tęczówki wpatrujące się w
nią z zainteresowaniem.
Rozstając się z Dorcas, Carmen nawet nie myślała o tym, by wracać do dormitorium. Dziewczyna zaczęła krążyć po szkole. Spacerując najlepiej jej się myślało. A trochę spraw miała do przemyślenia.
Martwiła się o swoją przyjaciółkę. Niby Meadowes była w dobrym stanie, była zdeterminowana by dokonać tego, co od paru lat planowała, a z drugiej strony, gdy dziewczyna wróciła po tym miesiącu nieobecności w opłakanym stanie na dodatek z ogromną blizną ciągnącą się od wewnętrznej strony uda do kolana, wtedy była przerażona. Dosłownie przerażona.
Hudson pomasowała dłonią skroń. Ta cała sprawa ją przytłaczała, a na dodatek jej przyjaciółka wcale nie miała zamiaru jej tego ułatwić. Ten rok szkolny również wcale nie zapowiadał się najprzyjemniej. Już od samej podróży dogryzał jej Damon. Cała jego osoba zdecydowanie należała zdecydowanie do tych dziwniejszych. Kiedyś można by pomyśleć, że byli wręcz w przyjacielskich stosunkach, a teraz? Chłopak na każdym kroku okazywał swoją pogardę.
- Widzę, że nie tylko mi zebrało się na rozmyślania. - brunetka usłyszała niski głos, który tak dobrze znała. Poczuła ukłucie w piersi. Głupie serce.
- Damon... - tylko tyle dała radę powiedzieć. Momentalnie w jej gardle urosła gula.
- Przestraszyłaś się? - w jego oczach dostrzegła dawny błysk. Tyle razy już go widziała. Był wtedy starym Damonem. Jej Damonem. Co się z nim stało?
- Trochę. - szepnęła. Przyzwyczaiła się, że od pewnego czasu miesza ją z błotem.
- Czemu nie śpisz? - orzechowe tęczówki Morgana, obserwowały każdy jej ruch. Tak samo, jak drapieżnik patrzy na ofiarę. Ale ona tego nie widziała. Przed nią stała osoba tak bliska jej sercu.
- Musiałam pomyśleć.
- I przyszłaś tu? Do naszego starego miejsca? - dziewczyna wyrwana z transu rozejrzała się po korytarzu. Nawet nie zauważyła kiedy się tu znalazła. Wcale nie miała zamiaru tu iść. Wszędzie, ale nie tu. Głupie nogi nie posłuchały.
Kiedyś, dawno temu razem z Damonem wieczorami, przychodzili tu, by w ciszy i spokoju pomyśleć. Zawsze siadali na parapecie, ramię w ramię i milczeli. Wtedy liczyło się tylko to, że są razem.
- Nie miałam takiego zamiaru. Nogi same mnie zaprowadziły. - wciąż mówiła szeptem, nie miała siły mówić normalnie. Samo spotkanie z nim sprawiało jej ogromne trudności. Szczególnie sercu.
- Też tu czasami przychodzę. Nadal to miejsce uspokaja. - mruknął również cicho Morgan, ale ona bardzo dobrze to usłyszała.
- Nie rozumiem.
- Czego? - czyżby teraz nadeszła ta chwila? Chwila w której powie to co ciążyło jej na sercu?
- Ciebie.
- Dlaczego?
- Pytasz dlaczego? Żartujesz sobie? Nie widzisz jak mnie traktujesz?... Nie ważne. - znowu stchórzyła. Nie dała rady tego wszystkiego mu powiedzieć.
Carmen odwróciła się z zamiarem odejścia, lecz poczuła na swoim nadgarstku uścisk.
- Nie skończyłem z tobą rozmawiać.
- Ale ja skończyłam. - i odeszła. Tak po prostu.
- Wracaj tu, plugawy mieszańcu. - nie widział jej ogromnych łez, spływających po policzkach. Tyle, że co to by dało? Wiele, wtedy bowiem mógłby poczuć wyrzuty sumienia.
