niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 7. Nie jesteś sama, Mała.



    Koszmary senne dręczyły ją co noc. Zdała sobie sprawę, że...
nigdy nie była tak na prawdę sobą.
Kiedyś była sobą.
    Była sobą, a przynajmniej tak sobie i wszystkim wmawiała. Podobno im dłużej wmawiasz sobie kłamstwo tym bliższe jest ono prawdy. Jednak ta była trochę inna. Mniej kolorowa.
    Blondynka stała przed lustrem i ze zrezygnowaniem spoglądała na swoje odbicie. Ciemne wory pod oczami kontrastowały z jej prawie białą cerą. Wzięła do ręki podkład i starannie rozprowadziła. Musiała wyglądać nienagannie. Musiała wszystko ukryć za maską.
    Przymknęła oczy i zaraz zobaczyła obrazy ze swoich koszmarów. Czy to możliwe, aby pęknięte serce potrafiło rozbić się na jeszcze drobniejsze kawałki? I to takie, które boleśnie kuły resztę serca i pozostałych narządów. Ona jest tylko zabawką w moich rękach. 
    Jedna niechciana łza spłynęła po policzku, ale szybko ją wytarła.
    Czasami nie wiedziała już co z sobą zrobić. Czuła się bezsilna, a wspomnienia miały za dużą moc.
    Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. I tak w kółko. Co jeśli to nic nie daje? Zacisnęła pięści, Ona jest tylko zabawką w moich rękach. Nie liczy się dla mnie. Słowa echem odbijały jej się w głowie.
wbijając sobie paznokcie w skórę.
     Znowu nic. Czuła, że zaraz wybuchnie. Płaczem? Ze złości? Te wszystkie emocje skumulowały się w niej i nie miała pojęcia co zrobić, aby się ich pozbyć. Zacząć wyrywać sobie włosy z głowy?
     Czuła, jak krew pali ją pod skórą. Jak dziwne jest to, że ludzi którzy się samookaleczają, kiedyś wyśmiewała, a teraz sama była w stanie sprawić sobie ból, aby uczuciu bezsilności zapobiec.
     Ból? Czemu nie. Wreszcie coś odwróciłoby jej uwagę.
     Boli? Sama tego chciała, prawda? Co ma zrobić, jeśli krzyczy, a nikt cię nie słyszy? Jeśli błaga o pomoc, a nikt tego nie widzi? Nikt nie reaguje? Czy nie widać jej błagalnego wzroku? A nawet jeśli ktoś byłby w stanie jej pomóc, to przyjęłaby tę pomoc?
     Wiedziała, że to co robi, jest złe. Że to bezsensu. Ale po co rozwalać całą ścianę, skoro można zadać ból tylko sobie i nikt tego nie zauważy. Zostanie sama ze swoim problemem. Z resztą i tak czuła się samotna, ale za nic nikomu by się do tego nie przyznała. Była za dumna. Mała wrażenie, że nie ma nikogo, komu mogłaby się wyżalić. Z resztą to jest prawda. Nie miała nikogo, każdym gardziła. Każdemu z życia, robiła piekło.
     Patrzyła jak zahipnotyzowana na cieknącą krew po nadgarstku. To co zrobiła, oznacza, że przegrała. Że to co zrobiła, było złe. A skoro raz to zrobiła, to zrobi to jeszcze raz. I kolejny. I kolejny. Była słaba. 
   