Rozejrzała się dookoła, chcąc zobaczyć osobę, która jej pomogła, ale nie zauważyła nikogo. Usłyszała czyjś dźwięczny śmiech, przez co na jej ciele pojawiły się dreszcze. Do śmiechu dołączyła pojawiająca się postać. Czemu się nie zdziwiła?
- Jesteś taka urocza, gdy nie wiesz co ze sobą zrobić. - powiedział Syriusz wydymając wargi. Dziewczyna jęknęła.
- Znowu ty?
- We własnej, jakże wspaniałej osobie.
- Nie musiałeś mi pomagać. Dałabym sobie świetnie radę. - odpowiedziała zadzierając głowę do góry, aby wyglądać na bardziej pewną siebie.
- To nawet mi nie podziękujesz, że uratowałem cię przed szlabanem? - zapytał chłopak, na co dostał tylko potwierdzenie kiwnięciem głowy. - Dziwna jesteś.
- Dziwna jestem, bo co? Bo nie przejmuję się szlabanem?
- Nie, bo widziałem jaka byłaś zdezorientowana i bardzo chciałaś stamtąd zniknąć, ale nie wiedziałaś gdzie się podziać, a teraz mi nawet nie podziękujesz.
- Nie chciałam być złapana, ale powodem tego nie jest szlaban. - mruknęła cicho. Wiedziała, że za chwilę zaczną się nieprzyjemne pytania.
- No to co jest tego powodem?
- Nie twój interes. - warknęła.
- Spokojnie słonko, złość piękności szkodzi. - chłopak wwiercał się wzrokiem w dziewczynę, która obecnie rozglądała się po pomieszczeniu.
- Nie nazywaj mnie słońcem, idioto. - para przez chwilę mierzyła się wzrokiem, po czym Dorcas jako pierwsza odwróciła wzrok.
- Czy moglibyśmy skończyć tą bezsensowną kłótnie? W końcu nawet się nie znamy. - zaproponował Syriusz wyciągając w stronę dziewczyny dłoń. Ta spojrzała na niego nieufnie.
- No właśnie, nie znamy się. I nie jestem pewna czy chcę ciebie poznać. - odpowiedziała, na niego nie patrząc. Nie była wrednym człowiekiem. Była tylko nieufna.
- No to się poznajmy. Mogę cię zapewnić, że za niedługo mnie pokochasz. - Black uśmiechnął się zawadiacko.
- Mam nadzieję, że jednak nie.
- Jak tam chcesz, ale no to co, zaczniemy jeszcze raz? - zapytał z widoczną nadzieję w oczach. Nie mogła odmówić nawet jeśli, później ktoś miałby być zraniony.
- Zaczniemy, ale od razu mówię, że nie oczekuj za wiele. Mam dość trudny charakter.
- Spokojnie, lubię wyzwania. - dziewczynę, zaskoczył ten błysk w jego oczach. Czyżby od tej chwili miało się wszystko zmienić?
- No to ile słyszałeś z mojej i Carmen rozmowy?
- Większość, ale będę cię męczył pytaniami jak będę miał ich więcej. - odpowiedział, a dziewczyna zadrżała mimowolnie. Bynajmniej nie miała zamiaru odpowiadać na żadne pytania. Jego czy kogokolwiek. Jej życie było pokręcone i nie chciała wciągać w to kogoś z zewnątrz.
- Możemy już iść?
- Tak, chodź Mała. - jeszcze zanim wyszli mogła zobaczyć jego szare tęczówki wpatrujące się w
nią z zainteresowaniem.
Jeśli znajdziesz tam znaczenie szczęścia,
Wtedy zacznie się nowe życie.
***
Rozstając się z Dorcas, Carmen nawet nie myślała o tym, by wracać do dormitorium. Dziewczyna zaczęła krążyć po szkole. Spacerując najlepiej jej się myślało. A trochę spraw miała do przemyślenia.
Martwiła się o swoją przyjaciółkę. Niby Meadowes była w dobrym stanie, była zdeterminowana by dokonać tego, co od paru lat planowała, a z drugiej strony, gdy dziewczyna wróciła po tym miesiącu nieobecności w opłakanym stanie na dodatek z ogromną blizną ciągnącą się od wewnętrznej strony uda do kolana, wtedy była przerażona. Dosłownie przerażona.
Hudson pomasowała dłonią skroń. Ta cała sprawa ją przytłaczała, a na dodatek jej przyjaciółka wcale nie miała zamiaru jej tego ułatwić. Ten rok szkolny również wcale nie zapowiadał się najprzyjemniej. Już od samej podróży dogryzał jej Damon. Cała jego osoba zdecydowanie należała zdecydowanie do tych dziwniejszych. Kiedyś można by pomyśleć, że byli wręcz w przyjacielskich stosunkach, a teraz? Chłopak na każdym kroku okazywał swoją pogardę.
- Widzę, że nie tylko mi zebrało się na rozmyślania. - brunetka usłyszała niski głos, który tak dobrze znała. Poczuła ukłucie w piersi. Głupie serce.
- Damon... - tylko tyle dała radę powiedzieć. Momentalnie w jej gardle urosła gula.
- Przestraszyłaś się? - w jego oczach dostrzegła dawny błysk. Tyle razy już go widziała. Był wtedy starym Damonem. Jej Damonem. Co się z nim stało?
- Trochę. - szepnęła. Przyzwyczaiła się, że od pewnego czasu miesza ją z błotem.
- Czemu nie śpisz? - orzechowe tęczówki Morgana, obserwowały każdy jej ruch. Tak samo, jak drapieżnik patrzy na ofiarę. Ale ona tego nie widziała. Przed nią stała osoba tak bliska jej sercu.
- Musiałam pomyśleć.
- I przyszłaś tu? Do naszego starego miejsca? - dziewczyna wyrwana z transu rozejrzała się po korytarzu. Nawet nie zauważyła kiedy się tu znalazła. Wcale nie miała zamiaru tu iść. Wszędzie, ale nie tu. Głupie nogi nie posłuchały.
Kiedyś, dawno temu razem z Damonem wieczorami, przychodzili tu, by w ciszy i spokoju pomyśleć. Zawsze siadali na parapecie, ramię w ramię i milczeli. Wtedy liczyło się tylko to, że są razem.
- Nie miałam takiego zamiaru. Nogi same mnie zaprowadziły. - wciąż mówiła szeptem, nie miała siły mówić normalnie. Samo spotkanie z nim sprawiało jej ogromne trudności. Szczególnie sercu.
- Też tu czasami przychodzę. Nadal to miejsce uspokaja. - mruknął również cicho Morgan, ale ona bardzo dobrze to usłyszała.
- Nie rozumiem.
- Czego? - czyżby teraz nadeszła ta chwila? Chwila w której powie to co ciążyło jej na sercu?
- Ciebie.
- Dlaczego?
- Pytasz dlaczego? Żartujesz sobie? Nie widzisz jak mnie traktujesz?... Nie ważne. - znowu stchórzyła. Nie dała rady tego wszystkiego mu powiedzieć.
Carmen odwróciła się z zamiarem odejścia, lecz poczuła na swoim nadgarstku uścisk.
- Nie skończyłem z tobą rozmawiać.
- Ale ja skończyłam. - i odeszła. Tak po prostu.
- Wracaj tu, plugawy mieszańcu. - nie widział jej ogromnych łez, spływających po policzkach. Tyle, że co to by dało? Wiele, wtedy bowiem mógłby poczuć wyrzuty sumienia.
Dotknij mnie, tak łatwo mnie zostawić,
Całkiem sama ze wspomnieniami,
Gdy mnie dotkniesz zrozumiesz czym jest szczęście.