    Naciągnęła rękawy tak, aby nie było widać żadnych śladów, zaczerpnęła głęboko powietrza i wyszła z łazienki. Nie obejrzała się na nienawistne spojrzenia jej współlokatorek i wyszła z dormitorium.
    Swoje kroki skierowała w kierunku Wielkiej Sali, była sobota, co oznaczało, że nie będzie miała co ze sobą zrobić. Wchodząc do środka potknęła się i prawie upadła, gdyby nie silne ramię, które złapało ją w pasie. Poczuła przyjemny dreszcz, który rozlał się po jej ciele, jednak, gdy tylko spojrzała na swojego "wybawcę" przeklęła na siebie w myślach, że pozwoliła sobie na chwilę słabości.
    - Bierz ode mnie swoje łapy! - warknęła i jak najszybciej odsunęła się od mierzącego ją wzroku Lupina. Jego prawie czarne źrenice, przewiercały ją na wylot.
    - Przepraszam, że chciałem księżniczce jedynie pomóc. - powiedział zdegustowanym tonem.
    - Przeprosiny przyjęte. - jej pełen wyższości ton, bardzo irytował Remusa, który wszelkimi siłami, próbował zaakceptować dziewczynę najlepszego kumpla, ale jakoś nie bardzo mu to wychodziło.
    Na dodatek zbliżająca się pełnia, na pewno nie pomagała. Zbliżająca się? Następnej nocy miała się odbyć. Czuł się strasznie i strasznie wyglądał. Był blady, miał podkrążone oczy, na dodatek był słaby. Gdyby teraz zamek zaatakowali Śmerciożercy, jako pierwszy by zginął. Denerwowało go to, że był wilkołakiem. Nie dość, że nie umiał wtedy nad sobą zapanować, to jeszcze co miesiąc musiał wciskać wszystkim wymówkę typu, że wyjeżdża do chorej matki, czy do wujka. Nie lubił okłamywać przyjaciół, a nienawidził  wręcz odkłamywać Ann.
    Jakby tego było mało, będzie musiał się jutro pożegnać z swoją dziewczyną, to jeszcze później będzie musiał znosić ten ból w sercu, gdy będzie się zmieniał.  Przeszedł go dreszcz. Już wyobrażał sobie ten ból podczas przemiany. Kruszenie się kości, wrzenie krwi, nasilający się ból głowy.
   Musiał wrócić do rzeczywistości. I tak zrobił, a co w rzeczywistości zastał? Pełne wyższości i oczekiwania spojrzenie granatowych tęczówek panny McKinnon.
    - Możemy zacząć od początku? - zapytał, nawet sam nie wiedząc czemu. To był jakiś impuls.
    - Jak sobie chcesz.
    - Słuchaj, Księżniczko.  - specjalnie zaakcentował ostatnie słowo. - Chodzisz z Łapą, który jest moim najlepszym kumplem, więc myślę, że powinniśmy się chociaż akceptować. Nie mówiąc już o tym, że mamy razem korepetycje z eliksirów.
    - Nawet mi nie przypominaj. - westchnęła blondynka, przewracając oczami.
    - Więc co? Możemy chociaż spróbować? - Remus wciąż nalegał.
    - Jak tak bardzo ci zależy. Chociaż wielkiej przyjaźni to ja nie widzę. - Marlena nachyliła się w kierunku Lunatyka i szepnęła. - A tak między nami, to nadal cię nie lubię.
    - Masz szczęście, bo ja ciebie też nie lubię. - za to wyznanie, został obdarzony kpiącym uśmiechem McKinnon.
    - No więc, jutro o dwudziestej w bibliotece. Nie spóźnij się. - powiedziała, zarzucając przy tym włosami i zamiarem odejścia, ale w tym samym momencie co postawiła krok do przodu, chłopak chwycił ją za nadgarstek i odwrócił w swoim kierunku.
    Ciało dziewczyny przeszedł gwałtowny, nieprzyjemny dreszcz. Demony przeszłości powróciły. Przed oczami pojawiła się jej tak dobrze znana twarz. Potrząsnęła głową, by odgonić wspomnienia, po czym wraz ze wściekłą miną , syknęła.
    - Jak śmiesz?! -  oburzyła się i spojrzała na niego morderczym wzrokiem. Remus zignorował ją.
    - Jak to jutro wieczorem?
    - Głuchy jesteś czy co? Przeliterować ci? Wydaje mi się, że całkiem wyraźnie mówię.
    - Nie mogę. - odparł tylko Lupin.
    - Co mnie to obchodzi?
    - Możemy w poniedziałek?
    - Chodzi o to, że twoja dziewczyna wyjeżdża, tak? - chłopak lekko skinął głową. -To tym bardziej musimy się jutro spotkać. Swoją drogą, wydawałeś mi się zawsze najmilszym z tych debili. Jak widać to tylko były pozory.  - uśmiechnęła się kwaśno i czekała na jego reakcję. Ta była natychmiastowa.
    - Jestem z nich najmilszy.
    - Wiesz, nie widać tego. Od tego żałosnego spotkania. Wszyscy opisują cię jako tego najrozsądniejszego i najbardziej wyrozumiałego. Chyba cię przeceniają. Gdybyś taki był, już dawno być zabiegał, aby pomóc się zmienić komuś takiego pokroju jak ja, ale ty nie jesteś taki. Nie potrafisz komuś pomóc, nawet nie potrafisz zatrzymać dziewczyny na stałe. - dziewczyna zakończyła swój monolog. - A teraz żegnam. - i nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i kręcąc biodrami odeszła w kierunku stołu Slytherinu.
    Mimo, że chłopak nie chwycił jej mocno za nadgarstek, Marlena odchodząc czuła jak piecze ją w tym miejscu skóra, ale musiała zachować godność. Musiała udawać, że jest taka jak zwykle. nie mogła się rozpłakać, nie mogła ukazać nawet skruchy. Musiała grać doskonale swoją rolę. Nawet jeśli ta rola była rolą wrednej suki.
    Remus stał jeszcze chwilę w miejscu i wpatrywał się w sylwetkę Ślizgonki. Powoli przetwarzał jej słowa i niezadowolony, doszedł do wniosku, że dziewczyna ma rację. Nie potrafił zatrzymać swojej dziewczyny przy sobie, ale to była, niestety, siła wyższa. Rodzice Ann go nie lubili, nie dało się ich przekonać. Blondynka miała rację też do tego jaki był w stosunku do niej. Przy niej nie zachowywał się jak miły, wyrozumiały Remus Lupin, który każdemu pomagał. Przy niej zachowywał się jak dupek, tylko dlatego, że ta istotka go cały czas prowokowała.
    Nie mógł tak dużej. Poczuł jak wypełnia go wstyd.
    Idąc w kierunku stołu Gryffindoru postanowił, że dłużej nie da się prowokować i jeśli dojrzy coś w tej blondynce, coś co wskazywało by, że dziewczyna tylko stwarza pozory takiej jędzy, coś co pokazało by, że na twarz nakłada maskę, by ukryć to co na prawdę dzieje się w jej duszy, to jej pomoże. Obiecał sobie, że pomoże uratować jej duszę.



W nocy modlę się,
Aby Twoja twarz,
Wkrótce odeszła w niepamięć.