***
Siedziała w pokoju przeglądając szafę. Nie miała w co się ubrać. Miała za piętnaście minut iść do znajomych z rodzicami, a ona nadal była niegotowa. Wściekła tupnęła nogą, tak mocno jak tylko dwunastolatka potrafiła, po czym usiadła na łóżku i zaczęła rozmasowywać sobie stopę. Głupie wyjście. Wcale nie chciała iść do znajomych rodziców. Wolała posiedzieć w domu i poczytać sobie książkę.
- Kochanie wszystko w porządku? - zapytała mama dziewczynki wchodząc do pokoju. - Usłyszałam, że coś trzasło. Czemu nie jesteś gotowa?
- Nie mam się w co ubrać. - warknęła dziewczynka.
- Zaraz coś znajdziemy. - powiedziała tylko kobieta, po czym podeszła do szafy i zaczęła przeglądać ubrania córki. Po jakimś czasie czarnowłosa dziewczyna wreszcie wybrała błękitno-niebieską sukienkę. Usiadła przed lustrem czekając aż mama zrobi jej fryzurę.
- Tak może być? - zapytała mama dziewczynki, kończąc swoje dzieło, a gdy ta energicznie pokiwała głową, uśmiechnęła się szeroko.
- Kocham się mamusiu.
- Ja ciebie też, słonko.
Dorcas obudziła się ze łzami w oczach. Spojrzała na zegarek. Piąta trzydzieści. Bezsensowne byłoby ponowne zasypianie.
Czarnowłosa miała mieszane uczucia, z jednej strony cieszyła się, że obudziła się w tym momencie, ponieważ dalsza część nie zapowiada się przyjemnie, ale z drugiej strony czuła pustkę. Bardzo chciała się znajdować w tamtej chwili w ramionach matki. Do tego momentu wszystko było idealnie, a później było już tylko gorzej.
Dziewczyna pokręciła głową, aby odgonić nieprzyjemne wspomnienia. Od pięciu lat śnił jej się dzień w dzień ten sam sen i nie miała zamiaru, kolejnego dnia przeznaczyć na rozpamiętywanie przeszłości.
Meadowes wstała z łóżka i po cichu, aby nie obudzić współlokatorek wyszła z pokoju. Jeszcze miała dość sporo czasu zanim trzeba będzie się zbierać do szkoły. Ogarnięta wściekłością, która w nią wstąpiła, zacisnęła pięści i nawet nie starając się zachowywać ciszej, zeszła po schodach do pokoju wspólnego. Zanim usiadła na kanapie wzięła poduszę do ręki i rzuciła nią, jak i pozostałymi w ścianę. Tylko jedną ocaliła, by po chwili się na niej położyć.
Traciła czas. Miała plany, miała tyle miejsc do przeszukania, a co robiła? Siedziała w Hogwarcie. W Hogwarcie! To było ostatnie miejsce do którego chciała trafić. Jasne była mała, marzyła by się tu znaleźć, ale czasu się zmieniły. Ona się zmieniła.
- Słoń tędy przechodził? Bo nie uwierzę, że taka drobniutka dziewczyna narobiła tyle hałasu. Ile ty kobieto ważysz? - koło niej, na kanapie rozsiadł się James.
- Wierz sobie w co chcesz. - mruknęła cicho, ale mimowolnie się uśmiechnęła.
- Merlinie, czy ja naprawdę widzę twój uśmiech? - teraz Potter też się wyszczerzył.
- To takie dziwne?
- Myślałem, że ty jesteś tylko stworzona do pogardliwego spojrzenia, wrednego tonu i wyniosłej miny. Jednak masz w sobie coś z człowieka. - Dorcas zachichotała cicho, jednak jakoś udało się poprawić jej humor. Może nie będzie tak źle? W końcu jest tu tylko chwilę, aż znajdzie sposób by uciec, a w końcu też czasami musi z kimś pogadać, a Potter nic o niej nie wie, co wychodzi na plus.