***


  Siedziała w pokoju przeglądając szafę. Nie miała w co się ubrać. Miała za piętnaście minut iść do znajomych z rodzicami, a ona nadal była niegotowa. Wściekła tupnęła nogą, tak mocno jak tylko dwunastolatka potrafiła, po czym usiadła na łóżku i zaczęła rozmasowywać sobie stopę. Głupie wyjście. Wcale nie chciała iść do znajomych rodziców. Wolała posiedzieć w domu i poczytać sobie książkę. 
    - Kochanie wszystko w porządku? - zapytała mama dziewczynki wchodząc do pokoju. - Usłyszałam, że coś trzasło. Czemu nie jesteś gotowa? 
    - Nie mam się w co ubrać. - warknęła dziewczynka. 
    - Zaraz coś znajdziemy. - powiedziała tylko kobieta, po czym podeszła do szafy i zaczęła przeglądać ubrania córki. Po jakimś czasie nastolatka wreszcie wybrała błękitno-niebieską sukienkę. Usiadła przed lustrem czekając aż mama zrobi jej fryzurę. 
    - Tak może być? - zapytała mama dziewczynki, kończąc swoje dzieło, a gdy ta energicznie pokiwała głową, uśmiechnęła się szeroko. 
    - Kocham cię mamusiu. 
    - Ja ciebie też, słonko. Zejdź za chwilę na dół. - powiedziała kobieta po czym uściskała córkę i wyszła z pokoju. 
    Czarnowłosa dziewczynka okręciła się przed lustrem spoglądając zadowolona na siebie. Podeszła do biurka, wzięła perfum i spryskała się nim. Poczuła zapach frezji i jaśminu. Teraz była gotowa. 
    Zeszła po schodach starając się aby nie przydepnąć sukienki. Rodzice już na nią czekali. 
    - Kotku, znowu się spóźnimy. - powtarzał Richard Marschall do żony, spoglądając co chwilę na zegarek. 
    - Ależ tato, zawsze się spóźniamy. Uwierz mi, ludzie się już do tego przyzwyczaili. 
   Nagle usłyszeli jakieś odgłosy dochodzące zza drzwi wejściowych. Państwo Marschall popatrzyli się na siebie przerażeni. 
    - Dorcas schowaj się. - jej mama miała napięty głos. Dwunastolatka przestraszyła się. 
    - Ale co się dzieje? - zapytała, gdy mama zaczęła popychać ją do małego schowka, który był w ścianie dobrze zakamuflowany. 
    - Później ci wszystko wyjaśnimy. - Nie wyjaśnili.
    Dziewczynka nie mając wyboru schowała się. Stojąc w tym ciasnym pomieszczeniu miała doskonały widok na salon. Widziała wszystko. 
    Widziała jak do jej domu wpadają nieznani zamaskowani czarodzieje. Widziała jak jej rodzice zostają otoczeni. 
     - Dostaniecie karę za spoufalanie się z Dumbledorem i mugolami! - warknął zamaskowany mężczyzna, który wcześniej przedstawił się jako Fenir Greyback. Następnie było tylko gorzej. 
     - Avada Kadavra! - jeden, a następnie drugi zielony snop światła przeleciał przez pokój. 
   Jej rodzice jeden po drugim upadli na podłogę. Dziewczynka zdała sobie sprawę, że już nie żyją.        Została sama. Łzy zaczęły spływać jej po policzkach, a krzyk został jej w gardle. Nie potrafiła odwrócić wzroku od nieruchomych twarzy jej bliskich, którzy pustym wzrokiem wpatrywali się w sufit. Ich klatki piersiowe nie unosiły się. Nie miała już nikogo.
    Nie wiedziała czy słowa, które następnie usłyszała były tylko wytworem jej wyobraźni, czy któryś z Śmierciożerców wypowiedział te słowa na głos. 
   - Dorcas Meadowes! Voldemort chce cię zabić osobiście! 
 
   A potem był tylko krzyk.