- Jak widzisz, Potter, ludzie zaskakują. - powiedziała, po czym dała chłopakowi kuksańca w bok. Zaskoczona zesztywniała, przecież nigdy się tak nie zachowywała. Od dawna nie była taka wyluzowana.
- Wszystko w porządku? Nie zabolało mnie to.
- Nie o to chodzi. Ja nigdy tak się nie zachowuję. - mruknęła cicho.
- To zawsze jesteś taka sztywna?
- Mam swoje powody. - warknęła w odpowiedzi.
- Nie chcę wiedzieć. - powiedział James, po czym przymknął oczy i położył głowę na oparciu. Po chwili z powrotem je otworzył, czując na sobie wzrok dziewczyny.
- Dlaczego nie chcesz wiedzieć? - zapytała przyglądając mu się podejrzliwie.
- Będziesz kiedyś chciała to powiesz, przecież sam nie opowiadam, dopiero co poznanym ludziom, historii mojego życia.
- Ale wszyscy tego ode mnie oczekują.
- Do diabła ze wszystkimi. Gdybym przejmował się innymi nie byłbym Huncwotem. - Uśmiechnął się, po czym puścił do niej oczko. - Z resztą może zabrzmi to dziwnie i uznasz mnie za wariata, ale mam wrażenie jakbym cię znał.
- Też odniosłam takie wrażenia, ale przecież nigdy się na oczy nie widzieliśmy. Uwierz mi zapamiętałabym takiego idiotę. - teraz to Meadowes dostała między żebra.
- Rozmawiałaś może z Evans? Nie mówiła ci nic o mnie? - dziewczyna zauważyła tą nadzieję w jego oczach. Tak bardzo chciał usłyszeć, że rudowłosa jest nim zainteresowana. Poznała ich wczoraj, ale chyba tylko ślepy i Lily, nie zauważyliby jego miłości.
- Mówiła, że jesteś idiotą, ale myślę, że kiedyś się do ciebie przekona. - musiała jakoś chłopaka pocieszyć, może kiedyś okaże się to prawdą.
- Tak myślisz?
- Tak. Daj jej trochę czasu. Miłość w końcu tego wymaga. - uśmiechnęła się do niego serdecznie. Nawet nie wiedziała, że potrafi się tak uśmiechać.
- Już cię uwielbiam. Od teraz jesteś moją najlepsiejszą przyjaciółką w całym magicznym świecie, Dorx.
Pamiętam czasy, w których wiedziałam, co to szczęście,
Kolejna noc się skończyła,
Kolejny dzień świta.
***
Pierwszą lekcją czarnowłosej było zielarstwo. Jak się później okazało, nie tylko ona zaczynała tą lekcją. Syriusz, Lily i jej najlepsiejszy przyjaciel w całym magicznym świecie, również. Przyłączyła się do Lily i razem z nią szła w kierunku szklarni.
- Widzisz tą dróżkę? Tam się idzie do chatki gajowego, tam są błonia, gdzie większość uczniów spędza czas wolny, tam jest droga na stadion Quidditch'a, swoją drogą strasznie głupia gra, a większość osób gra tylko by się popisać. - trajkotała bez przerwy Evans.
- Masz na myśli Jamesa?
- Oczywiście. On cały czas się popisuje, z resztą Black nie lepszy. Widziałaś tę ilość dziewczyn kręcących się koło tej dwójki? To jest straszne.
- Rzeczywiście. Black wydaje się szkolnym casanovą, ale James nie do końca jest taki. Rozmawialiśmy dziś rano. Jest teraz moim najlepsiejszym przyjacielem w całym magicznym świecie. - czarnowłosa zauważyła, że Lily próbuje się powstrzymać od chichotania.
- Mało jemu przyjaciół? Z resztą skończmy ten temat. - zdecydowała rudowłosa i pozostałą drogę szły w ciszy.
Dorcas sama się sobie dziwiła, że zachowuje się tak normalnie. Tyle czasu odpychała od siebie ludzi, nawet przez pewien czas Carmen, a teraz jak gdyby nigdy nic, zaprzyjaźniła się z Potterem, a z Evans gada jak typowe dziewczyny. Gdzie się podział jej charakter? Musiała się ogarnąć. Od teraz do nikogo nie będzie przyjaźnie nastawiona, przecież za niedługo ma jej nie być. Nie powinna się przywiązywać, później jest tylko cierpienie. Przekonała się o tym, aż za dobrze.
Razem z pozostałymi uczniami w jej wieku z Gryffindor'u i Ravenclav'u czekała przed budynkiem. Po niecałych pięciu minutach nadeszła nauczycielka. Była to niska, pulchna kobieta o rudawych włosach. Wydawała się w miarę przyjazna.
Gdy weszła środka, uderzyło w nią ciepłe, duszące powietrze. Rozejrzała się po sali. Wiele roślin stało po kątach. Jakieś drzewka, znalazło się też parę kwiatków, ale większość to były nie wiadomo jakie rośliny.
Większa część uczniów rzuciła się, by zająć jak najlepsze miejsca. Jej było obojętne, więc stanęła przy jednym z ciągnących się stołów. Po prawej stronie, stanowisko zajęła Lily, a po lewej... ten pożal się Syriusz, który uśmiechał się do niej figlarnie.
- Jak tam, Mała? Nadal kiepski humorek?
- Teraz to tak, a zapowiadał się taki piękny dzień. - chłopak tylko pokazał jej język, bo nauczycielka zaczęła się przedstawiać.
- Witam wszystkich w tym nowym roku szkolnym. Mówię od razu ten rok nie należy do najlżejszych więc bierzemy się do pracy, panie Black. - po sali rozszedł się chichot.
- Tak jest pani profesor. - odpowiedział Syriusz, salutując.
- Bardzo się z tego powodu cieszę. Ale wracając, dla nowych uczniów oraz dla tych, którzy zapomnieli nazywam się Pomona Sprout i jak zauważyliście uczę zielarstwa.
- Za każdym razem, jak słyszę jej imię to mnie rozwala. - szepnął do ucha czarnowłosej, Black.
- To prawda, jest dziwne. - zgodziła się z chłopakiem i uśmiechnęła się delikatnie. Jej umysł krzyczał; Co ty odwalasz? A gdzie to postanowienie ''będę zimna jak lód, trzymajcie się z dala''?
Naprawdę musiała się ogarnąć, traciła siebie.
- Potrafisz się uśmiechać, Mała. - Black pokiwał z uznaniem głową. Natomiast Dorcas przywołała na twarz swoją typową pokerową twarz, po czym obdarzyła go najbardziej możliwym zimnym spojrzeniem.
- Zamknij się, próbuję słuchać. - warknęła. Co widocznie podziałało, bo chłopak na jakiś czas umilkł.
- Zanim przejdziecie do swoich prac, jeszcze sprawdzę obecność. Amelia Smith? - nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność.
- Jestem.
- Syriusz Black. Jest. Lily Evans? - jakiś czas trwało zanim profesor Sprout doszła do czarnowłosej. - Dorcas,,,?
- Marshall - dopowiedziała dziewczyna.
- Ja mam zapisane Meadowes. Więc jak? - Dorcas zacisnęła zęby. Czyli próba zachowania swojego nazwiska w tajemnicy poszła na marne.
- Marshall, ale pewnie profesor Dumbledore mówił o mnie, więc...
- A tak. Teraz pamiętam. Dyrektor opowiadał o twojej sytuacji, a więc Meadowes jest. - zakończyła rozmowę nauczycielka zakreślając coś w notesie.
- Nie ładnie tak kłamać. - znowu ten idiota się przyczepił.
- Nie ładnych jest wiele rzeczy. - warknęła w odpowiedzi.
- Ale Meadowes bardziej mi się podoba.