***


   Syriusza obudził krzyk. Dziewczęcy krzyk, a gdy zdał sobie sprawę do kogo on należy, serce podeszło mu do gardła. Szybko zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju.
    Kątem oka zauważył, że nie tylko on się przebudził. James już pędził za nim.
    Nie wyobrażał sobie, aby nieproszone osoby mogły wtargnąć do Hogwartu, ale nigdy nic nie wiadomo. Była wojna, chociaż oni często o tym zapominali.
    Wbiegł do Pokoju Wspólnego i zauważył leżącą na kanapie Dorcas. Szybko podszedł do niej, po czym zdał sobie sprawę, że dziewczyna śpi i ma koszmar. Zaczął nią potrząsać, ale nie tak łatwo było ją obudzić. W końcu udało mu się.
     Dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana, nie wiedziała gdzie się znajduje, jakby dalej znajdowała się w śnie.
    - Możecie wszyscy wrócić do dormitoriów. Nie ma na co patrzeć. - oznajmił Rogacz dość sporej grupce, która zebrała się na schodach.
    Syriusz odwrócił się w jego kierunku i zobaczył smutny wzrok Pottera. Wiedział, że się o coś z Dorcas pokłócili, ale Gryfon nie chciał zdradzić o co chodzi. Teraz, gdy przegonił gapiów nie wiedział co ze sobą zrobić. W końcu podjął decyzję i niepewnie podszedł w kierunku Dorcas, która ciężko oddychała.
    - Idź Potter. - warknęła, ale głos jej zadrżał.
    - Ale...
    - Powiedziałam idź! - ucięła i nawet nie popatrzyła w jego kierunku.
   Syriusz posłał mu pocieszający uśmiech, po czym bezgłośnie zapewnił przyjaciela, że poradzi sobie.
    - Jak mniemam, ty się nigdzie nie wybierasz? - mruknęła cicho.
    - Jesteś skazana na mnie. - odparł huncwockim uśmiechem.
    Dziewczyna wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na niego. To co w nich zobaczył, poraziło go. Jeszcze nigdy nie widział u kogoś takiego bólu w oczach. Aż zaparło mu dech w piersiach. Nie chciał nigdy więcej widzieć takiego wzroku w nikogo, a w szczególności u niej, bo to łamało mu serce.
    Potem było tylko gorzej. Czarnowłosa wybuchnęła płaczem.
    - Wcale cię nie potrzebuję.
    - No to co? Jest trzecia nad ranem, nudzi mi się. - nadal się starał jakoś złagodzić atmosferę i sprawić aby dziewczyna przestała płakać.
     - I co, hę? Masz zamiar popatrzeć jak ktoś przeżywa załamanie?!
    Nigdy by nie przypuszczał, że dziewczyna, która się rozpada jest w stanie jeszcze na moment wziąć się w garść i wydobyć z siebie gniewny ton.
    - Nie. - odpowiedział spokojnie.
    - To dlaczego sobie nie odpuścisz i mnie nie zostawisz w spokoju? Świetnie poradzę sobie sama. - łzy nadal płynęły po jej twarzy, a ona na sekundę przestała odtwarzać sobie w głowie te bolące wspomnienie.
    - Sądzę, że czasami warto się komuś wyżalić, może ci to pomóc. - tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
    To nagłe załamanie dziewczyny wytrąciło go z równowagi. Nie miał pojęcia co zrobić, nigdy nie musiał pocieszać dziewczyny. Zwykle zrywał z jakąś i szybko się oddalał za nim błaganie o danie drugiej szansy nieszczęśliwej niewieście, zamieniało się w niewyobrażalny szloch. Tylko, że ten szloch był inny. Nie z powodu chłopaka.
    Powoli objął ją ramionami i podniósł tak, że Meadowes siedziała na jego kolanach. Przy następnej fali płaczu objęła go i wtuliła się w jego tors. Płakała. Pierwszy raz przy kimś się rozpłakała.
    - Oni nie żyją Syriusz... - szeptała. - Nie żyją...
    - Twoi rodzice? - zapytał niepewnie, na co nie dostał odpowiedzi tylko kolejny wybuch płaczu. Skarcił się w myślach, przecież logiczne, że nie chodziło o jej zwierzątka.
    - Jestem sama... Sama na świecie... - pociągnęła nosem.
    Po śmierci rodziców nigdy się nie podniosła. Musiała dać sobie radę sama, ale za każdym razem, gdy leżała sama pogrążona w myślach, dawała upust swoim emocjom i płakała jak dziecko. Nigdy się nie pozbierała i wiedziała, że nigdy się nie pozbiera. Ból rozdzierający jej serce pozostanie tam na zawsze.
     - Dorcas. Spójrz na mnie. - łagodny głos Gryfona, przedostał się do jej myśli.
    Poczuła jak chłopak odsuwa się od niej. Po chwili patrzyli sobie w oczy. I u niej i u niego widać było ból. Każde z nich nosiło jakieś brzemię na sercu i to ich do siebie zbliżało.
     - Nie jesteś sama, Mała. Masz Jamesa, Lily, Ann, Remusa, Petera, Carmen i mnie. Pamiętaj, że my nigdy cię nie zostawimy. - przy każdym słowie patrzył jej głęboko w oczy. Tak jakby mógł zobaczyć co się kryje głęboko w jej duszy. Może na swój sposób mógł?
    Dziewczyna uśmiechnęła się do niego smutno.
    - Ale wy macie rodzinę. Ja nie mam nikogo.
    - Każdy z nas ma jakieś tajemnice. Żadna rodzina nie jest idealna. Moja na przykład, jest do chrzanu. Wyrzekli się mnie, nie interesowali się mną, a wszystko co mogłem w tak zwanym domu doświadczyć to ciągłe cruciatusy latające w moją stronę.
    - Ale żyją. Mogą się jeszcze ogarnąć i zrozumieć swoje błędy. - jęknęła żałośnie i po jej policzku popłynęła pojedyncza łza.
    Syriusz nawet nie zdając sobie sprawy z tego co robi podniósł dłoń do góry po czym delikatnym ruchem wytarł jej policzek. Czarnowłosą przeszedł dreszcz. Nie była w stanie stwierdzić czy ten dreszcz był wskutek jego dotyku czy może zimna.
    - Nie mogą. Są po stronie Voldemorta. - widział, że dziewczyna zaczyna znowu płakać. - Dorcas proszę cię nie płacz już. Nie jestem dobry w pocieszaniu.
    - Dzięki. - mruknęła cicho i wzięła głęboki oddech.
    - Wiesz. Mogę ci coś obiecać.
    - Co takiego?
    - Obiecuję ci, że nie zostaniesz sama. Święta możemy spędzić razem. Tu w Hogwarcie. Wiesz tylko my. Zrobimy sobie później najlepszego Sylwestra na świecie. Mówię ci wszyscy będą nam zazdrościć. - mówił zgodnie z prawdą.
    Chciał z nią spędzić Święta i Sylwestra. Czuł się tak jakby znalazł tą odpowiednią osobę. Tylko odpowiednią do czego? Jako przyjaciółkę? Na razie chyba pozostało tylko to.
     - A kto powiedział, że chciałabym spędzić z tobą Święta, co panie Casanovo? - na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, a płacz powoli ustawał.
     - No wreszcie wróciła ta denerwująca Meadowes! - zaśmiał się chłopak.
     - Ona cały czas tu była. - pociągnęła nosem i postarała się kpiąco uśmiechnąć.
     - Wiesz, jakoś nie zauważyłem.
     - Zrobiłam ci przysługę i dałam trochę spokoju. A wracając do tematu wspólnych świąt, mam zacząć skakać z radości, że szkolne bóstwo chce ze mną spędzić czas?
     - Byłoby to mile widziane. A teraz wstawaj pójdziemy gdzieś.
     - Teraz? Jest prawie czwarta nad ranem.
     - Jestem Syriusz Black, myślisz, że ja chodzę szybko spać? - pomijając fakt, że tak naprawdę to spał wcześniej, ale nie czekając na odpowiedź, dodał. - Poczekaj chwilę.