Niekończące się udawanie kogoś innego,
Jak kwiat, gdy świta,
Pamięć blaknie.
***
- Evans, umówisz się ze mną? - Zapytał James, doganiając rudowłosą na korytarzu. Jeszcze się nie poddał. Ciągle wierzył, że dziewczyna w końcu zgodzi się na randkę z nim. W końcu wszyscy im kibicowali. Syriusz, Remus, Ann, nawet Peter, mógłby nawet przysiąc, że widział coś na twarzy Dorcas, gdy rozmawiali o Evans. Na pewno też im kibicowała. Tylko dlaczego, do jasnej cholery Lily nie mogła tego dostrzec? Tak się starał, robił wszystko by jej zaimponować, a ta ciągle go odtrącała. A wystarczyło być tylko dobrym człowiekiem.
- Potter, daj mi wreszcie święty spokój! Ile razy ci mam powtarzać, że my nigdy, przenigdy nie będziemy razem! - Dziewczyna poczerwieniała ze złości na twarzy i przyśpieszyła kroku. W duchu modliła się by James wreszcie dał jej spokój. Ale on nawet o tym nie myślał.
Po chwili znowu znalazł się koło rudowłosej.
- No dobra, może uda się w następnym tygodniu. - Mruknął do siebie, po czym już głośniej zapytał. - A pomożesz mi z zadaniem z transmutacji?
- Konkretniej. - Dziewczyna przewróciła oczami, te sposoby Pottera na podryw były żałosne.
- No z tym... co to tam było... No ty na pewno wiesz co było zadane.
- Nic nie było zadane z transmutacji.
- Nie? No to może z historii magii?
- Nie.
- Obrony przed czarną magią?
- Też nie. - miała go powoli dość.
- Zielarstwa?
- Nie.
- Mugoloznawstwa?
- Ty nawet na to nie chodzisz. - poprawka, miała go zdecydowanie dość.
- Byłem pewny, że chodzę. Oj, no Lilka nie bądź taka. Pomóż mi z czymś. W końcu to tylko lekcje. - Potter był zdeterminowany. Musiała mu przyznać, że do osób łatwo poddających się, to on nie należał.
- Przekażę Lunatykowi, żeby ci pomógł. W końcu to też pomoc. - zakończyła ich bezsensowną dyskusję, po czym szybkim krokiem odeszła nie widząc ogromnego uśmiechu na twarzy Jamesa.
Muszę czekać na wschód słońca,
Muszę myśleć o nowym życiu,
I nie wolno mi się poddać.*
*Alina Eremia - Memories (cover)
Ten rozdział najbardziej dedykuje Crux, bo dzięki niej udało mi się dziś go jeszcze dodać + dla ciebie kochana, specjalnie wplotłam Jilly. Ale także dedykuję go Camille Blue, Assarii Cleto, Marion, bardzo dziękuję za wasze komentarze, dają naprawdę ogromną motywacje ♥ Dedykuję, go także Furii, mam nadzieję, że ten rozdział pod względem interpunkcji wyszedł lepiej, ale jestem otwarta na wszelką krytykę.
Rozdział zawiera parę różnych wątków, jest to takie wprowadzenie do całej historii, ogólnie moim zdaniem rozdział troszeczkę nudny, ale to jeden z pierwszych więc, akcja za niedługo powinna się rozwinąć.
Bardzo dziękuję, za każdy napisany komentarz, wiem wtedy, że ktoś to przeczytał i z większą radością piszę następny. Więc miło by było, jakby każdy zostawił po sobie jakiś komentarz c;
A i jeszcze, gdy piszę pochyloną czcionką to ten zielony kolor jest od razu, żeby nikt nie pomyślał, że specjalnie podkreślam niektóre słowa.
A i jeszcze, gdy piszę pochyloną czcionką to ten zielony kolor jest od razu, żeby nikt nie pomyślał, że specjalnie podkreślam niektóre słowa.
Do następnego rozdziału,
Destiny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)