     - Jasne. Ja ty będę stać, a ty pewnie pójdziesz i już nie wrócisz. - po łzach ślad powoli zanikał.
     - Skąd wiedziałaś? Jestem aż tak przewidywalny? - zapytał z udawanym smutkiem.
    Chłopak zniknął za drzwiami i po chwili wrócił wraz z bluzą, peleryną i... mapą?
     - Rozumiem bluzę, ale na co ci peleryna i... To jest mapa?
     - Ubierz ją. - podając czarnowłosej bluzę, napotkał jej zdezorientowane spojrzenie. - Przecież widzę, że cała się trzęsiesz. - wyjaśnił.
     - Syriusz Black daje mi swoją bluzę?! Ten Syriusz Black?! Dziewczyny mi nie uwierzą! - zaczęła piszczeć Dorcas, ale po chwili poczuła dłoń na swoich ustach.
     - Ciszej Mała, bo nas usłyszą, a nie wszyscy muszą wiedzieć, że wybywamy poza Pokój Wspólny. - chłopak uśmiechnął się cwaniacko i puścił nastolatkę.
     - No więc co to jest? - wskazała na pozostałe przedmioty znajdujące się w dłoni Blacka.
     - To. - powiedział podnosząc do góry pelerynę. - Jest tak zwana Peleryna Niewidka. - wytłumaczył po czym założył ją na siebie.
     - Nie wierzę. - szepnęła dziewczyna widząc, że tułów Łapy zniknął. - Jakim sposobem?
     - Słodka tajemnica. - prawda była taka, że sam nie miał pojęcia. - A to jest Mapa Huncwotów. Wraz z chłopakami stworzyliśmy ją dwa lata temu. Wiele razy uratowała nam tyłek. - chłopak podał czarnowłosej mapę i cierpliwie czekał na jej reakcję.
     - Tu nie ma nic. - stwierdziła po chwili, gdyż pergamin był całkowicie pusty.
     - Spostrzegawcza dziewczynka.
     - A tak na serio?
     - Tylko popatrz. - powiedział, po czym wyciągnął różdżkę i skierował ją w kierunku mapy. - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. 
     Meadowes jak zaczarowana spoglądała jak na pierwszej stronie pojawiają się zawijasy, które później układały się w poszczególne wyrazy.
     Dziewczyna szeptem przeczytała, powstałe wyrazy.
     - Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić MAPĘ HUNCWOTÓW. 
     - W twoich ustach te zdanie jeszcze lepiej brzmi. - zaśmiał się Syriusz. - W sumie to mogliśmy cię nagrać i dołączyć do tego.
     - Udam, że nie słyszałam tego.
     - Ale to był komplement!
     - Nie udany. Jak ta mapa działa?
     - Otóż droga koleżanko. Na tej mapie są pokazane wszystkie pomieszczenia, wszystkie sekretne przejścia i co najlepsze, wszystkie osoby przebywające na terenie Hogwartu. Widać na niej, gdzie dana osoba w tym momencie się znajduje.
     - Niesamowite. - szepnęła dziewczyna przyglądając się mapie.
     Studiowała wzrokiem uważnie pergamin i przyglądała się poszczególnym nazwiskom. Wreszcie znalazła. BLACK i MEADOWES. Dwa małe punkciki tak blisko siebie.
     - No dobrze. Widzę, że Filch jest w innej części szkoły więc możemy iść. - oznajmił zadowolony z siebie Syriusz.
     Chłopak zarzucił na nich na wszelki wypadek pelerynę, po czym z różdżką i mapą w dłoni, ostrożnie ruszyli przez zamek. Mieli dość duży kawałek do przejścia, gdyż musieli przejść z siódmego piętra na drugie.
     - Mogę cię o coś spytać? - zapytał Black po pięciu minutach ciszy.
     - Jak już musisz. - obojętny głos nastolatki był czasami nie do zniesienia.
     - Jaki masz status krwi? Chyba się o to nie pytałem albo po prostu nie pamiętam.
     - A po co ci to wiedzieć? - warknęła czarnowłosa.
     Zdała sobie sprawę, że powiedziała to zbyt ostrym tonem. Jej natura znowu dała o sobie znać. Stała się podejrzliwa. Jednak nie da się zmienić w ciągu miesiąca. Nadal była sobą, nawet jeśli starała się to ukryć.
     I dopiero teraz zauważyła, że przestała być na każdym kroku czujna, a to tylko dlatego, że poczuła się... bezpiecznie. Musiała się ogarnąć. Nie była bezpieczna. Nikt nie był. Nadal powinna być czuja. W końcu zawsze była.
    - Jestem po prostu ciekawy.
    Dziewczyna zmrużyła na niego oczy i starała się dostrzec coś w jego twarzy. Coś co mogłoby świadczyć o nieuczciwych zamiarach chłopaka. Nie dostrzegła nic takiego w wyrazie jego twarzy, więc postanowiła odpowiedzieć.
    - Jestem mugolakiem. Moi biologiczni rodzice byli mugolami, a rodzina, która się mną później zaopiekowała była czystokrwista. Dlatego zawsze podaję nazwisko Marshall. Czuję, a raczej czułam się ich córką.
    - Na pewno oni też traktowali cię jak córkę i jestem pewien, że bardzo cię kochali.
    - Dziękuję, Syriusz. Momentami jesteś na prawdę pomocny. - zaśmiała się cicho, za co dostała kuksańca w bok.
    - Już jesteśmy. - oznajmił Black, po czym otworzył przed nimi wielkie drzwi i ściągnął z nich pelerynę.
   - Jesteśmy w... kuchni? - zdziwiła się dziewczyna.
   Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tak... zwyczajnego miejsca. Zwyczajnego, jeśli brać pod uwagę, że znajdowali się w Hogwarcie.
    - Nie byle jakiej kuchni. Jesteśmy w najwspanialszej kuchni na świecie, pomijając tę u Rogacza.
    - No więc po co mnie tu przyprowadziłeś?
    - Jak to po co? Na mecz Quidditcha, rzecz jasna! - odpowiedział sarkastycznie Łapa po czym uśmiechnął się zawadiacko.
    - Na Merlina, gwiazdki co wy tu o tej godzinie robicie? - oboje usłyszeli dźwięczny głos, który dochodził z dołu, po czym oboje spojrzeli w tamtą stronę.
    Im oczom ukazała się niewielka istotka sięgająca im do kolan.
    - Bujdka! - Syriusz uśmiechnął się wesoło, po czym przyklęknął i serdecznie uściskał skrzatkę*. - Dorcas to jest Bujdka, najlepsza kucharka w Hogwarcie. Uwierz mi robi najlepsze ciasta na świecie.
    - Miło poznać. - wybąkała niewyraźnie dziewczyna.
    Była zaskoczona tym, że Łapa potrafi być tak przyjacielski w stosunku do innych.
    - Ciebie też gwiazdko. - powiedziała wesoło, po czym odwróciła się do Syriusza. - Jeśli chcesz ciasto czekoladowe jest w chłodziarce.
    Nim się obejrzały chłopak zniknął w poszukiwaniu ciasta.
    Meadowes przysiadła na jednym ze stołków, stojących przy małym stoliczku.
    - A więc kochanie. Ty i Syriusz jesteście razem?
    - Nie, nie, nie. - zaprzeczyła szybko dziewczyna.
    - Szkoda. Wreszcie znalazłby sobie porządną dziewczynę, na taką przynajmniej wyglądasz. Ostatnio widziałam go z tą McKinnon. Paskudna dziewczyna, strasznie wredna, ale wiesz pasowałabyś do Syriuszka. - Bujdka świergotała rozanielona perspektywą szczęścia tego młodego Gryfona.
    - Nie pasujemy do siebie. - oznajmiła delikatnie czarnowłosa, nie chcą urazić skrzatki, która była bardzo sympatyczną osobą.
    - Uwierz mi, jeszcze będziecie razem. Syriusz to dobry chłopak. Trochę nieogarnięty i czasami popełniający błędy, ale każdy je popełnia. Wierzę, że kiedyś będziecie....
    - Och, Bujdko przestań nas swatać! - zawołał Black wchodząc z powrotem, tylko teraz z ciastem w ręku. - To co Mała, masz ochotę na ciasto?


Za każdym razem kiedy próbuję się wznieść,
Upadam bez moich skrzydeł.
Czuję się taka mała,
Sądzę, że Cię potrzebuję, kochanie.

***

    Nadszedł ten dzień. Dzień, który miał nie nadchodzić, którego tak bardzo nie chciał. Niedziela, a dokładniej, dzień wyjazdu Annabell. Czemu perspektywa rozłąki tak bardzo bolała?
    Wiedział, że dadzą sobie razem radę, nawet ze związkiem na odległość, ale mimo to świadomość, że jutro się obudzi i nie zobaczy twarzy swojej dziewczyny w ciągu dnia, łamała mu serce.
    Wraz z Rogaczem i Łapą, stał w Pokoju Wspólnym i czekał na dziewczęta. Umówili się, że poczekają na nie i wszyscy razem zejdą do Sali Wejściowej i tam będą się żegnać.
    - Ann, spóźnisz się! - krzyczała Lily zza drzwi dormitorium tak, że Huncwoci to usłyszeli i parsknęli śmiechem.
    - Lilka, skończ! Nigdzie się nie spóźnię! - Ann, również głośno odpowiedziała, po czym usłyszeli jak drzwi się otwierają i po chwili zobaczyli idącą w ich stronę Meadowes.
    - Już schodzą. - oznajmiła, po czym mruknęła do siebie. - Wreszcie będzie cisza i spokój.
    - Dorx, możemy porozmawiać? - James nieśmiało podszedł do czarnowłosej.
    - Nie teraz. - nawet nie popatrzyła w jego stronę.
    Nie była na niego zła. Po prostu nie wiedziała jak się zachować. Nie wiedziała czy chłopak w momencie kiedy proponował jej związek miał na prawdę na myśli udawanie, by Evans była zazdrosna, czy może wstydził się przyznać, ale coś do niej czuł. Zdecydowanie nie chciała tego drugiego. Nie chciała mieć takiego problemu jakim było posiadanie chłopaka.
     - Ale Dorx...
     - Powiedziałam, nie teraz. Teraz nie ma czasu.
    W tym momencie po schodach zeszły dwie Gryfonki.
     - Nareszcie. - westchnął Remus.
     Chciał jeszcze te pozostałe piętnaście minut, spędzić z Rose. Chłopak podszedł do blondynki i splótł jej palce ze swoimi. Spojrzał na nią i starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, jakby odległość mogła zetrzeć obraz dziewczyny w jego głowie.
     Na ziemię, sprowadził go dopiero błysk. Nierozumiejącym wzrokiem, rozejrzał się i zauważył, że Lily trzyma w dłoniach aparat. Magiczny aparat, z którego zdjęcia się ruszały.
     - No co? Stałbyś tak jeszcze pół dnia i wpatrywałbyś się w Ann, a tak to będziesz miał jej kolejne zdjęcie, a teraz pospieszcie się trzeba schodzić.
     Evans przeszła przez Pokój Wspólny i szła w kierunku przejścia. Reszta udała się za nią.
     Szli w ciszy, nie mieli ochoty rozmawiać, bo wiedzieli, że za chwilę będą zmuszeni się pożegnać z przyjaciółką.
     Droga do Sali Wejściowej minęła zdecydowanie za szybko. Lunatyk kurczowo ściskał dłoń dziewczyny jakby ta miała zaraz się rozpaść. Nadszedł ten moment.
     Wszyscy ustawili się w kółku i tylko patrzeli na siebie. Nie umieli zacząć tej rozmowy.
     - Wiecie, że muszę za chwilę iść. - wreszcie Annabell zabrała głos, chociaż w gardle czuła gulę, a łzy zaczynały ściskać jej gardło.
     - Wiemy. - odpowiedział Syriusz, który postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i podszedł przytulić dziewczynę. - Będzie nam ciebie brakować. Uważaj tam na siebie.
     Zaraz za nim podeszła Dorcas, która również objęła blondynkę.
     - Żałuję, że nie miałyśmy okazji bardziej się poznać. We Francji na pewno będziesz szczęśliwa.
     Po Meadowes nadeszła kolej na Lily i Jamesa. Rudowłosa żegnając się z najlepszą przyjaciółką rozpłakała się i nie chciała dziewczyny puścić.
     Widząc błagalny wzrok Rose, Rogacz odkleił Gryfonkę od blondynki i pozwolił by Lily objęła go i zaczęła cicho szlochać. Miał nadzieję, że nie słyszała jak serce głośno mu wali.
      Serce podeszło mu do gardła, gdy przyszła jego kolej. Nie chciał się z nią żegnać.
      - Obiecaj, że będziesz uważała na siebie w tej Francji. - powiedział Remus przytulając dziewczynę.
      Ból w jego oczach był nie do zniesienia. Ann odwróciła głowę.
      - Obiecuję. - nim dziewczyna zdążyła coś dodać, blondyn przycisnął swoje wargi do jej.
      Ten pocałunek był pełen bólu i smutku. Musiała się jak najszybciej od niego odsunąć i tak też
zrobiła.
      Spojrzała na chłopaka przepraszającym wzrokiem i cicho powiedziała.
      - Muszę już iść. Obiecuję, że napiszę do ciebie jak tylko dostanę się do Beauxbatons. - odwróciła się z zamiarem odejścia, gdy usłyszała wołający ją piskliwy głosik.
     - Annabell! Ze mną się nie pożegnasz? - zapytała z udawanym zdziwieniem McKinnon.
     Remus widząc blondynkę zacisnął szczękę. Pamiętał o swojej obietnicy, ale cholernie trudno było ją spełnić.
     - Jak chcesz Marleno. - powiedziała Gryfonka i objęła Ślizgonkę.
     - Przynajmniej będzie o jedną kłamczuchę mniej w Hogwarcie. - syknęła w jej kierunku panna McKinnon.
     - Nie bardzo rozumiem.
     - Obie doskonale wiemy, że nigdy nie kochałaś Lupina. Miałaś jakiś powód by z nim być, ale nigdy go nie kochałaś. - blondynka uśmiechnęła się jadowicie wypowiadając te słowa.
     Była doskonała jeśli chodziło o obserwację. Widziała wszystkich. Jak mówili prawdę, jak kłamali. Ciężko było ją oszukać.
     - Och... A może lepiej mi powiedz. Co u Taylera? Pozbierałaś się już? - ton Rose był zawistny.
     Dziewczyny odsunęły się od siebie i Ann zauważyła, że Marlena pobladła. Uśmiechnęła się do niej promiennie.
    - Za tobą też będę tęskniła, McKinnon. - zwróciła się do przyjaciół. - A teraz cóż. Żegnajcie. Dbajcie o siebie i piszcie. - dziewczyna zniknęła za drzwiami.
    Remus poczuł jak jego serce pęka i zdał sobie sprawę z tego, że Marlena bacznie go obserwuje.


Dlaczego jesteśmy sobie obcy,
Kiedy nasza miłość jest silna?
Czemu żyjesz beze mnie?**


* Bujdka jest skrzatem domowym/skrzatką domową.
*Britney Spears - Everytime
                                                                                                       


Kolejny rozdział za nami. Wybaczcie mi dziewczyny, że taka długa przerwa była, ale miałam egzaminy i nie miałam czasu by napisać ten rozdział. 
Szczerze mówiąc, pisało mi się go ciężko, sama nie wiem dlaczego, ale jestem całkiem zadowolona z efektu. 
Relacja Dorcas-Syriusz się powoli rozwija. Wybaczcie, że nie było nic z Jilly, ale rozdział wyszedł już i tak długi ;) Zdradzę, że w następnym rozdziale odbędzie się rozmowa Dor i Rogacza. Ciekawe co może z niej wyniknąć? ;) 
Za możliwe błędy z góry przepraszam.

Do następnego rozdziału,
Pozdrawiam, 
Destiny. :3
   


22 komentarze:

  1. O, pierwsza?
    Miło się czytało przy disco polo (no comment) i herbatce.
    Za mało Syriusza. Mam na niego fazę, więc będę narzekać.
    No i mało Jilly, chociaż w Twoim opowiadaniu wolę Dorx x James. Dziwna jestem.
    Remusa mi szkoda. Fajny z niego chłopak i taki wrażliwy, ale jakiś chodzi nieszczęśliwy.. ;-;
    Chciałabym tak wspaniale budować opisy. Z reguły nie mam na nie pomysłu, ja to chyba zacznę dramaty pisać.
    I jak zwykle robię spam i zapraszam do siebie, tym razem na http://zapalka-na-wietrze.blogspot.com/ bo Jilly trochę stoi, a lubię Twoje komentarze, wiele mi dają.

    Pozdrawiam
    Crux

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza :)
      Disco polo i rozdział? Ciekawe, ciekawe xD
      Syriusza za mało? Wydaje mi się, że było go dość sporo ;c Chyba, że się pomyliłaś i chodziło Ci o Jamesa.
      Nie jesteś dziwna, sama przez moment miałam wielką ochotę połączyć Dorx i Pottera, ta ich przyjaźń wyszła mi za idealna i pasowali by do siebie xD
      Postaram się w najbliższym czasie wpaść, ale z niecierpliwością czekam na Jilly. Musisz napisać następny rozdział!
      Pozdrawiam,
      Destiny :)

      Usuń
    2. Nie, nie, chodziło mi o Syriusza. Serio, ja to jakaś niewyżyta, wiecznie mi go mało.
      Postaram się odpędzić myśli o zawieszeniu bloga na bardzo długi czas i może coś napiszę :)
      Crux

      Usuń
  2. O kurczę ;__; Daaaaaaaaaaaaaaaaaaaaawno mnie tutaj nie było ;__; Przepraszam! Wrócę tutaj! (Tak do tygodnia myślę :P) I wszyściutko skomentuję od nowa, dobrze? NIe złość się już na mnie ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Marlene to mam ochotę dopaść swoimi nożami.
    Jak ja jej nie znoszę.
    Pozdrawiam
    PaKi

    OdpowiedzUsuń
  4. Nono, moja droga. Musiałam jeszcze raz przeczytać sobie poprzedni rozdział żeby sobie przypomnieć, co się działo. Ale rozumiem - jak jest czas, to nie ma weny, jak jest wena, to nie ma czasu.
    Rozdział świetny <3
    Coś mi się wydaje, że planujesz zrobić z Remusa i Marleny parkę, prawda? Mi tam sie podoba, mimo że McKinnon to nadal suka. Niech się zmienia jak najszybciej!
    JILLY! JILLY! JILLY! JA CHCE JILLY!
    Ja po prostu wielbię Jilly tak bardzo <3 Dawaj mi tu Jilly raz dwa!
    Doriusz (nazwa cudowna, wiem, wiem) też jest świetny. Chce go jeszcze więcej! (Bo jak już kiedyś wspominałam, jestem fanką romantycznych scenek)
    Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że ukaże się szybciej niż ten!!
    xoxo,
    xottix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku to raczej jest: jest czas-jest wena-brak chęci by ruszyć swój tyłek i coś naskrobać ;c
      Tak, raczej zamierzam ich zeswatać o ile plany mi się jeszcze nie zmienią xD
      Przepraszam za brak Jilly, obiecuję poprawę ;c
      Doriusz za każdym razem mnie rozwala xD Romantyczne scenki mast bi :3
      Też mam nadzieję, że rozdział ukaże się szybciej :)
      Pozdrawiam,
      Destiny.

      Usuń
  5. Oh my God, w końcu nowy rozdział. Ujrzyj szczęście w mych oczach. I małą dozę ironii, bo gdy codziennie sprawdzałam czy nie ma nowego rozdziału to nic się nie działo, a gdy się pojawił musiałam się uczyć z geigrafii i matematyki x(. No ale kobiec końców w końcu jestem.
    Na początku mam dwie uwagi. Piszę teraz żeby nie zapomnieć. Po pierwsze jest naprawdę nie "na prawdę". A druga rzecz jaka mnie dziwi to Bujdka. Wszystko rozumiem, ale to przecież skrzat domowy, a one były przecież oddabe wszystkim ludziom i ostatnie do obgadywania, więc dziwne, że skrzatka tak poleciała po McKinnon.
    A reszta to same plusy.
    Cóż, znów płacze i zżeram całe tabliczki czekolady, bo do pocałunku Syriusza i Dorcas było blisko niewystarczająco. Ile masz mnie zamiar tak torturować? Ty złyzua kobieto, mój prywatny Joffrey'u Baratheonie!! Nie, żartuję kocham cię przecież wwschodząca gwiazdo literatury ;)
    Ale tym Jamesem to mnie załamałaś! Tak go uwielbiam w tym opowiadaniu, a tu taki cios we friendzone z Dorcas :( Mam nadzieję, że w nanastępnym rozdziale będzie go więcej i że nue pospieszysz się z Jilly, jakoś za tym nie przepadam. Wszystkie fanfiki o huncwotach to zazwyczaj Jilly.
    Kolejna rzecz to to, że muszę zwrócić ci honor względem poprzedniego komentarza. Świetnie prowadzisz wątek Marleny i Remusa. To wszystko zaczyna się ukladać. Teraz dwa złamane serca połączą się w jedno, co? Cieszę się, że związek Ann i Lunatyka tak jakby się rozpadł. Lubię ich obu osobno, ale razem jest za dużo słodzenia.
    No to teraz czekam na ósemkę. A jak będę musiala czekać na nią dłużej niż poprzednio, to cię znajdę i jak w Misery Kinga będę cię zmuszać do pisania ;)
    Ps:ciekawi mnie, ile masz lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Już się pytałam Destiny, ile ma lat - szesnaście:)

      Usuń
    3. Cieszę się, że w końcu jesteś :) Postaram się następny rozdział dodać w dogodnym terminie, synchronizujmy kalendarze xD
      Nie mam pojęcia dlaczego zawsze mam problem ze słowem ''naprawdę'' ;c
      Co do Bujdki to w sumie masz rację. W następnych rozdziałach postaram się wytłumaczyć, dlaczego ona czuje się tak ''swobodnie''.
      Do pocałunku ŁapaxDorcas będzie trzeba trochę poczekać ;c Chyba...
      Wschodząca gwiazdo literatury? Bo się zarumienię xD Daleko mi do wschodzącej gwiazdy ;c
      Niestety, mam nadzieję, że Dor i Potter szybko się pogodzą :3 Wszystkie fanfiki są o Jilly, bo to jedna z najbardziej znanych par. Nawet u mnie, więcej osób czeka na Jilly xD
      Dziękuję za takie miłe słowa dotyczące Remusa i Marleny. Cieszę się, że w miarę ich wątek mi wychodzi ;)
      Nie będziesz musiała mnie zmuszać do pisania, obiecuję, że teraz rozdział pojawi się szybciej.
      Jak już wspomniała xottix mam 16 lat :)

      Pozdrawiam,
      Destiny.

      Usuń
    4. Przy okazji, to ile Ty Priori masz lat?

      Usuń
    5. Sorry, że tak pópóźno odpowiadam... Mam 13 lat a już 10 czerwca 14 ;)

      Usuń
  6. Gratuluje nominacji do LBA!!! Więcej tu:
    76-hunger-games-sectus.blogspot.com/p/liebster-award-6.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Twoje opisy przeżyć wewnętrznych bohaterów. Ich emocje są tak wyraźnie zarysowane, że bardziej przypominają prawdziwych ludzi niż wymyślonych bohaterów.
    Zastanawiam się, czy przypadkiem nie próbujesz zeswatać w dalszej przyszłości Remusa i Marleny... A kuchnia to zawsze najlepsze miejsce na cel nocnej wędrówki po Hogwarcie :D
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie miłe słowa :) Opisy przeżyć wewnętrznych tak bardzo przypominają prawdziwych ludzi, ponieważ najczęściej są to moje przemyślenia przelane i zmodyfikowane na potrzeby opowiadania :)
      Raczej zamierzam ich zeswatać, ale wszystkiego dowiecie się później xD
      Postaram się wpaść na bloga.
      Pozdrawiam,
      Destiny.

      Usuń
  8. Kurczę, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Mam nadzieję, że teraz pojawi się szybciej niż inne, przez te cholerne egzaminy :) Piszesz przepięknie, tak Ci zazdroszczę... :( Co tu jeszcze dodać, mam nadzieję, że ten komentarz doda Ci trochę otuchy i zmotywuje do dalszego pisania! :D
    Wszystkie notki są bardzo ciekawe, ta była pełna bólu i smutku, nie ukrywając trochę bardziej wolę gdy więcej piszesz o Syriuszu i Dorcas, a i jeszcze jedno
    proszę zmień trochę podejście Dorcas z tej nieufnej i wrednej dziewczyny, na trochę lepszą wersję czyli milszą i przekonującą się co do Huncwotów. Jeszcze raz świetny rozdział!
    Pozdrawiam,
    Rogalik! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział mam prawie cały w głowie, wystarczy tylko go zapisać, a tu pojawia się moje lenistwo ;c
      Komentarz na pewno mnie zmotywował. Miło czytać, że komuś te opowiadanie się podoba :)
      Dorcas na pewno się zmieni, ale nie chcę, aby ta zmiana była ot tak sobie. Chciałabym powoli pokazać jak główna bohaterka się zmienia, jak cała ta przygoda w Hogwarcie ma na nią wpływ.
      Również pozdrawiam,
      Destiny :*

      Usuń
    2. Droga Destiny zmuszam cię do napisania! :D
      Pisz kochana, bo to jak to robisz wychodzi ci pięknie i bardzo dużo ludzi czeka na to co napiszesz!
      Czekamy kochana! <3

      Usuń
    3. Okey. Czuję się zmuszona xD
      Dziękuję za tak miłe słowa, podziałały :)

      Usuń